/ Hania /
Od kilku godzin siedzę przy łóżeczku mojego synka. Próbuję go uspokoić, jednak na nic zdają się wszystkie sprawdzone metody. Arek wciąż płacze. Jego buzia przybiera czerwony kolor. Mojej uwadze nie uchodzi także fakt, że krztusi się łzami, a mocny kaszel zapiera dech w tej maleńkiej piersi. Nagle czuję cisnące się do moich oczu łzy. " Co robić?!"- ta myśl rozsadza mi czaszkę. Wzmagające się przerażenie i stres wcale nie pomagają mi w podjęciu decyzji, a zamiast tulić Arka krążę nerwowo po jego pokoiku. Mija kilka minut. Nie potrafię już tak po prostu chodzić. Jeszcze wydeptam dziurę w podłodze i będę musiała przeprowadzać remont. A na to przeznaczać pieniędzy nie chcę!
Z każdą chwilą jest coraz gorzej. Mały nie ma już sił, by płakać, a temperatura podnosi się. Niesamowicie wystraszona sięgam po leżący na parapecie okna termometr, który natychmiast przykładam do czoła Arka. Matko! Aż nie mogę uwierzyć, że ma tak wysoką gorączkę! Przecież to może zabić dorosłego człowieka, a co dopiero dziecko! Nie wahając się dłużej wyjęłam go z łóżeczka i, kładąc na przewijaku, zdejmuję koszulkę, w którą jest ubrany. Zmieniam jeszcze pieluchę, po czym wyjmuję z komody dżinsowe spodenki, koszulkę i ciepłą polarową bluzę. Nie zapominam również o czapeczce. Taki dwutygodniowy malec jest niesamowicie wrażliwy, a ja nie chcę pogorszyć jego stanu zdrowia jeszcze bardziej. Po dziesięciu minutach jestem już gotowa. Dzierżąc w dłoni fotelik z małym w pośpiechu biorę torebkę z dokumentami i kluczykami od samochodu. Nie kryjąc łez zamykam drzwi mieszkania. Już mam skierować się w stronę schodów, gdy napotykam przeszkodę uniemożliwiającą mi dalsze przejście. Podnoszę zapłakane oczy. Przed sobą widzę mężczyznę z zawieszoną na ramieniu sportową torbą. Kto to jest? Nie wiem. Choć po tygodniu pracy w Jastrzębskim Węglu twarz powinna być mi dobrze znana. Nie mam jednak głowy do spraw zawodowych. Najważniejsze jest teraz życie mojego synka, które być może wisi na włosku. Bez słowa próbuję wyminąć nieznajomego. On jednak zatrzymuje mnie gestem ręki, patrząc przy tym w oczy.
-Co się stało? - pyta anielsko spokojnym głosem.
-A... A... Arek... on... - próbuję z siebie wydukać.
-Co się dzieje z dzieckiem?
-Du... dusi... się... temperatura... - po tych słowach wybucham głośnym płaczem, budząc Arka, któremu na moment udaje się zasnąć.
Jego płacz rozlega się na klatce schodowej świdrując uszy nie tylko moje, ale też mężczyzny, który właśnie wyjął z mojej dłoni fotelik i, obejmując mnie ramieniem, prowadzi mnie w dół po schodach. W nie długim czasie jesteśmy już przed blokiem,w którym mieszkam. Jego ramię wciąż spoczywa na moim, gdy kierujemy się w stronę dużego bordowego samochodu. Otwiera go i pomaga mi wsiąść, podając fotelik z Arkiem. Sam siada za kierownicą. Nie pytając mnie o cel, do którego zmierzam, rusza.
---------------------------------------------
Witam!
Już jakiś czas temu postanowiłam zacząć to opowiadanie, ale brakowało mi motywacji. Jednak w ostatnim czasie się znalazła i udało mi się napisać prolog. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.
Wszystkich zainteresowanych proszę o wpisanie się na podstronę, do której link znajdziecie w Menu tego bloga. Postaram się nie długo znowu coś dodać. Pozdrawiam:*:)
Fajnie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńasz talent, piszesz świetnie ja niestety zaraz idę spać bo padam a o 6 muszę wstać ale jak będę miała czas to napewno poczytam :)
OdpowiedzUsuń