Rozdział 30

/ Jagoda /


            Po kilku dniach noszenia stabilizatora moja kostka ma się dużo lepiej. Może nie jest to jeszcze okaz zdrowia, ale ból nie przeszkadza mi tak bardzo, jak na początku. No właśnie, stabilizator… zdecydowanie powinien znaleźć się na swoim miejscu, czyli na mojej kostce, ale za cholerę nie pamiętam, gdzie go zostawiłam. W ciągu kilku minut udaje mi się przeszukać sypialnię, czy sąsiedni pokój, w którym kiedyś mieszkałam. No kurczę – mówię do siebie w duchu – przecież to nie igła! Z każdą kolejną chwilą jestem coraz bardziej poirytowana. Aż w końcu wpadam na pomysł, żeby sprawdzić w łazience, do której wchodzę bez większego zastanowienia. Jestem bardzo zaskoczona, widząc w środku Kubiaka, szykującego sobie kąpiel. Moje zdziwienie jest jeszcze większe, kiedy dostrzegam leżący na pralce opatrunek. „Uderzyłem się” – tak, jasne. Chyba maszynką do robienia tatuaży.
            - Co ty tam masz? – pytam, unosząc brew do góry.
            - Mówiłem ci przecież, że się uderzyłem – odpowiada z przekonaniem.
            - Czym, może maszynką do tatuażu? – wiem, że czasem potrafię być złośliwa.
            - Dobra, masz mnie – Kubiak z figlarnym błyskiem w oku zaczyna mnie łaskotać.
W pierwszej chwili próbuję pokazać, że w ogóle mnie to nie rusza. Nie wytrzymuję jednak długo i wybucham niepohamowanym śmiechem. Wiję się przy tym jak piskorz i kompletnie przestaję nad sobą panować. To właśnie dlatego popycham Michała w stronę wanny pełnej wody. Nie zauważam nawet, kiedy wpycham do niej przyjmującego, który po krótkiej chwili ciągnie mnie za sobą, kompletnie nie zważając na to, że nie zdążyłam zdjąć ubrań.
            - Przestań mnie już łaskotać – proszę, próbując powstrzymać łzy śmiechu.w
            - Dobrze – odpowiada, wpijając się w moje usta.
W między czasie siatkarz próbuje zdjąć ze mnie koszulkę i wyswobodzić ze stanika moje piersi. Kompletnie nie mam dzisiaj ochoty na cokolwiek, zwłaszcza na wspólne ćwiczenia. Daję zatem Kubiakowi pstryczka w nos, po czym wychodzę z wanny. Po twarzy Miśka przebiega grymas, co oznacza, że jest bardzo zawiedziony.
            - Innym razem, słońce – mówię, całując go w policzek.
Posyłam mu jeszcze przelotny uśmiech i opuszczam łazienkę. Czy tego chcę, czy nie – muszę się przebrać i włożyć w końcu ten nieszczęsny stabilizator. W przeciwnym razie uszkodzę się jeszcze bardziej i spokojnie będę mogła dokończyć sezon za bandami reklamowymi, w towarzystwie statystyków, czego jednak wolałabym uniknąć. A tak swoją drogą, podziwiam Kubiaka za to, że podjął się zrobienia tatuażu. Ja nie miałabym na tyle odwagi, a ból, jaki się z tym wiąże za bardzo mnie przeraża. To się nazywa po prostu poświęceniem.


***


/ Hania /


            Kilkumiesięczna przerwa w pracy skutecznie wybiła mnie z rytmu. Dlatego przed dzisiejszym meczem czuję się bardzo zestresowana. W dodatku każdy o coś pyta albo próbuje się ze mną przywitać, a dziennikarze są wyjątkowo niezorientowani. Na szczęście z pomocą przychodzą dwie wolontariuszki, które odpędzają ode mnie przedstawicieli mediów. Mogę więc spokojnie uruchomić komputer i przygotować się do napisania pierwszej, od kilku miesięcy, relacji. Nie jest to łatwe, bo mam w głowie kompletną pustkę. Jednak z każdą kolejną akcją palce same poruszają się po klawiaturze, układając kolejne słowa artykułu. Po pierwszym secie negatywne emocje całkowicie opadają, a ja w przerwie mogę przygotować się do konferencji i wywiadu.
            - Jak ci idzie? – w przerwie meczu podchodzi do mnie Michał.
            - Nie najlepiej – posyłam mu delikatny uśmiech – wypadłam z wprawy.
            - Spokojnie – atakujący całuje mnie w policzek – poradzisz sobie.
Mówi to  z takim przekonaniem, że sama zaczynam w to wierzyć. Niestety z każdą kolejną akcją gra zespołu wygląda co raz gorzej. Trener na potęgę rotuje składem, ale to zespół Skry ma pierwszą piłkę meczową, którą wykorzystuje bez większego problemu. No cóż… jeszcze kilka minut temu to Jastrzębie stało przed szansą objęcia prowadzenia w rywalizacji półfinałowej, a tym czasem to Skra ma nad nimi przewagę. Pocieszam się jedynie tym, że za kilka dni drużynę czeka rewanż, a wtedy gra zacznie się od początku.
            Kończę rozmyślania na temat porażki, pakując w międzyczasie swojego laptopa. Wcale nie uśmiecha mi się dzisiejsza konferencja prasowa, ale nie mam wyjścia. Takie samo podejście ma zresztą Michał, którego za żadne skarby nie mogę przekonać, żeby pojawił się w press roomie.
            - Jesteś kapitanem, czy nie?! – w końcu nie  wytrzymuję i podnoszę głos.
            - Teoretycznie – w jego głosie słychać nutkę ironii – a praktycznie może iść tam ktokolwiek.
            - Nie może, bo to jest twój obowiązek! – wykrzykuję jeszcze w jego stronę.
Mocno poirytowana sytuacją idę do sali konferencyjnej. Pech jednak chce, że potykam się o schodek, którego nie zauważam i upuszczam wszystkie dokumenty. No tak, jeszcze tego brakowało! Nieudolnie próbuję wszystko pozbierać, ale kartki nadal wypadają mi z rąk, Z pomocą przychodzi mi jakiś dziennikarz, który układa papiery w zgrabny stosik, po czym mi oddaje,
            - Dziękuję – tylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Na moje nieszczęście obok przechodzi Michał, rzucając mi krótkie, ale za to bardzo nieprzyjemne spojrzenie. Oznacza ono tylko tyle, że bardzo nie podoba mu się sytuacja, w której właśnie mnie zastał. Chociaż to nic nadzwyczajnego, Michał na pewno nie pozwoli sobie tego wytłumaczyć, urządzając mi scenę zazdrości przy najbliższej okazji, ale to nie jest najważniejsze. Teraz muszę się zająć konferencją, bo w przeciwnym razie będę miała spore kłopoty już na starcie, co w ogóle nie jest mi potrzebne.


***


/ Michał /

            - Zwariowałaś?! – krzyczę, gdy tylko zostajemy sami w sali konferencyjnej.
            - O co ci chodzi? – widać, że Hania jest zdezorientowana – ja tylko upuściłam dokumenty!
            - Tylko chyba nie zauważyłaś, że facet cię podrywa!
            -  Ciebie chyba do reszty pogięło! – Dziewczyna również odpowiada krzykiem – Zresztą, skoro twierdzisz, że podrywał mnie jakiś dziennikarz to trzeba było dać mu w pysk a nie wyżywać się na mnie!
Mówiąc to Hania w pośpiechu wybiega z sali konferencyjnej. Gubi przy tym swój telefon, który wypada z tylnej kieszeni jej spodni. Na początku mocno kusi mnie, żeby przejrzeć zawartość urządzenia, ale szybko uświadamiam sobie, jak bardzo niedorzeczny jest ten pomysł. Nie tracąc zatem więcej czasu zbiegam na dół, żeby rozejrzeć się, w którym kierunku poszła Hania. Jak się okazuje, narzeczoną znajduję w jej gabinecie. Nie jest zachwycona moim widokiem, ale ja nie mogę postąpić inaczej.
            - Przepraszam – mówię bardzo niepewnie – nie powinienem był…
            - Masz rację – ton jej głosu jest oschły – nie powinieneś. Lepiej będzie, jak już stąd pójdziesz.
            - Naprawdę mi przykro – dodaję, podchodząc do jej biurka.
            - Lepiej już idź – Hania robi się bardzo stanowcza – później z tobą porozmawiam.
W pierwszej chwili rzeczywiście mam ochotę wyjść i pojechać do domu. Jednak niespodziewanie dla samego siebie wpijam się w usta ukochanej, zdejmując cienki sweterek z jej ramion. Trwamy tak przez dłuższą chwilę, gdy nagle Hania wyrywa się z moich objęć.
            - Michał, nie tutaj – na jej twarzy widać już mocne wypieki – będzie zdecydowanie lepiej, jeśli rozprawię się z tobą w domu.
            - Mam się bać? – pytam z rozbawieniem.
            - Myślę, że tak – Hania nadal próbuje być poważna, ale widać, że sytuacja również ją rozbawiła.

Znając życie dziewczyna długo nie wybaczy mi tego, jak na nią naskoczyłem. Liczę jednak na to, że pozwoli udobruchać się wspólnym wyjściem na miasto, czy kolacją. No cóż, będę musiał się postarać. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz