Rozdział 29

/Kubi /


            W końcówce czwartego seta serce na moment zamiera mi w piersi. Kiedy widzę, że Jagoda nie podnosi się z boiska po jednym ze swoich ataków, w głowie mam samie czarne scenariusze. Jednak bardzo szybko na boisko wkraczają ratownicy, a dziewczyna schodzi z placu gry przy pomocy koleżanek. Jej kontuzja nie zakłóciła przebiegu meczu, ale nie to jest dla mnie najważniejsze. Teraz martwię się przede wszystkim jej zdrowiem i zastanawiam, na ile uraz jest poważny.
            - Kochanie, wszystko w porządku? – pytam, gdy udaje mi się podejść do barierek po zakończonym meczu.
            - Myślę, że tak – odpowiada nieco zakłopotana – ale zabiorą mnie na prześwietlenie.
            - Pojadę z tobą – natychmiast podejmuję decyzję – i nie przyjmuję sprzeciwu – dodaję.
Kątem oka dostrzegam, że Jagoda coś do mnie mówi. Nic jednak nie słyszę, bo szybko wychodzę na zewnątrz. W smsie daję jej znak, że będę czekał na nią przy wejściu i osobiście odwiozę na badania. Znając życie, pewnie nie jest pewnie zachwycona tym pomysłem, ale ja nie mogę siedzieć z założonymi rękoma. Jagoda głośno by się do tego nie powiedziała, jednak gdybym nie zareagował, przez kilka dni byłaby na mnie porządnie obrażona, czego wolałbym po prostu uniknąć.


W oczekiwaniu na Jagodę udaje mi się porządnie zmarznąć, do czego nigdy w życiu bym się nie przyznał. Dopiero po kilkunastu minutach w drzwiach hali pojawia się przyjmująca, a za nią ratownicy. Aha, jest jeszcze Qlka, która niesie nie tylko swoją torbę, ale i Jagody. Gdy tylko mnie widzi, natychmiast przekazuje mi bagaż, a sama wycofuje się w stronę swojego samochodu. Tymczasem Jagoda patrzy na mnie tak, jakby właśnie przebiegła maraton.
            - Wolałabym, żebyś pojechał do domu – mówi na powitanie moja dziewczyna.
            - A jak później wrócisz? – na jej twarzy widać zamyślenie – no właśnie – mówię, sugerując jej, że nie ma innego wyjścia.
Właśnie w ten sposób uświadamiam jej, że z kontuzjowaną nogą nigdzie się nie ruszy, a jeśli tak to uraz pogłębi się jeszcze bardziej. Co prawda Jagoda powstrzymuje się od komentarza, ale w jej spojrzeniu widzę, że przyznała mi rację i zgadza się, żebym poczekał na nią na szpitalnym korytarzu, kiedy ona będzie przechodziła badania. Tak jest łatwiej, chociaż poszedłbym tam bez względu na to, co myśli Jagoda.


***


/ Jagoda /


            „Ja to mam szczęście” – myślę, gdy przekraczam próg szpitala. Uszkodzona noga daje mi się we znaki, a ja jestem coraz bardziej zła, że kontuzja przydarzyła mi się w momencie, kiedy moja forma zwyżkuje, a ja byłam w trakcie jednego z najlepszych meczów w sezonie. Chociaż… z drugiej strony takiego pecha mogła mieć każda inna zawodniczka naszej albo przeciwnej drużyny, dlatego mam nadzieję, że szybko z tego wyjdę. Już kilka minut później muszę skończyć rozmyślania, bo właśnie pojawia się lekarz, który wykona prześwietlenie. Całe badanie trwa zaledwie kilka minut, a specjalista wydaje się być zadowolony z wyniku.
            - Panie doktorze, czy uraz jest poważny? – pytam nieco wystraszona.
            - Na szczęście to tylko skręcenie – lekarz posyła mi pokrzepiający uśmiech – myślę, że kontuzja nie wykluczy pani na długo.
            - Uff – w moim głosie słychać wyraźną ulgę – myślałam, że będzie gorzej – również się uśmiecham.
Podejrzewam, że przez kilka dni zostanę unieruchomiona w jakimś stabilizatorze i najdalej za dwa tygodnie wrócę do treningów. Bardzo się cieszę z takiego obrotu sprawy, bo nie chciałabym, żeby czekała mnie przerwa do końca sezonu. Zwłaszcza, że wszystko idzie mi co raz lepiej, a trener jest zadowolony z postępów, jakie zrobiłam w ostatnim czasie.
            - Wiadomo już coś? – pyta Kubiak, kiedy wychodzę z pracowni RTG.
            - Tak – znów się uśmiecham – to tylko skręcona kostka, nic poważnego.
            - No widzisz – tym razem przyjmujący obejmuje mnie ramieniem – a tak się bałaś.
„Nie było czego” – mówię do siebie w myśli, ciesząc się, że zamieszanie tak się skończyło.


***


/ Hania /


             Pisanie artykułów na stronę klubu wcale nie przychodzi łatwo po tak długiej przerwie. Niemniej jednak cieszę się, że mogłam wrócić i znów spełniam się zawodowo. Właśnie przygotowuję zapowiedź zbliżającego się spotkania, gdy słyszę dzwonek do drzwi. W pierwszej chwili jestem przekonana, że Michał nie zabrał ze sobą kluczy i teraz nie może wejść do środka. Kiedy jednak atakujący zrywa się, żeby sprawdzić, kto nas odwiedził, uświadamiam sobie, że zawodnicy nie mieli dziś zajęć, a ja zupełnie straciłam poczucie czasu.
            - Proszę, wejdźcie – słyszę z korytarza.
Zupełnie nie mam pojęcia, kto mógł nas odwiedzić. Wątpię, żeby Jagoda ze skręconą kostką chciała się przeciążać, a mama z tatą zawsze najpierw dzwonią. Nieco zaskoczona niespodziewaną wizytą wyłączam laptopa, kierując swoje kroki do salonu. Duże jest moje zdziwienie, gdy widzę w salonie rodziców Michała. Przez kilka kolejnych minut stoję, nie mogąc uwierzyć własnym oczom.
            - Miło cię widzieć, Haniu– krępującą ciszę przerywa pani Teresa.
            - Panią również – odpowiadam, próbując zdobyć się na uśmiech.
Mimo, że jego tata siedzi tuż obok, nie mam w sobie tyle odwagi, żeby na niego spojrzeć.  Tak swoją drogą, nie mam pojęcia, jak dał się namówić na to, żeby przejechać kilkadziesiąt kilometrów i nas odwiedzić. Nie zastanawiam się jednak nad tym dłużej, ponieważ idę do kuchni przygotować coś do picia. Z kolei Michała wysyłam do cukierni po jakieś ciasto. Gdybym wiedziała, że ktoś do nas wpadnie zrobilibyśmy większe zakupy. A tak zostały najwyżej krakersy na dnie szafki ze słodyczami.
            - Kochana, nie fatyguj się już – przyszła teściowa posyła mi serdeczny uśmiech.
            - To żaden problem – mówię skromnie – za chwilę przyjdzie Michał, więc będzie mógł z wami porozmawiać.
            - My przyjechaliśmy do was… a właściwie chcielibyśmy porozmawiać z tobą – tym razem głos zabrał pan Łasko – ale masz rację, zaczekajmy na Michała.
Już w chwilę później mój ukochany zjawia się w salonie z talerzem pełnym ciasta. Kładzie słodkości na środku stołu, po czym siada na sofie, obejmując mnie przy tym ramieniem. Jednocześnie spogląda na bawiącego się Arka i, śpiącą w foteliku, Michasię.
            - Zaskoczyliście nas – atakujący również nie kryje swojego zdumienia – pewnie mieliście jakiś powód?
            - Dobrze nas znasz, synu – po twarzy starszego z mężczyzn przemyka cień uśmiechu.
W salonie znów zapada cisza. Jednak nie jest już tak krępująca, jak na początku. Tylko Łasko senior opuszcza nasze lokum, jak gdyby zapomniał czegoś w samochodzie. Wraca kilka minut później, niosąc w rękach różnego rozmiaru paczki. Dwie z nich odłożył, dając nam do zrozumienia, że prezenty wręczy naszym maluszkom, gdy tylko Michasia wstanie. Z kolei mojemu narzeczonemu przekazał ciężką tubę, w którą zapakowano dobre, włoskie wino.
            - Byłbym zapomniał – przyszły teść znów opuścił salon.
Po krótkiej chwili pojawił się z pięknym bukietem kwiatów w dłoniach. Pierwszy raz dostrzegam na jego twarzy zakłopotanie i łapię na tym, że szuka odpowiednich słów. Zupełnie jakby bał się, że powie coś niewłaściwego.
            - Haniu – mężczyzna patrzy mi w oczy – chciałbym cię przeprosić za wszystkie przykrości, jakie ci sprawiłem i – tym razem spogląda na Michała – za święta, które wam zepsułem.
Obydwoje jesteśmy zaskoczeni tym, co właśnie usłyszeliśmy. Jednak w głębi serca cieszę się, że zostałam zaakceptowana, a przynależność do rodziny Łasko nie będzie dla mnie przykrym obowiązkiem, czego do tej pory poważnie się obawiałam. W tej właśnie chwili Michał postanawia, że goście zostaną u nas na noc i otwiera wino przyniesione przez rodziców. Arek z Michasią chyba też wyczuwają co się dzieje, bo jak na komendę zaczynają radośnie machać rączkami.

Po całkiem miłym wieczorze spędzonym z rodzicami Michała jestem szczęśliwa, że wreszcie mogę się położyć. Nie ukrywam, że w ciągu jednego popołudnia spadło na mnie zbyt wiele. Niemniej jednak cieszę się, że wszystko tak się ułożyło i, mając wsparcie rodziców, wreszcie możemy zacząć planowanie naszego ślubu. Śmiało mogę więc powiedzieć, że poza Michałem, jestem dziś najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
            - Jestem z ciebie dumna – słyszę jeszcze głos teściowej w sąsiednim pokoju – do końca nie miałam pewności, czy zdobędziesz się na przeprosiny.
            - Jak widać wszystko dobrze się ułożyło – teść również jest w dobrym humorze.

Oj tak, zdecydowanie wszystko ułożyło się lepiej, niż powinno. Z tą myślą zasypiam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz