Rozdział 20



/ Hania /


            Dzień rozpoczyna się dla mnie nadzwyczaj dobrze. Odprężona wstaję z łóżka i, opatulona szlafrokiem, kieruję swoje kroki do kuchni, by przygotować śniadanie dla siebie oraz mamy. Nie zapominam również o Arku. Także dla niego szykuję butelkę z mlekiem, które wypije natychmiast po obudzeniu. W ostatnim czasie znacznie urósł, więc i jego żołądek mieści więcej, niż do nie dawna. Z tego właśnie powodu przyrządzam mu porządną porcję. Mijają dwa kwadranse, gdy cały posiłek jest już gotowy. Stawiam na stole talerz pełen kanapek, po czym zabieram się za przygotowanie kawy. Już mam napełnić kubki wrzątkiem, kiedy w progu pomieszczenia staje moja rodzicielka. Uśmiecham się do niej, jednocześnie kończąc przerwaną wcześniej czynność. Po chwili stawiam przed nią parujący napój i zajmuję miejsce naprzeciwko. Pierwsze minuty posiłku mijają w milczeniu, co zaczyna mnie już nieco denerwować. Nie zbyt wiem, o czym z nią rozmawiać. Lecz przeżuwając kolejny kęs pysznej bułki uświadamiam sobie, iż od dawna nie odwiedziłam rodzinnych stron i zupełnie nie mam pojęcia, co mogło wydarzyć się w mojej poczciwej Nysie. Wiele razy chciałam się tam wybrać, lecz zawsze synek i praca były najważniejszymi dla mnie priorytetami.
            - Co ciekawego słychać w Nysie? – zagaduję moją rodzicielkę.
            - Nawet nie masz pojęcia, ile się u nas dzieje – odpiera, zadowolona z podjętej rozmowy.
            - Może mi opowiesz? – pytam, chcąc zaspokoić swoją ciekawość.
Nieco gęsta, na początku, atmosfera zaczyna się rozluźniać. Wraz z mamą śmieję się i żartuję, zupełnie jak za czasów, gdy byłam nastolatką. Wtedy często siadywałyśmy w kuchni i gawędziłyśmy dosłownie o wszystkim. Wtedy to ona była moją najlepszą przyjaciółką. Nikomu nie ufałam tak jak jej. Lecz wszystko zmieniło się, gdy opuściłam dom rodzinny i zaczęłam żyć na własny rachunek. Początkowo wraz z tatą była zła, że się odważyłam, ale jak widać przeszło jej, gdyż zdecydowała się przyjechać.
            - Pójdę po małego – mówię, słysząc płacz synka.
            - Pewnie jest głodny – uśmiecha się do mnie, kończąc posiłek.
Po krótkiej chwili znowu siedzę na swoim miejscu, podając Arkowi przygotowane wcześniej mleko. Malec musiał być wyjątkowo głodny, gdyż w zawrotnym tempie pochłania zawartość butelki. W tym czasie mama wznawia swoją opowieść. Mówi o wszystkich i wszystkim, nie pomija najdrobniejszych szczegółów z życia rodziny, co akurat bardzo mnie cieszy.
            - Tak swoją drogą – zaczyna, popijając już tylko kawę – Radek nie dawno miał proces.
            - I co w związku z tym? – pytam oschle.
            - Powinnaś wiedzieć, co stało się z ojcem twojego dziecka – nie ustępuje.
            - Wiesz, nie specjalnie mnie to interesuje…
            - Mimo wszystko powinnaś mnie posłuchać – próbuje mnie ugiąć.
            - W takim razie wypowiedz się – odpowiadam, tuląc małego.
Widać po niej, że bije się z myślami. Nie ma zielonego pojęcia, jak przekazać mi wiadomości o człowieku, który potraktował mnie, jak zabawkę. Nie wiele interesuje mnie jego życie i wzmianka o nim skutecznie zepsuła mi cały dzień, jednak jestem ciekawa.
            - Czemu nic nie mówisz? – pytam.
            - Bo nie wiem, jak ubrać w słowa tę nowinę – odrzeka lekko speszona.
            - Bez owijania w bawełnę – proponuję mamie.
            - No dobrze – wzdycha ciężko – Radek dostał pięć lat za przemyt i posiadanie narkotyków. A to taki porządny chłopak.
Czuję się, jak uderzona obuchem w głowę. Czego, jak czego, ale takiej opinii mamy o Radku bym się nie spodziewała! Już nie pamięta, jak płakałam w jej ramię, gdy dowiedziałam się o swoim zajściu w ciążę i jak pomagała przetrwać mi każdy kolejny dzień, a tu takie dobre zdanie o tym chamie i prostaku! Niedopuszczalne!


***


            - Dzień dobry, zastałem Hanię? – słyszę na dole męski głos.
            - Jest na górze, usypia Arka – pada odpowiedź – proszę.
W chwilę później do pokoju mojego maleństwa wchodzi Michał. Zupełnie nie spodziewałam się go tutaj, zwłaszcza teraz, ale jest. Ja tymczasem czuję, jak moje serce zaczyna wyprawiać dzikie harce i niebawem wyskoczy z piersi. Cieszę się z jego obecności, jak małe dziecko. Tym bardziej, że od czasu pamiętnego wieczoru nie mieliśmy okazji do spotkania. No może poza halą. Gdy udaje mi się zakończyć usypianie synka, wkładam go do łóżeczka, okrywając przy tym jego ulubionym kocykiem. Nie zapominam podać mu maskotki, którą niegdyś otrzymał od siatkarza. Gdybym zapomniała o niej, w pokoju rozległ by się krzyk, co w słowniku Arka oznacza odmowę spania. A przynajmniej bez maskotki. Przez chwilę obserwujemy śpiącego malca, jednak krzątanina na dole przypomina nam, iż powinniśmy zejść. Nieco zasmuceni kierujemy swe kroki do salonu, gdzie mama właśnie kończyła nakrywać do podwieczorku. Wraz z Michałem zajmujemy miejsca na sofie, gdzie atakujący czule obejmuje mnie ramieniem.
            - Mamo, pozwól, że ci przedstawię – mówię z uśmiechem na ustach – to jest Michał, mój chłopak.
            - Miło cię poznać – odpiera, ściskając dłoń Łasko – Grażyna Miśkiewicz, mama Hani.
            - Z wzajemnością – na czuję, jak na twarz Michała wdziera się przyjazny uśmiech.
Takiego obrotu spraw nie przewidziałam. Jednak cieszę się, że mama ma przyjemność poznać tak wspaniałego człowieka, jakim jest Michał. Niech wie, że związek z Radkiem był pomyłką, a sam zainteresowany śmieciem, którym gardzę. Moim zdaniem powinno mu się zabronić spotkań z jakimikolwiek kobietami. Albo nie. Niech spotyka się z kolejnymi chętnymi panienkami, ale jeśli któraś obetnie mu tę część ciała, którą myśli, zamiast mózgiem, będę jej wdzięczna i sprawi mi to nie małą sytuację. A zresztą. Nie ma co psuć sobie humoru przez takiego drania. Ot co!


***


/ Raphael /


            Ciężki jest żywot rozgrywającego, nie ma co. Przynajmniej w Jastrzębskim Węglu. Mam już dość lekceważącego stosunku Briana do chłopaków i trenerów, jak również jego obowiązków, które na polecenie trenera musiałem przejąć. Pomijam przy tym karcące spojrzenia Miśka, mającego po dziurki w nosie rozegrań do niego. Jest już zmęczony tym wszystkim, co każdy z nas rozumie. Myśląc tak o wszystkim i niczym, wychodzę na halę. Natychmiast biorę w dłonie piłkę i zaczynam ćwiczenie odbić w towarzystwie Malinowskiego. Reszta chłopaków idzie w nasze ślady, nie czekając na polecenia Lorenzo. Wtem nasza rozgrzewka zostaje przerwana. W progu pomieszczenia stoi asystent szkoleniowca w towarzystwie jakiegoś młodzika. Małolat uśmiecha się do nas, kierując swe kroki w stronę ławki. Tam zaczyna się rozmowa. Z tego, co udaje mi się usłyszeć, trener pyta go o wszystko: gdzie grał? Czy jest reprezentantem jakiegoś kraju? Na jakiej gra pozycji? Zawsze tak jest, gdy do drużyny przychodzi ktoś nowy w trakcie sezonu. W zasadzie ja też przez to przechodziłem, gdy złożyli mi ofertę pracy tutaj. Dlatego całkowicie rozumiem młodego, który nieźle się teraz stresuje. Wtem przychodzi mi do głowy pewien pomysł. Odrzucam piłkę kumplowi, po czym na palcach zakradam się w stronę rozmawiającej dwójki. Udaje mi się zauważyć, że chłopak nie ma zawiązanych sznurówek, co tylko ułatwiło mi sprawę. Bezszelestnie łapię wiązadła obydwu butów, po czym związuję je ze sobą. Teraz pozostaje mi jedynie czekać na to, co się wydarzy. Na moje szczęście nie muszę długo martwić się o efekty. Już po paru chwilach na hali rozległ się głuchy łoskot. Oglądam się przez ramię i widzę chłopaka, który leży na parkiecie zupełnie jak długi. Uśmiecham się więc pod nosem, nie dając po sobie poznać, że jestem sprawcą całego zamieszania. Zresztą nie tylko ja się uśmiecham. Naraz słyszę, jak połowa drużyny, w tym sam Łasko trzyma się za brzuchy, nie mogąc się uspokoić.
            - Co za idiota związał mi sznurowadła?! – krzyczy nasz nowy kolega.
            - Ej, Tiago – odzywa się trener – spokojnie.
            - Oczywiście, panie trenerze – mówi przez zęby, wspomniany wcześniej, Tiago – ale jak się dowiem, kto jest takim dowcipnisiem, to głowę urwę!
Bardzo ciekawie zapowiada się znajomość z Portugalczykiem. Na pierwszy rzut oka wydaje się on miły, jednak jego porywczość już dała o sobie znać. No cóż… dzisiejszy numer zainaugurował jego obecność w naszej siatkarskiej rodzinie, a to dopiero początek. Widzę, że ciekawie będzie się wycinać numery młodemu Tiagusiowi.
            - Nie bądź taki mądry z przodu, bo cię z tyłu braknie – dopowiada Zbysiu.
            - A ty, nie wtykaj nosa tam gdzie nie musisz, bo ci go urwą – odpowiada Łasko.
            - No bardzo ciekawe, panie Michale – Bartman nie przestaje ironizować.
            - Cisza! – naszą „pogawędkę przerywa Bernardi – Wszyscy biegną czterdzieści kółek.
Takiego posunięcia szkoleniowca nigdy bym się nie spodziewał. No, ale to wszystko przez Bartmana! Wrócił matoł po kontuzji i uważa się za wielkiego kapitana, który nigdy nie zapomina o docinaniu chłopakom. Zwłaszcza młodszym od siebie i mniej doświadczonym. Ot, taki urok Zbigniewa Bartmana. Ale prędzej czy później ktoś mu za to odpłaci.


***


/ Michał /


            Od czasu, gdy Jagoda została przewieziona do szpitala nie miałem odwagi jej odwiedzić. Dopiero dziś postanawiam ponownie zawitać w szpitalnych progach, a tym samym sprawdzić, co dzieje się u mojej siostrzenicy. Jeśli okaże się, że czegoś nie dopilnowałem, Anastazja mnie zabije, a ja sam będę miał pretensje do siebie. Coś podpowiada mi, że z młodą jest kompletnie źle. Jednak nie chcę spekulować, dopóki nie będę miał żadnych informacji. Dziękując mamie Hani za przepyszne ciasto i kawę, razem idziemy do pokoju Arka. Mimo tego, że malec jeszcze śpi, dziewczyna wyjmuje go z łóżeczka i ubiera, nawet nie budząc. Po chwili wkłada go do samochodowego fotelika, który biorę od niej, bez pytania o przyzwolenie.
            - Mamo, wychodzimy – mówi jeszcze przed opuszczeniem mieszkania.
            - Długo was nie będzie? – pyta zmartwiona kobieta – Bo może przygotuję obiad…
            - Naprawdę nie trzeba – wtrącam się, obejmując Hanię – zabiorę ją dziś do jakieś knajpki.
            - Miło z twojej strony – pani Grażyna poczuła do mnie wyraźną sympatię – Hania ma ogromne szczęście, że poznała takiego faceta, który o nią dba.
            - Oj, wielkie szczęście, mamuś – mówi moja dziewczyna przy pożegnaniu.
Rozmowa toczyła by się o wiele dłużej, jednak nie chcieliśmy doprowadzić do przeziębienia chłopca z powodu przegrzania. Pod tym właśnie pretekstem wycofujemy się do korytarza, a później schodzimy na parking, gdzie stoi mój służbowy samochód. Pomagam Hani wsiąść do środka, po czym podaję jej fotelik z małym. W chwilę później przemierzamy dawno zapomnianą drogę  w kierunku szpitala.


***


            Kiedy wchodzimy na oddział, moim oczom ukazuje się załoga lekarzy, transportująca Jagodę do gabinetu zabiegowego. Jestem przerażony tym wszystkim i czuję, jak ogarnia mnie przerażenie. Co będzie, jeśli dziewczyna nie przeżyje? Tak, będę miał wyrzuty sumienia do końca życia. Zresztą już mam. Co tu dużo mówić, nie było mnie w domu, nie zajmowałem się nią, tak jak powinienem. Ideałem nie jestem, lecz wiem, że popełniłem błąd, który może być wart ludzkie życie.
            - Może zapytasz, co się dzieje? – Słyszę przyciszony głos Hani.
            - Tak, tak. Racja – popieram jej pomysł i natychmiast biegnę do pokoju zabiegowego.
Moje serce bije szybciej i niebawem nie będzie w stanie wytrzymać stresu, w jakim się znajduję. Z łatwością odszukuję miejsce, gdzie przewieziono Jagodę i próbuję wejść do środka. W drzwiach staje jednak rosły stażysta, który powstrzymuje mnie przed wtargnięciem do pomieszczenia. Nie bardzo mi się to podoba, dlatego chcę go ominąć. Jednak on przewiduje moje zamiary, skutecznie blokując wejście.
            - Nie może pan wejść do środka – mówi spokojnie.
            - Jak to… - nie dowierzam – przecież przed chwilą przewieziono tutaj moją siostrzenicę.
            - Bardzo mi przykro – lekarz nie odpuszcza – pacjentka musi przejść zabieg, więc odwiedziny są nie możliwe.
            - Jaki zabieg? – czuję, że blednę – ona przeżyje, prawda?
            - Miejmy taką nadzieję. Płukanie żołądka to nic groźnego.
Cały nastrój, jaki towarzyszył mi przy spotkaniu z mamą Hani i perspektywie wyjścia do restauracji, zmienił się diametralnie. Zupełnie nie mam ochoty iść gdziekolwiek, a wiadomości dotyczące Jagody kompletnie wybiły mnie z rytmu. Poniekąd czuję się winien całej sytuacji i mam do siebie nie mały żal. Chociaż nie mam wpływu na jej życie, chciałbym cofnąć czas, który sprawiłby, że Jagoda nie przechodziłaby tych wszystkich przykrych sytuacji. Jednak to nie możliwe. Pozostaje mi tylko nadzieja na jej wyzdrowienie.
            - Co z nią? – Pyta Hania, która cierpliwie na mnie czekała.
            - Będą płukać jej żołądek – odpowiadam smutno.
            - Nie martw się, ona z tego wyjdzie – w słowach Hani słychać jakąś moc.
            - Obyś miała rację, moje słońce – mówię i bardzo chcę w to wierzyć.

 -----------------------------------------------
Witam!
Chciałabym wszystkim podziękować za tak liczną frekwencję. Nie spotkałam się jeszcze z tak wysoką ilością wejść w ciągu dziesięciu dni! Bardzo mnie to cieszy i stanowi nie małą motywację. Mam nadzieję, że ten rozdział jest dla Was równie ciekawy i w dalszym ciągu będziecie tak wspaniale motywować!

14 komentarzy:

  1. Rozdział bardzo ciekawy! ;)
    Michał poznał mamę Hani ;)
    Czekam na następny ! ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. No proszę, Michał poznał swoją przyszłą teściową :D Dobrze, dobrze - musi zrobić na niej jak najlepsze wrażenie i chyba to się mu udało ;D Zresztą, na każdej matce zrobiłby dobre wrażenie xD Szkoda mi Jagody :/

    Czekam z niecierpliwością na kolejny odcinek ! :*

    OdpowiedzUsuń
  3. volleyballitsmylife28 października 2012 12:53

    Fajnie, że Michał poznał mamę Hani i chyba zrobił na Niej dobre wrażenie. ;] Biedna jagoda oby szybko z tego wyszła. ;) Do następnego! ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda mi Jagody, seryjnie. Tak dużo przeszła i jeszcze dalej się to ciągnie. Powalił mnie Raphael z tymi sznurówkami. Violas będzie miał trudne życie w Jastrzębiu, ale jakoś się zaaklimatyzuje na pewno. No a Michał z mamą Hani chyba się jakoś dogadują, to ważne! :D Byłego Hanki ni w ząb mi nie szkoda. Zasłużył sobie dziad jeden. Czekam na kolejny! :) [siec-nieporozumien] [short-volleyball-stories]

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam nadzieję, że już niebawem uda mi się zakończyć problemy Jagody i dziewczyna będzie cieszyła się życiem. Natomiast co do rozdziału, pomysł na niego był dość spontaniczny, więc cieszę się, że przypadł do gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dowcipniś z tego Raphaela. Ciekawe co znowu wymyśli:) Co do Hani to cieszę się,że jest z Michałem i już dawno zapomniała o Radku. Takim chamem nie należy zawracać sobie głowy:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę doszło również do spotkania Łasko-przyszła Teściowa(nareszcie)...a Radzio to prawdziwy dupek i tyle.Jagoda wyjdzie z tego i do niej też szczęście wyciągnie rękę...Pozdrowionka Marzenko i już czekam na kolejny rozwój wydarzeń a zarazem na kolejny rozdział;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Raphael, ale z ciebie dowcipniś :) Ale muszę przyznać, że to mu się udało :D Misiek się przypodobał teściowej, to teraz powinno być z górki w tworzeniu związku z Hanią :) Jagoda musi wyzdrowieć i zacząć nowe życie... Mam nadzieję, że Michał jej w tym pomoże :)
    Czekam na kolejny, nulka :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawy rozdział :D pozostaje nam czekać na kolejny. który mam nadzieję będzie jeszcze ciekawszy :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Dobrze, ze Michał wreszcie wybrał się do szpitala, do Jagody! Lepiej późno niż wcale!

    OdpowiedzUsuń
  12. Czekam na następną część :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Będę starała się ją dokończyć i dodać jutro :)) na pewno się tutaj coś pojawi, możesz być pewna ;]

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie mogę się doczekać kolejnego postu xD

    OdpowiedzUsuń