/ Michał /
Po „odwiedzinach” u Jagody czuję się
wewnętrznie rozbity. Rozbiegane myśli krążą po mojej głowie i za nic w świecie
nie mogę ich uporządkować. Wiele było takich sytuacji, że kazałbym się jej
wyprowadzić. Jednak w obliczu jej stanu zdrowia to wszystko staje się nie
ważne. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie mam wpływu na zaistniałą sytuację,
lecz w pewnym stopniu czuję się winien. Gdybym więcej czasu spędzał w domu i z
nią rozmawiał! Przecież ona była w kompletnie nowym miejscu! Zupełnie nie mogę
zrozumieć samego siebie… Chcę wszystkim pomagać, ale nie potrafię tego
pogodzić. Zapatrzony w Hanię i małego Arka zapominam o własnej rodzinie.
- Może dasz mi kluczyki? – Hania
wyrywa mnie z mocnego zamyślenia.
- Ale to ja powinienem prowadzić –
stanowczo jej się sprzeciwiam.
- Nie będziesz prowadził w takim
stanie – dziewczyna również nie odpuszcza.
- Ale w jakim stanie? – pytam, nie
rozumiejąc, co ma na myśli – przecież widzę, jaki jesteś rozbity.
I tu nie
jestem w stanie jej zaprzeczyć. Rozmowa z lekarzem skutecznie wybija mnie z
rytmu i gdyby nie trzeźwy umysł Hani, pewnie już każde z nas miałoby swoje
miejsce na oddziale. W najlepszym wypadku tak właśnie skończyłby się nasz
powrót do domu. Natomiast w najgorszym nasi bliscy składaliby wiązanki na
naszych świeżo wykopanych grobach. A tego akurat nie chcę! Posłusznie oddaję
więc kluczyki blondynce, a sam odbieram od niej fotelik ze śpiącym Arkiem i
zajmuję miejsce pasażera. W wisielczych humorach wracamy do domu.
***
Już od kilku dni nie miałem okazji,
aby odwiedzić Hanię i jej maleństwo. A raczej, brakuje mi chęci. Wciąż jeszcze
myślę o Jagodzie. Mam sobie za złe, że w pewnym stopniu dopuściłem do tego
wszystkiego, co ją spotkało. Bardzo chcę cofnąć czas, ale niestety to nie
możliwe. Zamiast ciągłego zadręczania się, doprowadzam swoje ciało do porządku,
biorąc prysznic. To zajęcie od jakiegoś czasu jest dla mnie odprężeniem. Kiedy
tylko czuję się sfrustrowany, bądź zły na kogoś, biegnę do łazienki. Tam
ulatuje cała, kotłująca się we mnie złość. I tym razem jest podobnie. Po
odświeżeniu się sięgam do szafy w poszukiwaniu jakieś koszulki i ulubionego
szarego sweterka. Szybko znajduję potrzebne mi rzeczy, które po krótkiej chwili
znajdują się na właściwym miejscu. Jeszcze tylko układam włosy i mogę
powiedzieć, że jestem gotowy. W mgnieniu oka wkładam buty, po czym biegnę do
pobliskiego sklepu po pudełko czekoladek dla Hani i deserki dla małego. Jak
szybko wychodzę, tak szybko wracam. Nie idę jednak do siebie, bo w pustym
mieszkaniu nikt na mnie nie czeka. Kieruję swe kroki w stronę mieszkania
naszego rzecznika prasowego, a kiedy tylko chcę nacisnąć dzwonek, czuję lekkie
mrowienie na plecach. Czyżby coś miało się wydarzyć?
***
Po
krótkim oczekiwaniu drzwi otwiera mama Hani. Uśmiecham się więc szarmancko i
całuję kobietę w dłoń, jak na prawdziwego faceta przystało. Kobieta jest
wyraźnie zaskoczona moją postawą, ale po krótkiej chwili odwzajemnia uśmiech i
prowadzi do salonu, gdzie Hania właśnie bawi się z małym Arkiem. Dziewczyna
uśmiecha się na mój widok, a podawszy synkowi ulubionego misia podchodzi do
mnie. Oplata rękoma moją szyję, składając delikatny pocałunek na moim zarośniętym
policzku. Przez chwilę trwamy w uścisku, lecz odrywamy się od siebie, gdy w
progu pomieszczenia staje pani Grażyna. Speszeni uśmiechamy się do siebie
nawzajem, wyraźnie wyczuwając napięcie. Jednak atmosfera bardzo szybko ulega
zmianie. Kobieta również się do nas uśmiecha, co nie trwa długo, gdyż bierze na
ręce małego Arka. Z ogromną czułością przytula siedmiomiesięcznego chłopca,
zupełnie, jakby miała nie zobaczyć go bardzo długo. Siedząc na sofie,
przyglądamy się całej sytuacji, wcale nie zaskoczeni tym, czego jesteśmy
świadkami.
-
Haniu, wzięłabyś małego? – pyta kobieta i składa na czole chłopca pocałunek –
ja pójdę się spakować.
-
Już uciekasz? – blondynka jest wyraźnie zawiedziona.
-
Przykro mi bardzo, ale tata będzie się denerwował, że tak długo mnie nie ma.
Dziewczyna nie odpowiada swojej mamie, tylko
zamiast tego bierze na ręce małego, z którym kieruje się do kuchni. Ja
tymczasem zostaję w salonie i, nudząc się, zaczynam zabawę pilotem od
telewizora. Natrafiam na jakiś bardzo ciekawy program o aranżacji wnętrz,
jednak po chwili zostaje ona skutecznie odwrócona przez moją dziewczynę oraz
jej starszy odpowiednik. Kiedy zjawiają się w pokoju, wyłączam sprzęt
audio-wizualny, przywracając się do porządku. Nagle dostrzegam w dłoni kobiety
niewielką torbę, co od razu skłania mnie do zaoferowania pomocy.
-
Może zaniosę ją do pani samochodu? – pytam uprzejmie.
-
Niestety nie jestem samochodem – słyszę odpowiedź pani Grażyny – przyjechałam pociągiem.
-
W takim razie może odwieźć na dworzec? – ponawiam propozycję.
-
Ależ bardzo chętnie – zgadza się zadziwiająco szybko – dziękuję.
-
Cała przyjemność po mojej stronie – odpieram, patrząc przy tym na Hanię.
-
To prawdziwy skarb, córeczko – zwraca się do dziewczyny – nie zmarnuj tego.
Hania jedynie kiwa twierdząco głową, by po
chwili znieruchomieć w pożegnalnym uścisku. Słyszę jeszcze słowa podziękowania
za opiekę nad synkiem i zapowiedź kolejnego spotkania. Natomiast w kilka minut
później udaje nam się wyjść. W bardzo dobrym humorze wsiadamy do samochodu, by
po chwili ruszyć w kierunku Katowic. No cóż… Nigdy bym nie przypuszczał, że to
spotkanie odmieni mój związek z Hanią, a takie rzeczy się ceni.
***
/ Hania
/
Kiedy
Michał zaproponował mamie, że ją odwiezie, czułam spore zaskoczenie. Jestem w
zasadzie świadoma, iż to człowiek o wielkim sercu, jednak są jeszcze rzeczy,
których o nim nie wiem i mile mnie to zadziwia. Korzystając z chwili
wytchnienia i faktu, że Arek śpi na górze, postanawiam przygotować mu pyszny
obiad. Na szczęście wszystkie produkty do przygotowania włoskiej lasagne mam w
domu, więc wyjście do sklepu jest zupełnie zbędne. Włączając, stojące na szafce,
radio z całą pasją oddaję się gotowaniu. Przy dziecku bardzo często brakuje mi
na to czasu. Lecz gdy Michał okazuje nam obydwojgu tyle troski, nie mogę pozostać
dłużna. To najwspanialszy człowiek, jakiego znam i chciałabym, żeby u mnie mógł
poczuć chociaż namiastkę domu, a także słonecznych Włoch. Już chciałabym widzieć
jego minę, kiedy poproszę go, aby usiadł do stołu. Ale na to, niestety muszę
jeszcze poczekać.
***
Pochłonięta nakrywaniem stołu nie zauważyłam,
kiedy wrócił Michał. Dostrzegam ten fakt dopiero wtedy, gdy kładzie dłonie na
moich oczach prosząc, bym zgadywała, kto stoi za moimi plecami. Z uśmiechem
wymieniam jego imię, a wtedy odwraca mnie przodem do siebie. Po chwili czuję
jego miękkie wargi na swoich, a nasze języki zaczynają dziki taniec. Chętnie
poddałabym się temu uczuciu, lecz przypominam sobie o znajdującym się w
piekarniku posiłku. Do tego, jak na komendę budzi się Arek. Nie wiem już, do
czego włożyć ręce. Po prostu katastrofa! Na całe szczęście atakujący wybawia
mnie z opresji, wyręczając mnie w pójściu do pokoju synka.
-
Mmm… co tutaj tak pachnie? – w jego głosie słychać zwykłą ciekawość.
-
Pyszny obiad dla mojego kochanego chłopaka – odpieram, biorąc z jego rąk
małego.
Sadzam mojego chłopczyka w, przyniesionym z
kuchni, foteliku, by w chwilę później pójść po posiłek. Nie zapominam również o
słoiczku z obiadkiem dla małego, bo pewnie zacznie krzyczeć, że jest głodny,
chociaż jadł dopiero przed snem. Jednak jako
dziecko miałam żołądek bez dna, co widocznie udziela się teraz mojemu kochanemu
maleństwu.
-
Kochanie, nie chwaliłaś się, że tak kapitalnie gotujesz! – słyszę z jego ust
pochwałę.
-
Nic specjalnego – odpowiadam, rumieniąc się.
-
Jak zwykle skromna – mówi, znowu mnie całując – to chyba czas na nasze
maleństwo.
Bez czekania na moją aprobatę sięga po słoik,
który odkręca jednym wprawnym ruchem. Rzuca dekielek na stół, po czym bierze
plastykową łyżeczkę w celu nakarmienia Arka. Jak widać, małemu nie do końca
podoba się ten pomysł, dlatego też zaciska swe maleńkie usteczka. Michał jednak
nie zaprzestaje próby napełnienia żołądka małego. Na wszelkie sposoby próbuje
go rozśmieszyć, rozmawia z nim i ucieka się do innych metod. Jednakże z nikłym
skutkiem. Dopiero po dłuższej chwili Aruś otwiera buzię i przyjmuje pierwszą
porcję swojego posiłku. Lecz jej nie połyka. Zamiast tego pluje zawartością
jamy ustnej, a resztki żółtej papki znajdują się na twarzy Michała.
-
Ratunku! Pomocy! – do moich uszu dobiega krzyk siatkarza – ten mały robal chce
mnie zabić!
-
Michał! – staram się go uciszyć – Jeszcze go wystraszysz!
-
Znając życie za kilka minut przestraszy się żółtego potwora – atakujący próbuje
żartować.
-
Oj Michał, Michał…- kręcę z politowaniem głową - musisz się jeszcze sporo nauczyć…
Atakujący gromi mnie spojrzeniem, nadal
próbując karmić Arka. Chłopiec w dalszym ciągu chlapie rączkami i pluje w twarz
jego tymczasowego opiekuna. Ja postanawiam więc wykorzystać tę chwilę, aby
znaleźć w swoim gabinecie aparat cyfrowy. Czynność ta nie zajmuje mi wiele
czasu, dlatego też po upływie zaledwie kilku minut wracam do salonu, aby
uwiecznić całe zdarzenie. Nagle słyszymy dźwięk otwieranych drzwi mojego lokum.
Cały dobry humor z nas ulatuje i czujemy strach. Po chwili w progu staje…
-----------------------------------------------------
Oddaję w Wasze ręce kolejną notkę.
Mam nadzieję, że nie gniewacie się za małe opóźnienie.
Michał podbił serce Hani, jej mamy, ale czy Arka, który przypuścił na niego atak z jedzenia?? żartuję oczywiście :D Miszel, robal?? swoją drogą, nie dziwię się Arkowi, te kupne paćki nie pachną zachęcająco i przypuszczam, że podobnie smakują. ale, żeby tak od razu pluć nimi w naszego Miśka i (przypuszczam) jego ukochany szary sweterek?? wstyd!! ;p kogo tam diabli przynieśli do nich?? czekam na kolejny :*
OdpowiedzUsuńPisząc "robal" miałam na myśli określenie Arka przez Michała w żartobliwy sposób, Michał żadnym robalem nie jest, tylko nazwał tak arka, który miał dzień na rozrabianie :)
Usuńno wiem, że to Misiek tak nazwał młodego ;p i wiem, że żartował ;p przecież już byłam ogarnięta i wszystko czaiłam, nie to, co dziś ;p
UsuńMichał to chodzący ideał. Czy któraś z naszych mam nie chciałaby takiego zięcia?;) Łasko musiał wygladać przezabawnie w tym upaćkanym sweterku:D Kto może stac za drzwiami? Czyżby szanowny ojciec Arka?
OdpowiedzUsuńTak nie wolno kończyć opowiadań! :P Ciekawa notka. ;))
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, ale muszę troszkę potrzymać czytelniczki w napięciu. ;p spokojnie, niebawem się okaże, kogo będą gościć :)
OdpowiedzUsuńNo i mam ochotę urwać Ci głowę za to, że zakończyłaś w takim momencie. No jak mogłaś no? I teraz umrę z ciekawości :D No chyba, że szybko dodasz kolejny rozdział, to może tak źle nie będzie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
Jak mogłaś tak to zakończyć?! Michał chce się podlizać Hani, a nie ma na to lepszego sposobu niż zająć się odpowiednio matką kobiety :D Arek, nie martw się, jestem po twojej stronie, mały ;) Ja też bym pluła takim świństwem na wszystkie strony, a że akurat trafiło na Michała, to już nie twoja wina :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam na kolejny, nulka :*
Te paćki ze słoika są okropne!!! Nigdy nie dawałam tego obrzydlistwa swojej córce! Nie dziwię sie małemu, ze wolał "oddać" to Michałowi.
OdpowiedzUsuńKto ich nawiedził?? Czyżby ojciec Arka??
Kto wpadł w odwiedziny to póki co mała tajemnica, którą ujawnię dla Was w najbliższych dniach :)
OdpowiedzUsuńNo i zakończyłaś w takim momencie .. ! ;)) A Rozdział bardzo ciekawy.
OdpowiedzUsuńTeraz z niecierpliwością czekam na następny żeby się dowiedzieć któż to ich odwiedził .. ;p
Pozdrawiam ! ;*
Nie można kończyć w takim momencie, no :P Chciałabym mieć takiego ojca/opiekuna jak Michał ;D Z niecierpliwością czekam na dalszy ciąg ;D
OdpowiedzUsuńMyślę, że długo nie będziesz musiała czekać, bo jak jutro uda mi się dokończyć pisanie i pojawi się tutaj kolejny odcinek :)
OdpowiedzUsuńMarzenko bardzo bardzo bardzo fajny kolejny rozdział,zaraz czytam następny bo wcześniej nie miałam za bardzo czasu.Fajne określenia zastosowałaś,typu(starszy odpowiednik,mały robal;) a Łasko poprostu wymiata i tyle!!!
OdpowiedzUsuńNo kto staje ?
OdpowiedzUsuńhehe świetne :)