Rozdział 10

 / Jagoda /
 
Zaczytana w, znalezioną w biblioteczce, powieść nie zauważam, kiedy na zewnątrz zaczyna się zmierzchać. Niechętnie odkładam więc książkę, po czym podchodzę do szafy, by znaleźć w niej odpowiednie na wieczór ubrania. Jak zawsze bywa w takich sytuacjach, tak jest i dzisiaj. Po prostu nie mam co na siebie włożyć. Ratunku! Nie mam ochoty wyglądać jak jakieś straszydło. Dlatego też wyrzucam na podłogę wszystkie rzeczy i rozpaczliwie przeglądam zawartość wszystkich moich szafek. Dopiero po paru minutach decyduję się na dżinsowe rurki, szarą koszulkę z krótkim rękawem i granatowy długi sweterek. Całości dopełnia ciemnobrązowy szalik. Czym prędzej przekręcam kluczyk w drzwiach mojego pokoju. Michała co prawda nie ma, jednak w każdej chwili może wrócić. Zwłaszcza, jeśli jest nie daleko. Znając życie siedzi u tej dziennikarki i bawi jej synka. No cóż. Mnie osobiście niańczenie dzieci nie bawi, ale jak Misiek ma ochotę awansować na nadworną niańkę dziecka tej laski, to ja nie mam nic przeciwko. W sumie to dla mnie lepiej, że co chwila nie ma go w domu. Nie suszy mi przynajmniej głowy, żeby zrobić to, czy tamto. Porzucając swoje rozmyślania, kończę ubieranie. Wiążę poły sweterka, po czym zarzucam na szyję szalik. Muszę przyznać, iż wyglądam całkiem nieźle. Z tą myślą zabieram się za makijaż. Nie lubię wyglądać jak lala, ale rzęsy posmarowane tuszem do rzęs i udekorowane kredką, robią się o wiele większe. W kilka minut później jestem prawie gotowa. Zamierzam właśnie nałożyć puder, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Czyżby Michał nie zabrał kluczy? Porzucając wręcz trzymane w dłoniach przedmioty biegnę otworzyć. Jestem mile zaskoczona, gdy widzę, że w progu stoi Gabrysia w towarzystwie Agaty Sawickiej. Gestem dłoni zapraszam dziewczyny do środka, po czym idę dokończyć makijaż, co nie zajmuje już wiele czasu. W mgnieniu oka wracam do czekających w salonie gości. Klubowe koleżanki uśmiechają się do mnie wesoło.
- Świetnie wyglądasz – komplementuje na mój widok Agata.
- Dziękuję – odwzajemniam ich uśmiech.
- Dobra, dobra – przerywa nam Gabrysia – Jagoda, gotowa?
- To idziemy – komenderuje libero, po czym opuszczamy mieszkanie mojego wujka.
 
***
Hania /
 
Mam wrażenie, że pocałunek z Michałem trwa całą wieczność. Czuję się anielsko spokojnie i nadzwyczaj bezpiecznie. Nigdy nie było mi dane zaznać czegoś tak nie prawdopodobnego. Dlatego dopiero po kilku minutach odrywam się od ust atakującego, by złapać oddech. Michał w tym czasie nie rozluźnia swego szczelnego uścisku. Nie chcę nawet, żeby to robił. Lecz czar tej chwili nagle pryska. Z salonu dobiega mnie płacz synka. Byłabym zapomniała, że właśnie nastąpiła pora nakarmienia mojego maleństwa. Wyplątuję się więc z uścisku siatkarza, po czym pędem biegnę do salonu. Arek jeszcze nie płacze. Jest jednak bardzo blisko wylania obfitego potoku łez. Czym prędzej wyjmuję synka z kołyski i podaję mu moją mleczną pierś. Malec zadowolony przysysa się do niej i milknie jak na komendę. Ja natomiast patrzę na niego czułym, matczynym wzrokiem. Nie zauważam więc, że Michał zajmuje miejsce tuż obok i obejmuje mnie ramieniem. Znowu czuję się bezpiecznie, a w obecności mojego anioła naprawdę nic mi nie grozi. Taki facet, jak on jest dosłownie ideałem każdej kobiety. Zupełnie inny, niż Radek, na którego trafiłam przed niespełna rokiem. Właściwie do dziś żałuję, iż dałam mu się omamić. Jednak najgorszy żal mam o to, że poszłam z nim do łóżka. Chociaż na dobrą sprawę nie miałam na to wpływu, gdyż z tego, co później powiedziały mi tamtejsze koleżanki – drań dosypał mi czegoś do alkoholu i nic nie pamiętałam. Moje ponure wspominki zostają przerwane. Naraz słyszę anielski głos Michała.
- Arek już się chyba najadł – zwraca mi uwagę.
- Chyba masz rację – odpowiadam, po czym odstawiam Arka od piersi.
- Myślałaś o czymś – raczej stwierdził, niż zapytał mój towarzysz.
- Właściwie to o niczym – odpieram, ocierając buzię synka – chcesz go potrzymać?
- Jeszcze się pytasz? – rzuca mi nieco obrażone spojrzenie – no pewnie.
Ze szczerym uśmiechem podaję Michałowi synka. Siatkarz bierze go na ręce z ogromną czułością. Aż widać, że pragnie mieć własne dziecko, jednak najpierw powinien znaleźć swoją drugą połówkę. Chciałabym być jego dopełnieniem, jednak nie wiem, czy Michał czuje do mnie to, co ja do niego. Na razie nie chcę nad tym gdybać. Nie przyniesie to nic dobrego. Dlatego też porzucam myśl o naszym związku i patrzę, jak Michał bawi się z Arkiem. Mieć przy sobie kogoś takiego jak on to po prostu marzeniem, które właśnie zaczyna się spełniać.
 
***
Raphael /
 
Wyjście na wieczór filmowy do chłopaków to jeden wielki nie wypał. Jest drętwo jak diabli, nie mówiąc już o tym, że jest ze mną ten jeleń, który psuje całą imprezę. Gdyby nie on, wszystko byłoby idealnie. A tak psuje całą imprezę. Uczepi się człowieka, jak rzep psiego ogona i zadowolony. Teraz akurat snuje się po mieszkaniu, niczym duch. Zapewne snuje jakąś wizję wycięcia kawału, co zostaje szubko udaremnione, gdyż w holu właśnie pojawia się żeńska część towarzystwa. Oprócz żony Bartka – Karoliny, pojawia się jeszcze dziewczyna Polańskiego i jakieś dwie inne laski, których nie miałem okazji poznać. Jak się szybko okazuje wszystkie panie reprezentują barwy bielskiej drużyny. Co tu dużo mówić? Od razu mi zaimponowały. Szczególnie stojąca w środku blondynka o niebieskich oczach. Jest wręcz przepiękna. Choćbym chciał, nie jestem w stanie siebie okłamywać. Zawodniczka od razu wpadła mi w oko, lecz zupełnie nie zwraca na mnie uwagi. Nieco wkurzony zajmuję sobie miejsce w kącie wygodnej kanapy. Dziewczyny tymczasem przygotowują alkohol i przekąski. Natomiast Bartek przegląda stery płyt.
- Co powiecie na „ Drobne cwaniaczki”? – pyta, wyjmując pudełko z dość pokaźnego stosu pozostałych płyt.
- Czemu nie? – pyta retorycznie siedząca między Gabi a Thortonem brunetka.
- Mam nadzieję, że to nie jest nudne, jak flaki z olejem – ten to zawsze musi wtrącić swoje trzy grosze.
- Uśmiejesz się słonko do łez – odpowiada zgryźliwie żona Bartka.
- Taaak? – zadaje głupie pytanie mój współlokator – to się przekonamy.
I w tej właśnie chwili środkowy wrzuca do odtwarzacza płytę. Sadowi się obok żony i tak jak reszta sięga po puszkę schłodzonego piwa. Ja także nie odmawiam sobie kropli alkoholu dla poprawy wydolności moich nerek. Jako sportowiec nie powinienem pić, jednakże nikt się teraz tym nie przejmuje. Wręcz przeciwnie. Wszyscy bawimy się świetnie. Zwłaszcza Brian. Ten jak zawsze nie może się powstrzymać i bajeruje tę młodą siatkarkę, która przedstawiła nam się jako Jagoda. Całkiem ładna z niej dziewczyna i dobrze będzie ją ostrzec przed tym idiotą, który bawi się dziewczynami. Jednak wszyscy zainteresowani są tą durną komedią i nie mam ku temu okazji. Zresztą po jakimś czasie wypity alkohol zaczyna szumieć w głowie i zapominam o tym, co chcę powiedzieć dziewczynie. Tak w ogóle co to ja jestem, przyzwoitka jakaś? Jak się dziewczyna sparzy to nie będzie moja wina. Najwyżej poczciwy kolega z pozycji zapłaci alimenty na nienarodzone jeszcze dziecko. Jak już to jemu portfel schudnie, a mi nic do tego. Z tą właśnie myślą zapatruję się w ekran i razem z resztą towarzystwa wybucham raz po raz nowymi salwami śmiechu. Wiedział Bartuś co wybrać. Nie ma co.

----------------------------------------------
Przepraszam, za małe opóźnienie, jednak byłam trochę zabiegana, a nie chciałam dać Wam do przeczytania byle czego. Mam nadzieję, że rozdział się podoba. Pozdrawiam i do następnego:*:)

2 komentarze:

  1. Hej Marzenko;D Nie pamiętam na jakim rozdziale powyżej dziesiątego skończyłam czytać blog we wakacje więc czytam od 10 wzwyż.Pozdrowionka;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba się bardzo :)
    Czekam na następny.

    OdpowiedzUsuń