/
Kubi /
Już od jakiegoś czasu krąży mi po
głowie pomysł zrobienia tatuażu. W tajemnicy przed Jagodą codziennie przeglądam
wzory, motywy czy szkice. Sprawdzam również adresy salonów tatuażu w całym
mieście. Nie mogę się jednak zdecydować na nic konkretnego. W Internecie jest
tyle inspiracji, że właściwie trudno wybrać. Dopiero dziś wpadam na jakikolwiek
pomysł Z kolei imię ukochanej wpisane w klucz jest dokładnie tym, czego bym
chciał. Jeszcze dziś umawiam się na wizytę w studio.
- Z kim rozmawiałeś, kochanie? –
niepostrzeżenie w salonie pojawia się Jagoda.
- Z Michałem – odpowiadam nieco zbyt
szybko – umawialiśmy się na siłownię.
- Na pewno? – moja ukochana czasami
jest zbyt podejrzliwa.
- Tak – posyłam jej szeroki uśmiech
– nie martw się o mnie.
Uff!
Mogę odetchnąć z ulgą, bo udało mi się wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
Tatuaż ma być dla Jagody niespodzianką, więc robię go w tajemnicy. Jak znam
życie, na pewno nie zgodziłaby się na taką „ozdobę”, a jeśli już ją zrobię to
nie będzie miała nic do powiedzenia.
***
Jagoda, przekonana, że umówiłem się
z Michałem, jedzie na trening. Dziewczyna niczego nie podejrzewa, więc ja spokojnie
przygotowuję się do wyjścia. Ubieram wygodne luźne spodnie i, nie zapominając o
dokumentach schodzę na parking. Salon, który wybrałem jest na drugim końcu
miasta, ale nie ma to dla mnie większego znaczenia, ponieważ w ciągu kilku
minut udaje mi się dotrzeć na miejsce. Już od progu wita mnie młody rysownik,
pokazując mi tym samym zaprojektowany wzór.
- To jak, zaczynamy? – pyta, widząc
niepewność na mojej twarzy.
- Tak, oczywiście – szybko się
reflektuję i podążam za rysownikiem.
Kiedy
kładę się na łóżku, przypominającym to do masażu, czuję jak opuszczają mnie
wszystkie wątpliwości. Zamiast obawiać się bólu, jestem rozluźniony, a spokój,
jaki opanował mnie od środka powoduje, że nic nie zmusi mnie do zmiany zdania.
Wzór nie był skomplikowany, więc po
godzinie wszystko jest gotowe. Przeglądam się zatem w lustrze i z zadowoleniem
stwierdzam, że to właśnie jest to. Pozwalam jeszcze, żeby rysownik założył mi
opatrunek, po czym reguluję należność, zostawiając także napiwek za dobrze
wykonaną robotę. Osobiście czuję się szczęśliwszy. Pytanie tylko, co na to
wszystko powie Jagoda?
***
/
Hania /
Kilka dni temu dostałam telefon z
klubu, z propozycją powrotu na stanowisko oficera prasowego. Przyznam, że do
teraz jestem tym bardzo zaskoczona, ale zupełnie poważnie rozważam ofertę
włodarzy. Michałowi do niczego się jeszcze nie przyznałam, jednak siedzenie w
domu zaczyna mnie już nudzić i chętnie zajęłabym się czymś pożytecznym.
- Kochanie? – zagajam, parząc kawę w
kuchni.
- Coś się stało? – odpowiada
pytaniem.
- Właściwie tak – mówię lekko
zakłopotana – dostałam propozycję powrotu do pracy w klubie.
Widać,
że jest tą informacją zaskoczony nie mniej ode mnie i zupełnie nie wie, jak
zareagować. W ciszy popija zatem kawę, przetwarzając w głowie wszystko, co
przed chwilą powiedziałam. Poza tym zdążyłam poznać go na tyle, żeby wiedzieć,
że nie chce na mnie nakrzyczeć, czy powiedzieć coś, czego będzie później
żałował.
- Jesteś na to gotowa? – pyta po
kilku minutach ciszy.
- Tak – odpowiadam, chociaż obawiam
się reakcji narzeczonego.
- W porządku – mówi z uśmiechem –
jeśli czujesz się na siłach, to nie ma sensu, żebym zatrzymywał cię w domu –
dodaje.
- I za to cię kocham, słońce – nie
mogę powstrzymać się od spontanicznego pocałunku w pokryty zarostem policzek.
Jeszcze
kilkanaście minut temu dosyć poważnie obawiałam się reakcji Michała. Bo chociaż
rzadko mu się to zdarza, potrafi wybuchnąć z taką siłą, jakiej nie powstydziłby
się odrzutowiec. No cóż, widać, że martwiłam się zupełnie nie potrzebnie i do
tego na zapas, ale taka już moja natura.
- A kiedy zaczynasz? – atakujący
pyta, kończąc swoją kawę.
- Mam nadzieję, że od najbliższego
meczu – odpieram ze szczerym śmiechem.
- Czyli znów będę miał w domu panią
oficer – Michał również się śmieje.
- Na to wygląda – kończę naszą
rozmowę, po czym idę zajrzeć do dzieci.
Mój
powrót do pracy może okazać się dużym logistycznym wyzwaniem, ale jakoś sobie
poradzimy. Mamy tutaj mnóstwo przyjaciół, którzy chętnie pomagają w potrzebie.
Tym razem pewnie też tak będzie, więc jestem spokojna, jeśli chodzi o opiekę
nad naszymi pociechami. Obydwoje na pewno tego dopilnujemy.
***
/
Jagoda /
Dziś po drugiej stronie siatki
stanie jedna z najbardziej utytułowanych drużyn w kraju, więc punkty zdobyte w
tym meczu będą miały dla nas dużą wagę. W szatni wszystkie jesteśmy
poddenerwowane, a co za tym idzie staramy się nawzajem uspokoić. To właściwie okazuje
się niewykonalne. Sytuację łagodzi dopiero trener, który pojawia się w
pomieszczeniu, żeby przekazać nam ostatnie wskazówki. Wychodząc na przedmeczową
rozgrzewkę jestem pod wrażeniem tego, ilu kibiców przyszło dziś na halę. Chociaż…
nie ma się czemu dziwić. Atom ma na swoim koncie całkiem sporo sukcesów, a
skład też nie byle jaki. Dla mnie jest więc zaszczytem wystąpić przeciwko takim
rywalkom i rozpocząć mecz w wyjściowym składzie. Jeszcze nie do końca mogę
uwierzyć w to, co się dzieje.
***
Mimo,
że jesteśmy skoncentrowane, mecz nie zaczyna się dla nas najlepiej. Ja mam
spore kłopoty z przyjęciem, a dziewczyny nie mogą skończyć ataku ani na
skrzydłach, ani ze środka. W tej sytuacji trener Wiktorowicz nie ma innego
wyjścia, jak poprosić o przerwę. Jest już nieźle poddenerwowany, więc nie ominą
nas pretensje z jego strony.
-
Dziewczyny, co się z wami dzieje?! – tak, jak myślałam, szkoleniowiec nie
zamierza być dla nas miły.
-
Gdyby nas tak nie nękały zagrywką to byłoby nam łatwiej – pani kapitan jak
zawsze nie może powstrzymać się od komentarza.
- To
może zamienimy się miejscami? – Trener jest co raz bardziej wściekły – Ok,
koniec dyskusji. Do przyjęcia stajecie w czwórkę, a ty – tutaj wskazuje na mnie
– wybijesz piłkę na aut po rękach blokującej.
- Tak
jest! – odpowiadamy zgodnie, po czym wracamy na boisko.
Po skończonej przerwie czuję jeszcze większą
mobilizację. Zgodnie z zaleceniami trenera, w czwórkę ustawiamy się do
przyjęcia, a ja obracam piłkę po zewnętrznej stronie bloku. Tym sposobem
doprowadzamy do remisu, z kolei w następnej akcji dobry serwis daje nam
przewagę nie tylko punktową, ale również psychiczną. Z każdą piłką jestem coraz
bardziej pewna siebie, a koleżanki mają do mnie więcej zaufania. W końcówce
meczu mam nawet okazję wyskoczyć do pipe’a. Cała akcja jest przez nas świetnie
przygotowana i kończy się punktem. Jestem jednak rozpędzona do tego stopnia, że
nie udaje mi się wyhamować przed środkową linią boiska. Nagle czuję, że któraś
z rywalek depcze po mojej stopie, a ja z impetem upadam na parkiet.
-Jagoda!
Jagoda! – naraz obok mnie znajdują się dziewczyny i sztab medyczny – co się
stało?!
- Nie
wiem… - odpowiadam przez łzy – skończyłam tę piłkę, a później upadłam, ktoś
stanął mi na nodze. – dodaję nieco zła o to, że wokół mnie zrobiło się takie
zbiegowisko.
Ratownicy szybko opatrzyli moją obolałą kostkę i przy
pomocy dziewczyn docieram do ławki rezerwowych, z której oglądam ostatnie
akcje. Jest mi bardzo przykro, że nie dokończę meczu, ale kostka boli tak
bardzo, że nie mogę się na niczym skupić. Nie rejestruję nawet gwizdka
kończącego mecz. No cóż, mogło być pięknie, ale jak zwykle mam pecha.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz