Rozdział 31


/ Michał /


            Te kilka minut spędzonych w samochodzie podczas drogi powrotnej dłuży się w nieskończoność. Aż w końcu parkuję przed blokiem i gaszę silnik służbowego samochodu. Uff! Jestem szczęśliwy, że ten dzień już się kończy, bo gorzej już być nie może. A jednak… kiedy docieramy na nasze piętro, okazuje się, że klucze zostały w kieszeni bluzy w szatni. Szlag by to wszystko już trafił! Patrzę na Hanię błagalnym wzrokiem. Ona kręci tylko głową z politowaniem. W końcu jednak sięga do torebki, by wyjąć z bocznej kieszeni niewielki breloczek i wpuścić nas do mieszkania. Od razu zrzucam z siebie kurtkę, sięgając jeszcze do kieszeni. Wyjmuję z niej telefon należący do ukochanej.
            - To chyba twoje – mówię, oddając jej aparat.
            - Skąd to masz? – Hania patrzy na mnie, unosząc brwi.
            - Zgubiłaś, jak wybiegałaś z konferencyjnej – odpowiadam krótko.
Moja narzeczona nie jest z tego zadowolona, ale ja już staram się tym nie przejmować. Zamiast tego, namiętnie wpijam się w jej usta, by dokończyć to, co zacząłem jeszcze w jej gabinecie. Tym razem Hania nie protestuje i pozwala, żebym zaniósł ją do naszej sypialni. W drodze na piętro jak szaleni zrzucamy z siebie ubrania, aż w końcu Hania staje przy łóżku w koronkowym komplecie. Ten również po chwili ląduje na podłodze, a my wyruszamy na szczyt, kompletnie nie interesując się tym, co dzieje się wokół.


***


/ Hania /


            Dzień naszego ślubu zbliża się wielkimi krokami, więc najwyższa pora na wybór sukienki. Bardzo chciałabym, żeby była wyjątkowa, chociaż niekoniecznie biała. Pod pretekstem dłuższej wizyty w supermarkecie zostawiam Michała z dziećmi, a sama proszę Jagodę o pomoc w wyborze. Towarzyszy nam również jej przyjaciółka – Agata, która podobno ma świetny gust. Ja właściwie nie mam nic przeciwko. No chyba, że któraś z nich będzie wyjątkowo marudzić.
            - Gotowa? – słyszę w słuchawce, kiedy tylko odbieram telefon.
            - Tak, już idę – odpowiadam natychmiast – widzimy się przy samochodzie.
Nie czekając na odpowiedź, rozłączam się i zabieram swoją torebkę. Przelotnie całuję Michała w policzek, prosząc, żeby natychmiast dzwonił, gdyby coś się działo. Mam jednak cichą nadzieję, że wszystko będzie w porządku, a zakupy okażą się wyjątkowo udane. Z tą właśnie myślą witam obydwie siatkarki i już w chwilę później wyruszamy do jednego z największych salonów sukien ślubnych w okolicy.


***


            Nie spodziewałam się, że wybór będzie tak ogromny. Przez kilka, a nawet kilkanaście pierwszych minut przechadzam się między wieszakami, nie mogąc wyjść ze zdumienia. Aż w końcu pojawia się przy nas sympatyczna ekspedientka, oferując tym samym pomoc. Zanim się oglądam, a już w przymierzalni wisi kilka pięknych sukienek, zaczynając od białej, a na kolorze kości słoniowej kończąc. Bez dyskusji wkładam wszystkie, a Jagoda z przyjaciółką raz po raz kręcą przecząco głowami.
            - Ta jest świetna! – mówi Agata, gdy prezentuję się w kremowej sukience z krótkim rękawkiem.
            - Potwierdzam – Jagoda z kolei wybucha śmiechem – Michałowi szczęka opadnie, jak cię zobaczy.
Nieśmiało przeglądam się w lustrze i muszę przyznać im rację. Zupełnie nie widzę siebie pod stertą falbanek, czy innych dekoracji. Prosty krój powoduje, że wyglądam na szczuplejszą i, rzeczywiście, tak się czuję. Nie ma więc potrzeby, żebym zastanawiała się dłużej.
            - Jestem zdecydowana – mówię do ekspedientki, która przez cały czas nam towarzyszy.
            - Świetny wybór – uśmiecha się, biorąc ode mnie sukienkę w celu jej zapakowania.
Jeszcze tylko wybór dodatków, uregulowanie płatności i właściwie w drogę. Zakupy nie mogą się jednak udać bez pogaduszek przy kawie. Korzystając z okazji idziemy do pobliskiej kafejki, gdzie spędzamy kolejne dwie godziny. Michał pewnie już się martwi, ale jeśli chce, żeby jego rodzinie opadła szczęka w dniu ślubu, zdecydowanie nie powinien narzekać.


***


/ Kubi /


            Wolne od treningów to w ostatnim czasie rzadkość, tak u mnie, jak u Jagody. Lada moment czekają nas najważniejsze mecze w sezonie, więc trenerzy mają już kompletnego bzika na punkcie treningów czysto siatkarskich, a przede wszystkim przygotowania fizycznego. Dzisiaj jest jednak ten dzień, kiedy kompletnie nie myślę o pracy. Zamiast tego robię kanapki i parzę naszą ulubioną kawę, której zapach skutecznie przyciąga dziewczynę do kuchni.
            - Już wstałeś? – przyjmująca nie kryje swojego zdziwienia.
            - A co w tym dziwnego? – uśmiecham się – siadaj, śniadanie gotowe.
Dziewczyna odwzajemnia uśmiech, po czym zajmuje miejsce naprzeciwko. W milczeniu konsumujemy nasz posiłek, a kiedy udaje nam się posprzątać, przyjmująca zaczyna namawiać mnie na wspólne zakupy. Szczerze powiedziawszy, kompletnie nie mam na to ochoty i wolałbym obejrzeć film albo, jeszcze lepiej, pograć w gry na konsoli. Jagoda podsuwa pomysł wspólnego wyjścia do ulubionej knajpki, kiedy odzywa się jej telefon. Nie jest zadowolona, widząc kto dzwoni.
            - Oczywiście, że będę – mówi po nawiązaniu połączenia.
            - …
            - Tak, najpóźniej za godzinę będę na miejscu.
W chwilę później Jagoda kończy rozmowę i uśmiecha się do mnie przepraszająco. Nie musi nic mówić, żebym domyślił się, że to telefon od trenera. Nim się oglądam, dziewczyna idzie spakować swoją torbę, do której ze złością upycha wszystkie rzeczy. Mija zaledwie kilka sekund, gdy słyszę trzask zamykanych drzwi. Właśnie spędziliśmy rewelacyjne popołudnie – przelatuje mi jeszcze przez głowę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz