Rozdział 18



/ Michał /


            Kiedy wbiegam do pokoju Jagody, jestem przerażony. Widok, jaki zastaję, przedstawia wręcz masakrę. Nigdy nie spodziewałbym się czegoś takiego. Zwłaszcza po mojej siostrzenicy. I choć domyślam się, co pchnęło ją do próby samobójczej, nie chcę o tym myśleć. Ale jeśli moje przypuszczenia się potwierdzą, najzwyczajniej w świecie pozbawię go tej części, którą myślał przelatując Jagodę. Gdy o nim myślę, wszystko zaczyna się we mnie gotować. Nie jest mi jednak dane wyżyć się na jakimś przedmiocie, gdyż w progu pomieszczenia staje dwóch internistów. Ustępuję miejsca sanitariuszom, sam z przerażeniem obserwując ich poczynania. Po dłuższej chwili reanimacji panowie przenoszą moją siostrzenicę na przygotowane wcześniej nosze. Nie wszystko do mnie dociera. Nie chcę wręcz dopuścić do siebie myśli, że siatkarkę czeka pobyt w szpitalu. Coś mi mówi, że wszystkiemu winien jest Thorton, nie wiem tylko, co.
            - Musimy zabrać dziewczynę do szpitala – mówi jeden z lekarzy.
            - Słucham? – nie jestem w stanie uwierzyć własnym uszom.
            - Konieczne jest płukanie żołądka -  wtrąca drugi – dziewczyna nałykała się za dużej ilości leków.
Czuję się tak, jakby uderzył we mnie piorun. Sądziłem, że to, co połknęła Jagoda, sprowadza się do listka, który trzymała w dłoni, gdy ją znalazłem. Jednakże bardzo się mylę. Dopiero teraz dociera do mnie, co Jagoda próbowała zrobić.
            - Ona przeżyje? – pytam ledwo słyszalnie, gdy interniści znikają za drzwiami mieszkania.


***


/ Hania /


           
            Piękna pogoda, jaka utrzymuje się na zewnątrz, skutecznie uniemożliwia mi sen. Staram się nakryć głowę kołdrą i przez chwilę podrzemać, jednak staje się to nie realne, gdyż w pokoju obok słyszę płacz Arka. Czym prędzej opuszczam przytulne łóżko i udaję się do małego. Na mój widok chłopiec przestaje płakać i radośnie macha rączkami. Nie mam pojęcia, skąd u niego tak dobry nastrój, co udziela się również mi. Z uśmiechem na twarzy wyjmuję Arka z łóżeczka, przystawiając go do piersi. Chłopiec z zapałem pochłania swoje „śniadanie”, na co patrzę z radością. Cała czynność zostaje jednak przerwana. Moje uszy dobiega dźwięk dzwoniącego przy drzwiach dzwonka. Doprowadzam siebie i synka do względnego porządku, po czym kieruję swe kroki na parter w celu otworzenia. Gdy, trzymając synka na rękach, staję w progu, nie mogę uwierzyć własnym oczom. Na klatce schodowej stoi obarczona sporą torbą mama. Nie czekając długo, wpuszczam gościa do środka. Nadal zmieszana wędruję za rodzicielką do salonu. Zajmujemy miejsca na dużej kanapie, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. Dopiero po dłuższej chwili udaje mi się przerwać nieco krępującą dla nas ciszę.
            - Co tutaj robisz? – pytam, nie powstrzymując uśmiechu.
            - Stęskniłam się za moją kochaną córką i wnuczkiem – otrzymuję odpowiedź.
            - Naprawdę? – nie do końca wierzę w wypowiedziane przed chwilą słowa.
            - Tak – potwierdza skinieniem głowy – musiałam zobaczyć moje maleństwo.
Nie pytając mnie o zgodę, odbiera z moich rąk uśmiechniętego Arka. Chłopiec zupełnie nie boi się mojej mamy, choć bardzo często trudno mu przyzwyczaić się do dawno nie widzianych twarzy. Mama jest jednak bardzo podobna do mnie, więc nie stanowi to dla małego wielkich różnic. Przeciwnie. Arek całkiem dobrze bawi się ze swoją babcią. Postanawiam więc wykorzystać chwilę oddechu, by wziąć prysznic i przygotować się do pracy. W gruncie rzeczy niebawem wychodzę na mecz, z którego muszę napisać relację, a także przeprowadzić konferencję prasową, w której udział bierze dziś mój sąsiad i przyjaciel, jakim jest Michał.
Kiedy wychodzę z łazienki, widzę jak mama usypia mojego kochanego synka. Przy takiej liczbie zajęć, jaka spada na moją głowę, trudno mi bawić się z nim tak długo. Dlatego po przyjeździe babci był w siódmym niebie. Wspólna zabawa jego ulubionymi maskotkami dała się we znaki, czego efektem jest marudzenie i rzucanie zabawek po pomieszczeniu. Na szczęście mama jest doświadczoną opiekunką i wie, że najlepszym wyjściem będzie położenie małego. Uśmiecham się do rodzicielki z wyrozumiałością. Zabieram jeszcze z pokoju torbę z komputerem oraz torebkę, po czym kieruję się w stronę korytarza.
            - Wychodzę, mamuś – mówię lekko ściszonym głosem.
            - I znowu się spieszysz...
            - Oj mamuś, mamuś… - wzdycham – nic się nie zmieniłaś.
            - Za to ty bardzo – odpowiada moja rodzicielka.
            - Zajmiesz się małym? – pytam przerywając naszą uroczą pogawędkę.
            - Z przyjemnością – odrzeka, tuląc do piersi chłopca.
Muszę przyznać, że nalot, jaki mi dzisiaj zrobiła, uratował mi życie. Nie miałam z kim zostawić małego, a nie chciałam znowu odstawiać go do Aldony. Koleżanka z pracy nie miała nic przeciwko, jednak delikatnie dawała mi już do zrozumienia, że należy jej się trochę spokoju. I w gruncie rzeczy nie dziwię się. Sama miałabym dość zajmowania się czyimś dzieckiem. Poza tym to swoiste narzucanie się innym, czego nie lubię. Z ulgą przyjęłam więc niezapowiedziane odwiedziny i z ulgą wyruszam, by wykonać swoją pracę.


***


/ Raphael /




            Gdy kończy się mecz, jak najszybciej staramy się zwiać do szatni. Przecież to, co zrobiliśmy dziś na boisku było jednym wielkim wstydem i katastrofą. Nie pokazaliśmy nic, a wynik wskazywał na nasze osłabienie z powodu kontuzji Zbyszka. Nie powinno to wpłynąć na całą drużynę, jednak jest zgoła inaczej. Nie tylko ja jestem zły z powodu tego, co wydarzyło się dziś w hali. Część chłopaków ma również żal do Thortona za to, że przestał pokazywać się na treningach. Coraz rzadziej pojawiał się też w naszym wspólnym mieszkaniu, co nie wróżyło dobrze. Generalnie rzecz biorąc nie interesują mnie losy tego idioty. Drań ma gdzieś drużynę i kolegów, więc kumple mają gdzieś i jego. Nie dane mi było skończyć rozmyślań, gdyż w pomieszczeniu zjawił się trener. Od progu zaczyna swoje kazanie, co nie pozwala skupić się na niczym innym. I w gruncie rzeczy o to mu chodzi. Zdaniem Bernardiego mamy słuchać, kiedy do nas mówi i nie interesuje nas nic innego. Niczego nowego się nie dowiedzieliśmy. Standard. Jesteśmy idiotami, źle gramy, a bez jednego zawodnika nie ma drużyny. Toć nie mieliśmy wpływu na kontuzję Bartmana, więc po jaką cholerę się na nas wyżywa? Tego już nie jestem w stanie powiedzieć.
            - A i byłbym zapomniał – mówi poirytowany trener – jutro widzę was na hali o godzinę wcześniej.
            - Pogięło pana? – dało się słyszeć niezadowolony jęk Kubiaka.
            - Półtorej godziny wcześniej – w chwilę  do naszych uszu dobiegł trzask zamykanych drzwi.
Wcale nie uśmiecha mi się wcześniejszy trening.  Pomijam fakt, iż nie lubię wstawać, a na trening muszę iść za miłość do ojczyzny. Powinniśmy odpocząć, ale ten sadysta nic nie rozumie. Takimi metodami medalu nie zdobędzie, ot co!



***


/ Hania /


            Dzisiejsza konferencja nie należy do udanych. Smutne twarze współpracowników powodują, że i mi udziela się smutek po porażce. Mój nastrój jest zgoła odmienny od tego, jaki towarzyszył mi przy powitaniu mamy. Nie mówiąc już o tym, że Michał ma gdzieś moje prośby i olał konferencję, na której powinien być. Przez to całe zamieszanie w jakie mnie wplątał musiałam męczyć Kubiaka, by raczył zastąpić kolegę. Na szczęście z przyjmującym nie ma zbyt wielkich problemów i zgadza się wejść ze mną do pokoju prasowego. Dziennikarze patrzą lekko zdziwieni po swoich twarzach, lecz w ogóle się tym nie przejmuję i w spokoju zaczynam prowadzić konferencję.
            - Czy są jeszcze jakieś pytania do kapitanów? – pytam wszystkich zebranych po kilkuminutowej wypowiedzi Kubiaka i Wlazłego.
Nie doczekuję się odpowiedzi, co uznaję za koniec rozmowy z zawodnikami i szkoleniowcami. Niczego nowego nie powiedzieli, a i ja znam na pamięć schemat wypowiedzi konferencyjnych. Byłabym w stanie powtórzyć je nawet, gdyby ktoś zerwał mnie z łóżka w środku nocy.
            - W takim razie dziękuję – z niemałą ulgą kończę konferencję i obserwuję wychodzących ludzi.
Gdy sala pustoszeje, również wychodzę na zewnątrz. Schodzę po schodach, kierując się jednocześnie kierując się do wyjścia. Już przestawiam stopę za próg, kiedy kątem oka dostrzegam idącego za mną Michała. Mam szczerą ochotę udusić atakującego za jego nieobecność w pokoju prasowym. Gdy udaje mu się ze mną zrównać, patrzę na niego wściekłym spojrzeniem. Widzę, że jego oczy ciemnieją, ale udaje mi się opanować cisnącą się do serca litość i zrozumienie dla sąsiada.
            - Dlaczego nie przyszedłeś na konferencję? – pytam oschle.
            - Nie chciałem się wyżywać na wszystkich – odpowiada skruszony.
            - Lepiej powiedz, że miałeś lenia – sugeruję.
            - Tak miałem lenia i jestem wkurzony – odpiera, całując mnie w czoło.
Nie wiem, co powoduje, że wybaczam siatkarzowi złamanie słowa. Na ogół denerwuje mnie coś takiego i sama unikam rzucania słów na wiatr, ale on ma w sobie coś, co mówi, że taka sytuacja się więcej nie powtórzy. Ufam mu, dlatego wiem, że mnie nie okłamuje.

----------------------------------------------------
Najmocniej przepraszam za spóźnienie. 
Mam nadzieję, że się nie gniewacie. Pozdrawiam : *

19 komentarzy:

  1. mogę pomóc Michałowi zrobić krzywdę Brianowi. mogę?? mogę?? ja, ja, wybierz mnie!! przestawię mu ząbki, a Michał zajmie się inną częścią jego ciała!! no dobra, do rzeczy. mam nadzieję, że Jagoda wyjdzie z tego i cieszę się z wizyty szanownej mamusi :D nie będę pisała tego, co chcę napisać, bo przecież Ty to wszystko wiesz z gg. czekam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam nadzieję, że Jagoda z tego wyjdzie... Szkoda dziewczyny i to przez takiego doopka!! No tak, pomoc mamy, przy malutkim dziecku niezbędna :D A ja wcale się nie zdziwię, jak Michał poprzestawia Brianowi kilka kości i obetnie co nieco ;p
    Pozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że Jagoda wyjdzie z tego cała .. i oby tak było ;)
    Bardzo fajna wizyta mamy :D
    Rozdział świetny!
    Pozdrawiam i do następnego !! ;**

    OdpowiedzUsuń
  4. Brian to skończony idiota. Nie dość, ze olewa treningi to teraz jeszcze Jagoda wylądowała w szpitalu przez niego. No normalnie jego to się powinno porządnie stłuc, to może wtedy mózg wróci mu na miejsce.
    Pomoc mamy bardzo przyda się Hani. Przecież cały czas nie będzie prosić o pomoc koleżankę.
    A wracając jeszcze do Jagody to mam nadzieje, że szybko dojdzie do siebie i pokaże temu cymbałowi, że on nic dla niej nie znaczy.

    OdpowiedzUsuń
  5. O Brianie się nie będę wypowiadać, bo już wiele zostało powiedziane. Nie cierpię gości takich jak on! Oby Jagodzie nic poważnego się nie stało.. Czekam z niecierpliwością na następny! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. volleyballitsmylife11 października 2012 21:56

    Ahhh ten Brian, nie dość, że tak potraktował Jagodę to jeszcze treningi olewa.. co za człowiek!Oby z Jagodą było wszystko ok..
    Do kolejnego;**

    OdpowiedzUsuń
  7. O Brianie nie będę się wypowiadać, szkoda na takiego gościa słów. Mam nadzieję,że Jagoda szybko z tego wyjdzie i jej jak i jej dziecku nic poważnego się nie stało:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Niech no Michał dorwie tego Amerykańca to JW nie będzie miał kim grać! Thorton wyląduje w szpitalu, a Łasko w areszcie!

    OdpowiedzUsuń
  9. Thorton wyląduje w szpitalu pod warunkiem, że przeżyje bójkę z Łasko. Chociaż sądzę, iż Michał nie powinien zniżać się do poziomu kolegi i rozegrać to zdecydowanie mądrzej :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Uhuhuh, będzie gorąco. Michał jest zły i "niech tylko dorwie Thortona w swoje łapki, to ta mała pokraka nie zobaczy więcej słońca". Joł.

    OdpowiedzUsuń
  11. mam nadzieję, że Jagoda wyjdzie z tego wszystkiego i powalczy. Brian ? na razie nie pokazuje się w ogóle w pozytywnym sensie, czekam na takie momenty, kiedy wszystko będzie dobrze. :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Sądzę, że w życiu Jagody wszystko się ułoży i wyjdzie z tego, w co została wkopana przez Amerykanina. Natomiast nie jestem pewna, co zrobić z rozgrywającym. Wydaje mi się, że cała sytuacja nie powinna ujść mu na sucho.

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak, najlepiej uciec od odpowiedzialności. Gratuluję Thorntowi, jest w tym mistrzem. Powoli dochodzi do perfekcji. W co on wpakował naszą biedną Jagódkę?! Jak jej się coś stanie, to chyba Michał się nim porządnie zajmie. :P Małe dzieci bywają męczące, ale z reguły są słodkie i kochane. Hania jest bardzo dzielna, a Łasko humorzasty. ;D Ale co tam, razem tworzą zgrany kolektyw.^ ^ Czekam na kolejny. ;* [siec-nieporozumien]

    OdpowiedzUsuń
  14. Thornton to idiota, i tyle.. No chyba że jakimś cudem nagle się opamięta, ogarnie i poprawi. Ale co z Jagodą i jej dzieckiem?
    A te ' początki ' między Hanią a Michałem są urocze :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chętnie pomogę Michałowi w morderstwie Thorntona. Biedna Jagoda i dlaczego che skonczyć z życiem przez takiego idiotę. Trochę przypomina mi Hanie kiedy została sama z małym dzieckiem. Miejmy nadzieję, że wszystko bd dobrze :)

      Usuń
    2. Nie Ty jedna masz ochotę przestawić Brianowi ząbki za chęć do życia i miłość do ojczyzny. Powinien - moim zdaniem - porządnie oberwać, zostać połamany, uduszony i w ogóle, a kompletnie nie wiem, jak go urządzić. Mam nadzieję, że coś wymyślę.

      Usuń
  16. Nic tylko zabić Briana...i wcale się nie dziwię Hani,że wybaczyła Łasko(każda na Jej miejscu pewnie by mu wybaczyła,że tylko nie pojawił się na konfie;)Kolejny fajny rozdział!Pozdrawiam Marzenko;)))

    OdpowiedzUsuń
  17. Oj Brian, oby z Jagodą było wszystko ok.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń