Rozdział 28

/ Kubi /


            Już od jakiegoś czasu krąży mi po głowie pomysł zrobienia tatuażu. W tajemnicy przed Jagodą codziennie przeglądam wzory, motywy czy szkice. Sprawdzam również adresy salonów tatuażu w całym mieście. Nie mogę się jednak zdecydować na nic konkretnego. W Internecie jest tyle inspiracji, że właściwie trudno wybrać. Dopiero dziś wpadam na jakikolwiek pomysł Z kolei imię ukochanej wpisane w klucz jest dokładnie tym, czego bym chciał. Jeszcze dziś umawiam się na wizytę w studio.
            - Z kim rozmawiałeś, kochanie? – niepostrzeżenie w salonie pojawia się Jagoda.
            - Z Michałem – odpowiadam nieco zbyt szybko – umawialiśmy się na siłownię.
            - Na pewno? – moja ukochana czasami jest zbyt podejrzliwa.
            - Tak – posyłam jej szeroki uśmiech – nie martw się o mnie.
Uff! Mogę odetchnąć z ulgą, bo udało mi się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji. Tatuaż ma być dla Jagody niespodzianką, więc robię go w tajemnicy. Jak znam życie, na pewno nie zgodziłaby się na taką „ozdobę”, a jeśli już ją zrobię to nie będzie miała nic do powiedzenia.


***


            Jagoda, przekonana, że umówiłem się z Michałem, jedzie na trening. Dziewczyna niczego nie podejrzewa, więc ja spokojnie przygotowuję się do wyjścia. Ubieram wygodne luźne spodnie i, nie zapominając o dokumentach schodzę na parking. Salon, który wybrałem jest na drugim końcu miasta, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia, ponieważ w ciągu kilku minut udaje mi się dotrzeć na miejsce. Już od progu wita mnie młody rysownik, pokazując mi tym samym zaprojektowany wzór.
            - To jak, zaczynamy? – pyta, widząc niepewność na mojej twarzy.
            - Tak, oczywiście – szybko się reflektuję i podążam za rysownikiem.
Kiedy kładę się na łóżku, przypominającym to do masażu, czuję jak opuszczają mnie wszystkie wątpliwości. Zamiast obawiać się bólu, jestem rozluźniony, a spokój, jaki opanował mnie od środka powoduje, że nic nie zmusi mnie do zmiany zdania.
            Wzór nie był skomplikowany, więc po godzinie wszystko jest gotowe. Przeglądam się zatem w lustrze i z zadowoleniem stwierdzam, że to właśnie jest to. Pozwalam jeszcze, żeby rysownik założył mi opatrunek, po czym reguluję należność, zostawiając także napiwek za dobrze wykonaną robotę. Osobiście czuję się szczęśliwszy. Pytanie tylko, co na to wszystko powie Jagoda?


***


/ Hania /


            Kilka dni temu dostałam telefon z klubu, z propozycją powrotu na stanowisko oficera prasowego. Przyznam, że do teraz jestem tym bardzo zaskoczona, ale zupełnie poważnie rozważam ofertę włodarzy. Michałowi do niczego się jeszcze nie przyznałam, jednak siedzenie w domu zaczyna mnie już nudzić i chętnie zajęłabym się czymś pożytecznym.
            - Kochanie? – zagajam, parząc kawę w kuchni.
            - Coś się stało? – odpowiada pytaniem.
            - Właściwie tak – mówię lekko zakłopotana – dostałam propozycję powrotu do pracy w klubie.
Widać, że jest tą informacją zaskoczony nie mniej ode mnie i zupełnie nie wie, jak zareagować. W ciszy popija zatem kawę, przetwarzając w głowie wszystko, co przed chwilą powiedziałam. Poza tym zdążyłam poznać go na tyle, żeby wiedzieć, że nie chce na mnie nakrzyczeć, czy powiedzieć coś, czego będzie później żałował.
            - Jesteś na to gotowa? – pyta po kilku minutach ciszy.
            - Tak – odpowiadam, chociaż obawiam się reakcji narzeczonego.
            - W porządku – mówi z uśmiechem – jeśli czujesz się na siłach, to nie ma sensu, żebym zatrzymywał cię w domu – dodaje.
            - I za to cię kocham, słońce – nie mogę powstrzymać się od spontanicznego pocałunku w pokryty zarostem policzek.
Jeszcze kilkanaście minut temu dosyć poważnie obawiałam się reakcji Michała. Bo chociaż rzadko mu się to zdarza, potrafi wybuchnąć z taką siłą, jakiej nie powstydziłby się odrzutowiec. No cóż, widać, że martwiłam się zupełnie nie potrzebnie i do tego na zapas, ale taka już moja natura.
            - A kiedy zaczynasz? – atakujący pyta, kończąc swoją kawę.
            - Mam nadzieję, że od najbliższego meczu – odpieram ze szczerym śmiechem.
            - Czyli znów będę miał w domu panią oficer – Michał również się śmieje.
            - Na to wygląda – kończę naszą rozmowę, po czym idę zajrzeć do dzieci.
Mój powrót do pracy może okazać się dużym logistycznym wyzwaniem, ale jakoś sobie poradzimy. Mamy tutaj mnóstwo przyjaciół, którzy chętnie pomagają w potrzebie. Tym razem pewnie też tak będzie, więc jestem spokojna, jeśli chodzi o opiekę nad naszymi pociechami. Obydwoje na pewno tego dopilnujemy.


***


/ Jagoda /


            Dziś po drugiej stronie siatki stanie jedna z najbardziej utytułowanych drużyn w kraju, więc punkty zdobyte w tym meczu będą miały dla nas dużą wagę. W szatni wszystkie jesteśmy poddenerwowane, a co za tym idzie staramy się nawzajem uspokoić. To właściwie okazuje się niewykonalne. Sytuację łagodzi dopiero trener, który pojawia się w pomieszczeniu, żeby przekazać nam ostatnie wskazówki. Wychodząc na przedmeczową rozgrzewkę jestem pod wrażeniem tego, ilu kibiców przyszło dziś na halę. Chociaż… nie ma się czemu dziwić. Atom ma na swoim koncie całkiem sporo sukcesów, a skład też nie byle jaki. Dla mnie jest więc zaszczytem wystąpić przeciwko takim rywalkom i rozpocząć mecz w wyjściowym składzie. Jeszcze nie do końca mogę uwierzyć w to, co się dzieje.


***


            Mimo, że jesteśmy skoncentrowane, mecz nie zaczyna się dla nas najlepiej. Ja mam spore kłopoty z przyjęciem, a dziewczyny nie mogą skończyć ataku ani na skrzydłach, ani ze środka. W tej sytuacji trener Wiktorowicz nie ma innego wyjścia, jak poprosić o przerwę. Jest już nieźle poddenerwowany, więc nie ominą nas pretensje z jego strony.
            - Dziewczyny, co się z wami dzieje?! – tak, jak myślałam, szkoleniowiec nie zamierza być dla nas miły.
            - Gdyby nas tak nie nękały zagrywką to byłoby nam łatwiej – pani kapitan jak zawsze nie może powstrzymać się od komentarza.
            - To może zamienimy się miejscami? – Trener jest co raz bardziej wściekły – Ok, koniec dyskusji. Do przyjęcia stajecie w czwórkę, a ty – tutaj wskazuje na mnie – wybijesz piłkę na aut po rękach blokującej.
            - Tak jest! – odpowiadamy zgodnie, po czym wracamy na boisko.
Po skończonej przerwie czuję jeszcze większą mobilizację. Zgodnie z zaleceniami trenera, w czwórkę ustawiamy się do przyjęcia, a ja obracam piłkę po zewnętrznej stronie bloku. Tym sposobem doprowadzamy do remisu, z kolei w następnej akcji dobry serwis daje nam przewagę nie tylko punktową, ale również psychiczną. Z każdą piłką jestem coraz bardziej pewna siebie, a koleżanki mają do mnie więcej zaufania. W końcówce meczu mam nawet okazję wyskoczyć do pipe’a. Cała akcja jest przez nas świetnie przygotowana i kończy się punktem. Jestem jednak rozpędzona do tego stopnia, że nie udaje mi się wyhamować przed środkową linią boiska. Nagle czuję, że któraś z rywalek depcze po mojej stopie, a ja z impetem upadam na parkiet.
            -Jagoda! Jagoda! – naraz obok mnie znajdują się dziewczyny i sztab medyczny – co się stało?!
            - Nie wiem… - odpowiadam przez łzy – skończyłam tę piłkę, a później upadłam, ktoś stanął mi na nodze. – dodaję nieco zła o to, że wokół mnie zrobiło się takie zbiegowisko.

Ratownicy szybko opatrzyli moją obolałą kostkę i przy pomocy dziewczyn docieram do ławki rezerwowych, z której oglądam ostatnie akcje. Jest mi bardzo przykro, że nie dokończę meczu, ale kostka boli tak bardzo, że nie mogę się na niczym skupić. Nie rejestruję nawet gwizdka kończącego mecz. No cóż, mogło być pięknie, ale jak zwykle mam pecha. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz