Rozdział 33


/ Hania /


            Dźwięk budzika wyrywa mnie ze snu. Mam szczerą ochotę wyłączyć go i spać dalej, ale nie ma takiej możliwości. Nie dzisiaj. Zresztą kilka minut później w pokoju zjawia się mama, żeby sprawdzić, czy wstałam. Przy okazji przynosi moją sukienkę i posyła mi ciepły, matczyny uśmiech. Teraz nie pozostaje mi nic innego, jak podnieść się z łóżka i zacząć przygotowania do najwspanialszego dnia w naszym wspólnym życiu.
            Nie mija nawet pół godziny, jak cały dom roi się od ludzi. Fryzjerka właśnie kończy mnie czesać. Powinnam mieć też już makijaż, ale osoba odpowiedzialna za umalowanie mnie trochę się spóźnia, więc wszystkie jesteśmy zdenerwowane.
            - Za chwilę sama zrobię sobie ten cholerny makijaż - mówię poirytowana.
            - Spokojnie - Jagoda klepie mnie uspokajająco po ramieniu - zaczekajmy jeszcze trochę - dodaje.
            - Niech będzie - wzdycham - ale jeśli za dziesięć minut ta kobieta się tutaj nie pojawi, sama się umaluję.
W tej właśnie chwili słyszę delikatne pukanie do drzwi i w progu pojawia się młoda dziewczyna. W dłoniach trzyma sporą metalową walizkę, co sugeruje, że niedługo będę gotowa do tego, żeby pokazać się Michałowi.
-Przepraszam za spóźnienie - na jej twarzy widać zakłopotanie - zepsuł mi się samochód - usprawiedliwia się jeszcze.
W tej sytuacji komentarz jest zbędny. Spokojna o swój wygląd pozwalam wizażystce pracować. Mniej więcej po upływie kolejnej godziny dziewczyna kończy make-up. Oczywiście w międzyczasie Michał stara się cokolwiek podejrzeć, ale mama i Jagoda skutecznie uniemożliwiają mu dostanie się do pokoju. W myśl zwyczaju, że pan młody nie może zobaczyć partnerki przed ślubem. Są przesądne. Zwłaszcza mama.
            - Jagódka, dzieci gotowe? - pytam mojej świadkowej.
            - Tak - odpowiada uśmiechnięta - Michał pomógł je ubrać.
            - W takim razie chodźmy - decyduję, otwierając drzwi pokoju, w którym kiedyś mieszkałam.
Michał patrzy na mnie i nie może wyjść z podziwu. Mija więc kilka sekund, zanim udaje mu się uporać z pierwszym szokiem. Kiedy sytuacja jest już opanowana, atakujący całuje mnie delikatnie, po czym bierze pod rękę. Przed domem stoi już zaparkowany pojazd, który lada moment zawiezie nas do kościoła.
            - Na nas już pora - szepczę do narzeczonego.
Siatkarz pomaga mi jeszcze wsiąść do samochodu, po czym ruszamy. Chociaż Michał przez cały czas mnie uspokaja, ja nadal się denerwuję. No cóż… może stres odpuści w miarę upływu czasu. Bardzo na to liczę.


***


/ Michał /


            Przed kościołem wita nas tłum zaproszonych gości. Wśród nich nasi rodzice, dziadkowie Hani, czy koledzy z drużyny. Uśmiechamy się do wszystkich, po czym wchodzimy do środka. Świadkowie idą jeszcze podpisać ostatnie dokumenty i już kilka minut później zaczyna się ceremonia. Nim się spostrzegam, przychodzi czas złożenia przysięgi. Nieco zdenerwowani stajemy naprzeciw siebie. Podajemy sobie dłonie.
            - Ślubuję Ci miłość, wierność i...- wraz z wypowiedzeniem tych słów w jej oczach pojawiają się łzy.
Nie mija kilka sekund, a ja również składam ukochanej przyrzeczenie. Nie jest to takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Głos mi się łamie, a słowa z trudem przechodzą przez gardło. Czuję na sobie wzrok wszystkich obecnych. Szczególnie rodziców, którzy spoglądają na mnie z wyczekiwaniem.
            - … i że cię nie opuszczę aż do śmierci… - kończę i kątem oka zauważam, że mama wzdycha z ulgą.
Szczerze mówiąc, reszty uroczystości nie pamiętam, bo skupiam się na tym, co dzieje się w mojej głowie. Ta na szczęście dobiega końca kilka minut później, a ja czuję opadający ze mnie stres.


***


/ Jagoda /

            Podobnie, jak wszyscy, ja też cieszę się, że uroczystość zaślubin tych dwojga dobiegła już końca. Chociaż z drugiej strony to jeszcze nie wszystko. Państwo Łasko wymyślili, że skorzystają z okazji i odbędzie się chrzest małej Michalinki. W dodatku uznali, że to ja i Kubiak zostaniemy jej rodzicami chrzestnymi. A żeby było zabawniej, nie chcieli słyszeć nawet słowa sprzeciwu.

            Jako matka chrzestna trzymam dziewczynkę na rękach. Muszę przyznać, że jest wyjątkowo spokojna. Krótko mówiąc: śpi w najlepsze. Zarówno ja, jak i jej rodzice jesteśmy z tego faktu zadowoleni. To ułatwia księdzu odprawienie krótkiego nabożeństwa i polanie główki dziewczynki wodą. W międzyczasie wyjmuję ze swojej torebki białe ubranko, które nakładam małej.
- To chyba po wszystkim - szeptem mówię do, stojącego obok, Kubiaka.
- Mam taką nadzieję - przyjmujący posyła mi krótki uśmiech.
Już w chwilę później razem z parą młodą i pozostałymi gośćmi wychodzimy na zewnątrz. Ciepłe letnie słońce niemal od razu mnie oślepia. Pozostałych zresztą też. Wszyscy, jak na komendę, sięgają po przyciemnione okulary. Kolejnych kilkanaście minut mija na składaniu życzeń młodej parze i rzucaniu drobnych, które Hania z Michałem mają pozbierać.
            - Gratulacje, kochani - mówię, kiedy w końcu przychodzi moja kolej.
            - Wszystkiego, co najlepsze - dodaje jeszcze Kubiak.
W oczach Hani nadal kręcą się pojedyncze łzy. I nie są to łzy smutku, ale szczęścia. Bo Hania z Michałem są właśnie najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz