Rozdział 17



/ Jagoda /


            Zupełnie nie wiem, dlaczego moje samopoczucie pogarsza się z dnia na dzień. Zbyt często dokuczają mi poranne mdłości, biorące się nie wiadomo skąd. Pomijam już brak apetytu, czy chęci, by wstać z łóżka. Nie mam ochoty na nic. Jednak leżąc na wznak w łóżku, mam sporo czasu na przemyślenia. Całkiem niepostrzeżenie moje refleksje skłaniają się ku Amerykaninowi, którego nie widziałam od paru tygodni. Dzwonię do niego przynajmniej kilka razy w tygodniu, lecz w większości przypadków nie odbiera. Generalnie wychodzi na to, że albo robi coś ważnego, albo zapomina telefonu, który odbiera ten Brazylijczyk. Nie wiem, co mam o tym sądzić. Czuję się źle, będąc traktowaną w taki sposób i odnoszę wrażenie, iż stałam się jego zabawką na kilka dni. Odpychając od siebie ponure rozważania, wstaję z łóżka. Ubieram klubowy dres i względnie doprowadzam się do porządku. Przychodzi mi to z trudem, jednak przypuszczenia nie pozwalają mi zachować spokoju. Muszę to sprawdzić! Z duszą na ramieniu wychodzę więc do apteki, by zaopatrzyć się w test ciążowy. Zajmuje mi to nie więcej niż kilka minut, po czym wracam do mieszkania Michała i zamykam się w łazience. Z duszą na ramieniu sprawdzam przyczynę swojego samopoczucia. Czekam kilka chwil i… Nie mogę uwierzyć! Ot tak, zaszłam w ciążę! Mój świat wali się w ułamku sekundy. Wszystko, co miało się ziścić w najbliższym czasie jest zwyczajnie nie aktualne. Siadam na podłodze, a do moich oczu napływają łzy. Nie hamuję ich, gdyż muszę wylać z siebie cały żal i pretensje. W pierwszej chwili nie myślę. Dopiero, gdy dochodzę do siebie, zastanawiam się, jak powiem Thortonowi. Łatwe to na pewno nie będzie.

***


         Ostatni tydzień był dla mnie katastrofą. Nastrój z dnia na dzień się pogarsza, a Michał dolewa tylko oliwy do ognia. Czy on nie może zrozumieć, że nie mam ochoty na obiad albo rozmowę?  Nawet nie mogę zostać sama, bo on musi sprawować nade mną kontrolę. Umiejętnie wypycham go z pokoju, mówiąc iż dzwoni mi telefon. W rezultacie nie kłamię, gdyż właśnie słyszę dźwięk obwieszczający nadejście połączenia. Z duszą na ramieniu biorę w dłonie aparat i naciskam klawisz zielonej słuchawki. Serce zaczyna mi bić w szaleńczym tempie, gdy słyszę angielskie powitanie.
            - Chciałaś się ze mną spotkać – oznajmia obojętnym tonem.
            - Owszem – wyduszam z siebie odpowiedź – mam ci coś ważnego do powiedzenia.
            - W takim razie czekam na ciebie w parku za godzinę – oznajmia, rozłączając się.
Z jednej strony cieszę się na to spotkanie. Z drugiej natomiast zaczynają nachodzić mnie wątpliwości. Boję się jego reakcji na wieść o ciąży. Podejrzewam, iż wcale nie będzie zadowolony. No, ale co ja mam zrobić? Będę unikać rozmowy na ten temat do momentu, kiedy mój brzuch będzie wyglądał jak piłka? Wtedy będzie jeszcze gorzej, niż teraz. Jednak mleko już się rozlało. Wciąż wystraszona przygotowuję się do spotkania. Wkładam na siebie szare rurki, oraz koszulkę. Na ramiona narzucam jedynie cienki sweterek, skrywany pod przykryciem krótkiego płaszczyka. Biorę jeszcze z półki czapkę i rękawiczki, po czym wychodzę. Nad niczym nie myśląc, kieruję się na wyznaczone miejsce. Siadam na jednej z ławek, gdzie czekam na swojego towarzysza. Nim na dobre zdążę utkwić w czymś wzrok, pojawia się przede mną Amerykanin. Całuje mnie czule w czoło, po czym podrywa, zmuszając do wstania. Nieco zbyt ufnie podaję mu dłoń, dzięki czemu zaczynamy spacer. Początkowo idziemy w milczeniu. Lecz z każdą kolejną chwilą obydwu nam dzwoni w uszach przeraźliwa cisza.
            - Brian – odzywam się, gwałtownie przystając – muszę ci coś powiedzieć.
            - Czyżbyś miała jakąś kontuzję? – pyta zdziwiony.
            - Można i tak to nazwać – odpowiadam – w pewnym sensie.
            - Co masz na myśli? – rozgrywający zaczyna dociekać.
            - Jestem w ciąży – oznajmiam na jednym bezdechu.
            - Że co proszę!? – jego spokojny głos przeradza się w krzyk – Jak mogłaś?!
Oczywiście ja jestem wszystkiemu winna! Tak, prosiłam się, żeby mnie przeleciał, przyjechał na mecz i w ogóle właził w moje życie! Ktoś mu kazał?! Czuję się załamana. Mój świat do reszty lega w gruzach i nie ma już nic, co tak misternie budowałam przez wiele lat. Nagle czuję siarczyste uderzenie w policzek. Odruchowo łapię się za bolące miejsce, a do moich oczu napływają łzy.
            - Jesteś tak samo winien, draniu! – Krzyczę w kierunku odchodzącego Thortona.
            - Bujaj się! – „odpowiada” – pewnie spałaś z połową kumpli Michała!
Zupełnie nie mam pojęcia, co mam odpowiedzieć na ten zarzut. Nie odpowiadam więc nic. I tak nie ma to już większego sensu, skoro to ostatnie chwile mojego życia. Zapłakana biegnę do domu, gdzie szukam leków, pozwalających mi zapomnieć. Po paru minutach poszukiwań odnajduję apteczkę. Zabieram środki oraz butelkę z wodą. Idąc na górę zaczynam połykać kapsułki o wyglądzie cukierków…


***

/ Michał /


            W ostatnim czasie treningi są dużo cięższe niż na początku. Przygotowujemy się do rozegrania ćwierćfinałowych meczów przeciwko bydgoskiej Deleccie, więc trener wymaga od nas o wiele więcej. Spędzamy na hali większość dnia, trenując ustawienia. Nie obywa się również bez ćwiczeń w siłowni. Atletyka ma w siatkówce duże znaczenie, do którego Bernardi przykłada ogromną wagę. Dzisiaj na szczęście kończy się na zajęciach z piłką. Spokojnie odbijam w towarzystwie Luciano, gdy słychać przeraźliwy krzyk. Wystraszony odwracam się w stronę, z której dobiega hałas. Jak się okazuje, to Bartman źle postawił stopę, a jego twarz wykrzywia się w grymasie bólu. Dłoń trzyma w okolicach kości piszczelowej, co oznacza, że to na pewno jest kontuzja nogi.
            - Nic się nie stało? – pytam, poklepując kolegę po ramieniu.
            - A co, ślepy jesteś?! – odpowiada, podnosząc głos.
            - Ej, Zbysiu. Spokojnie – staram się nie pogarszać atmosfery.
Przyjmujący patrzy na mnie gniewnym wzrokiem, nic nie odpowiadając. Ja również nie wznawiam konwersacji. Pomagam mu jedynie wstać i, podając ramię, prowadzę go do gabinetu lekarza. Na nic zdają się jego protesty, żeby go zostawić. Jak mam sobie iść, kiedy on potrzebuje pomocy? On chyba na głowę upadł! Zupełnie nie zważając na to, co mówi, dołącza do mnie Bartek i wspólnie pomagamy kapitanowi. Kumpli się na pastwę losu nie zostawia, ot co.


***


/ Hania /


            Pierwszy raz od kłótni z Michałem kończę pracę w spokoju. Z uśmiechem na twarzy opuszczam gabinet i spieszę się, by odebrać małego od Aldony. Mam wrażenie, że nieco jej się narzucam, jednak nie chcę zabierać małego do biura. To zdecydowanie nie jest miejsce dla niego. Z tą właśnie myślą schodzę na parter. Już mam udać się do wyjścia, gdy zatrzymuje mnie Michał. Postanawiam zrobić mu na złość i nie reagować na wołania, jednak siatkarz jest nieugięty. Zatrzymuje mnie ruchem dłoni, po czym wpija namiętnie w usta. Trwamy w pocałunku przez dłuższą chwilę, po czym uśmiecha się do mnie zawadiacko i obejmuje ramieniem. Czuję się bezpieczna w jego objęciach.
            - Lecisz po Arka? – pyta z wyraźną troską.
            - Tak – odpowiadam mu nieco zawstydzona – znowu jest u Aldony.
            - Może gdybym namówił Jagodę, ona zajmowała by się małym w domu? – proponuje.
            - Nie chcę się narzucać – odrzekam nie pewnie.
            - A Aldonie się nie narzucasz? – pyta retorycznie, po czym opuszczamy halę.


***

           
            Kiedy udaje nam się odebrać Arka, zmęczeni wracamy do domu. Gdy dochodzimy na piętro, chcę udać się do swojego mieszkania. Jednak Michał rzuca mi błagalne spojrzenie, pod wpływem którego zupełnie zmieniam zdanie i chowam klucze do torebki. Po chwili wchodzimy do mieszkania, gdzie wita nas cisza. Kieruję swoje kroki do salonu, gdzie zdejmuję wierzchnie ubranka mojemu synkowi. Natomiast atakujący idzie do kuchni. Coś musiało go zaniepokoić, że udaje się właśnie tak. Naraz dobiega mnie jego krzyk:
            - Jagoda! Jagoda, gdzie jesteś?
            - Co się dzieje?! – pytam, biegnąc za towarzysza.
Nie otrzymuję odpowiedzi. Dlatego wciąż poddenerwowana biegnę na piętro, gdzie mieści się pokój jego siostrzenicy. Trzymając Arka na rękach przekraczam próg pomieszczenia, obserwując sytuację. Na raz słyszę ponowny krzyk Michała:
            - Jagoda, żyjesz?!
Atakujący podnosi głos tak bardzo, że przez przypadek budzi, śpiącego w moich ramionach, chłopca. Jego płacz świdruje nasze uszy i zupełnie nie mogę go uspokoić. Malec czuje chyba, że coś jest nie tak, bo widać po nim zdenerwowanie. I ja się denerwuję, gdy dostrzegam puste listki po różnego rodzaju tabletkach. Blednę z przerażenia, patrząc na nieprzytomną dziewczynę.
            - Hania, dzwoń po pogotowie! – udaje mi się jeszcze wysłyszeć jego głos.

---------------------------------------------
Witam! 
Przepraszam za małe opóźnienie, ale obowiązki nie pozwoliły mi dodać rozdziału na czas. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Pozdrawiam!

17 komentarzy:

  1. a ja sobie uroiłam, że rozdział będzie dopiero w niedzielę :D mogę już pozbawić Briana pewnej części ciała, której użył niedawno zamiast mózgu?? proszę, pozwól!! ejjj, Jagoda nie może umrzeć, ani stracić malucha!! no, ale przejdźmy do mojej ukochanej trójcy :D Michu rzucający się na Hanię i Aruś mój <3 już jestem w niebie i wara mnie stąd zabierać :D czekam wiesz na co. pozdrawiam kochana ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo ciekawy.. I Jagoda w ciąży !
    Mam nadzieje, ze wszystko się ułoży pomiędzy Jagodą a Brianem. Niech on zrozumie, że to nie jest tylko wina Jagody! ;))
    Pozdrawiam i do następnego !! ;**

    OdpowiedzUsuń
  3. No ok ciąża ciążą, dobra Brian zachował się jak świnia, ale żeby zaraz odbierać sobie życie ? Nie no tego nie jestem w stanie zrozumieć -,-' . Oj biedny Arek taki płacz maleństwa ojojoj ;p . Dobra czekam na kolejny bo chce wiedzieć czy Jagoda żyje czy nie :P .
    Pozdrowienia z Trójmiasta MikaxD bądź Wredota

    OdpowiedzUsuń
  4. Jagoda w ciąży a Brian to głupi buc! Jak można tak postąpić?! Jeszcze ją uderzył, brawo Thornton! No i co dalej z Jagodą? Przeżyje? Mam nadzieję!
    Pozdrawiam ;**
    Masz tam w pierwszym akapicie dwa razy na początku zdań " z duszą na ramieniu "

    OdpowiedzUsuń
  5. Co z niego za podła świnia! Uderzyć dziewczynę i to jeszcze w ciąży, brawo Brian! Zwykły śmieć dla mnie i tyle.
    Mam nadzieję, że Jagodzie ani dziecku nic się nie stało.

    OdpowiedzUsuń
  6. O ja pierdziele... Jagoda w ciąży!
    Brian to debil... xD
    Jagoda przeżyje, no nie??? Mam taką nadzieję.
    Czekam na kolejny :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże nie warto się takim chamem przejmować!! Mam nadzieję, że Jagoda przeżyje i nie zrujnuje sobie życia przez tego idiotę.

    OdpowiedzUsuń
  8. Brian to cham! Jak on mógł jej coś takiego powiedzieć? A Jagoda nie powinna się nim w ogóle przejmować. Tylko niestety łatwo jest to powiedzieć niż wykonać. Mam nadzieje, że Jagodzie i dziecku nic się nie stanie.

    OdpowiedzUsuń
  9. Przypuszczałam, że sprawa z Jagodą będzie mieć taki finał w tym rozdziale... Ale w następnym widzę ją żywą i z dzidziusiem w brzuszku :) Brian to gatunek faceta, który musi zostać skazany na wymarcie! Najchętniej pozbawiła bym go tego, czym myślał bzykając się z Jagodą i na pewno nie była by to głowa ;p Liczę na to, że Michał nie zjawił się za późno... Cieszę się, że tak dobrze układa mu się z Hanią :)
    Pozdrawiam, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Thorton to głupiec i niech wraca do USA bo tam jego miejsce! Wie jak użyć szabelki ale do konsekwencji się nie przyznaje i jeszcze śmiał Jagodę uderzyć!
    Chociaż Jagda też powinna pomyśleć, że chce zabić nie tylko siebie ale i dzieciątko, nioczemu nie winne dzieciątko. Ciąża to nie koniec świata!

    OdpowiedzUsuń
  11. Dża. Jak nie Patryk, to Brian. Czy to jakiś wirus o nazwie "Hej, jestem debilem"?
    Jea, Jaguś <3

    OdpowiedzUsuń
  12. Ooo jaaa...co za rozdział niezły!A Thorton to debil i niech wraca skąd przyjechał!Ale rozdział suuuper!Czekam Marzenko na następne(Uff...wszystko nadrobione).

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo się cieszę, że miałaś jeszcze ochotę tutaj wpaść i przeczytać, to co tu powstało. Mam nadzieję, że opowiadanie o Patryku również Ci się spodoba :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie no błagam, co za świnia z tego Thorntona. Jak on w ogóle mógł tak postąpić? Chyba go coś boli, a najpewniej to właśnie ta część ciała, której używał zamiast mózgu, gdy doszło do poczęcia niczemu nie winnej istotki. Jagoda też nie zachowała się odpowiednio. Ciąża to nie wyrok śmierci, a dziecko to najwspanialszy dar, jaki człowiek może otrzymać od życia! Nie przemyślała zupełnie swojej decyzji, narobiła strachu Michałowi i Hani. Mam jednak nadzieję, że jakoś się z tego wywinie i stanie na nogi. Jest Łasko, jest impreza, więc bardzo mi ta historia przypadła do gustu.:D Pozdrawiam.;* [short-volleyball-stories]

    OdpowiedzUsuń
  15. volleyballitsmylife7 października 2012 10:24

    Jak Thornton mógł tak potraktować Jagodę..?? Oby z Nią wszystko było ok .:P Do nastepnego ;]

    OdpowiedzUsuń
  16. Faceci w dzisiejszych czasach są nieodpowiedzialni za swoje czyny.. Co innego Michał :) Oby zdążyli uratować Jagodę..

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam nadzieje,że Jagoda przeżyje biedulka :(
    Brian tchórz jeden uciekł !

    OdpowiedzUsuń