/ Hania /
Dźwięk
budzika wyrywa mnie ze snu. Mam szczerą ochotę wyłączyć go i spać dalej, ale
nie ma takiej możliwości. Nie dzisiaj. Zresztą kilka minut później w pokoju
zjawia się mama, żeby sprawdzić, czy wstałam. Przy okazji przynosi moją
sukienkę i posyła mi ciepły, matczyny uśmiech. Teraz nie pozostaje mi nic
innego, jak podnieść się z łóżka i zacząć przygotowania do najwspanialszego
dnia w naszym wspólnym życiu.
Nie
mija nawet pół godziny, jak cały dom roi się od ludzi. Fryzjerka właśnie kończy
mnie czesać. Powinnam mieć też już makijaż, ale osoba odpowiedzialna za
umalowanie mnie trochę się spóźnia, więc wszystkie jesteśmy zdenerwowane.
- Za
chwilę sama zrobię sobie ten cholerny makijaż - mówię poirytowana.
-
Spokojnie - Jagoda klepie mnie uspokajająco po ramieniu - zaczekajmy jeszcze
trochę - dodaje.
-
Niech będzie - wzdycham - ale jeśli za dziesięć minut ta kobieta się tutaj nie
pojawi, sama się umaluję.
W tej właśnie chwili słyszę delikatne pukanie do drzwi
i w progu pojawia się młoda dziewczyna. W dłoniach trzyma sporą metalową
walizkę, co sugeruje, że niedługo będę gotowa do tego, żeby pokazać się
Michałowi.
-Przepraszam za spóźnienie - na jej twarzy widać
zakłopotanie - zepsuł mi się samochód - usprawiedliwia się jeszcze.
W tej sytuacji komentarz jest zbędny. Spokojna o swój
wygląd pozwalam wizażystce pracować. Mniej więcej po upływie kolejnej godziny
dziewczyna kończy make-up. Oczywiście w międzyczasie Michał stara się cokolwiek
podejrzeć, ale mama i Jagoda skutecznie uniemożliwiają mu dostanie się do
pokoju. W myśl zwyczaju, że pan młody nie może zobaczyć partnerki przed ślubem.
Są przesądne. Zwłaszcza mama.
-
Jagódka, dzieci gotowe? - pytam mojej świadkowej.
- Tak
- odpowiada uśmiechnięta - Michał pomógł je ubrać.
- W
takim razie chodźmy - decyduję, otwierając drzwi pokoju, w którym kiedyś
mieszkałam.
Michał patrzy na mnie i nie może wyjść z podziwu. Mija
więc kilka sekund, zanim udaje mu się uporać z pierwszym szokiem. Kiedy
sytuacja jest już opanowana, atakujący całuje mnie delikatnie, po czym bierze
pod rękę. Przed domem stoi już zaparkowany pojazd, który lada moment zawiezie
nas do kościoła.
- Na
nas już pora - szepczę do narzeczonego.
Siatkarz pomaga mi jeszcze wsiąść do samochodu, po
czym ruszamy. Chociaż Michał przez cały czas mnie uspokaja, ja nadal się
denerwuję. No cóż… może stres odpuści w miarę upływu czasu. Bardzo na to liczę.
***
/
Michał /
Przed kościołem wita nas tłum
zaproszonych gości. Wśród nich nasi rodzice, dziadkowie Hani, czy koledzy z
drużyny. Uśmiechamy się do wszystkich, po czym wchodzimy do środka. Świadkowie
idą jeszcze podpisać ostatnie dokumenty i już kilka minut później zaczyna się
ceremonia. Nim się spostrzegam, przychodzi czas złożenia przysięgi. Nieco
zdenerwowani stajemy naprzeciw siebie. Podajemy sobie dłonie.
- Ślubuję Ci miłość, wierność i...-
wraz z wypowiedzeniem tych słów w jej oczach pojawiają się łzy.
Nie
mija kilka sekund, a ja również składam ukochanej przyrzeczenie. Nie jest to
takie łatwe, jak mogłoby się wydawać. Głos mi się łamie, a słowa z trudem
przechodzą przez gardło. Czuję na sobie wzrok wszystkich obecnych. Szczególnie
rodziców, którzy spoglądają na mnie z wyczekiwaniem.
- … i że cię nie opuszczę aż do
śmierci… - kończę i kątem oka zauważam, że mama wzdycha z ulgą.
Szczerze
mówiąc, reszty uroczystości nie pamiętam, bo skupiam się na tym, co dzieje się
w mojej głowie. Ta na szczęście dobiega końca kilka minut później, a ja czuję
opadający ze mnie stres.
***
/
Jagoda /
Podobnie, jak wszyscy, ja też cieszę
się, że uroczystość zaślubin tych dwojga dobiegła już końca. Chociaż z drugiej
strony to jeszcze nie wszystko. Państwo Łasko wymyślili, że skorzystają z
okazji i odbędzie się chrzest małej Michalinki. W dodatku uznali, że to ja i
Kubiak zostaniemy jej rodzicami chrzestnymi. A żeby było zabawniej, nie chcieli
słyszeć nawet słowa sprzeciwu.
Jako matka chrzestna trzymam
dziewczynkę na rękach. Muszę przyznać, że jest wyjątkowo spokojna. Krótko
mówiąc: śpi w najlepsze. Zarówno ja, jak i jej rodzice jesteśmy z tego faktu
zadowoleni. To ułatwia księdzu odprawienie krótkiego nabożeństwa i polanie
główki dziewczynki wodą. W międzyczasie wyjmuję ze swojej torebki białe
ubranko, które nakładam małej.
-
To chyba po wszystkim - szeptem mówię do, stojącego obok, Kubiaka.
-
Mam taką nadzieję - przyjmujący posyła mi krótki uśmiech.
Już
w chwilę później razem z parą młodą i pozostałymi gośćmi wychodzimy na
zewnątrz. Ciepłe letnie słońce niemal od razu mnie oślepia. Pozostałych zresztą
też. Wszyscy, jak na komendę, sięgają po przyciemnione okulary. Kolejnych
kilkanaście minut mija na składaniu życzeń młodej parze i rzucaniu drobnych,
które Hania z Michałem mają pozbierać.
- Gratulacje, kochani - mówię, kiedy
w końcu przychodzi moja kolej.
- Wszystkiego, co najlepsze - dodaje
jeszcze Kubiak.
W
oczach Hani nadal kręcą się pojedyncze łzy. I nie są to łzy smutku, ale szczęścia.
Bo Hania z Michałem są właśnie najszczęśliwszymi ludźmi na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz