Rozdział 23


/ Michał /


          Już od kilku dni zupełnie nie mogę skupić się na treningach. Moje rozkojarzenie daje się we znaki nie tylko mnie, ale i kolegom, którzy mają utrudnioną współpracę ze mną. Tylko dlaczego? Na to trudne pytanie niestety nie znam odpowiedzi. Jednak przypuszczam, iż to wszystko ma związek z Jagodą, która od momentu pojawienia się w Jastrzębiu zepsuła mi nie mało krwi. Nie ukrywam, że jestem na nią wściekły, że nie poinformowała mnie o swoim wyjściu ze szpitala. Jest jeszcze słaba, więc długie spacery na pewno jej nie służą, nie w takim stanie, lecz ja nie mogę nic na to poradzić. Zawsze była uparta, niczym osioł i po dziś dzień nie znosi sprzeciwu. W tej sytuacji również.
          - Misiek, idziesz z nami na piwo? – moje rozmyślania zostają przerwane przez Roba.
          - W zasadzie nie mam ochoty… - odpowiadam – idźcie sami.
          - Kumplom odmawiasz? – do rozmowy włącza się Tiago.
          - Nie bądź taki mądry z przodu, bo cię z tyłu braknie, Violas – odcina się Zbysiu.
          - Chciałbyś, panie „pod kosiarkę wpadłem” – rewanżuje się Portugalczyk.
          - Dobra, już – ucinam dyskusję – pójdę z wami na to piwo.
Nie specjalnie mam ochotę na wyjście do mojej ulubionej knajpki, ale chłopaki gotowi są śmiertelnie się na mnie obrazić. Kapituluję więc, po czym pakuję swoją torbę. Wrzucam jeszcze bluzę na siebie i z bandą rozwrzeszczanych matołów kierujemy się w stronę mojego bloku. To tam znajduje się mój ulubiony lokal, w którym najchętniej spędzam czas. Zwłaszcza z Hanią. Ta jednak wolała zostać dziś w domu i wesprzeć moją siostrzenicę, która za nic w świecie nie może się pozbierać.


***


          Mijają kolejne godziny, a my z beztroskimi minami siedzimy w lokalu. Całkiem przytulnie urządzone wnętrze i gustownie dobrana muzyka powodują, że nie chce nam się stąd wychodzić. Mój nie najlepszy humor diametralnie się zmienia, co pozwala mi swobodnie żartować. Na początku byłem osowiały, po czym nie ma już najmniejszego śladu. Moje zmartwienia odeszły w cień, więc niczym się już nie martwię. Sącząc kolejne piwo opowiadam chłopakom o swojej grze we Włoszech. Część z nich zna tamtejsze realia, jednak są i tacy, co słuchają z zainteresowaniem. Szczególnie nowo przybyły do nas Tiago, który, słysząc to wszystko, robi wielkie oczy. Widać, chłopak nie przypuszczał, że na świecie jest aż taki poziom gry i można nabyć takich umiejętności. Wrażenie zrobiła na nim także organizacja w klubie, a także szacunek do kibiców, licznie przybywających do włoskich hal. Siedzi mi się z nimi całkiem przyjemnie. Pod wpływem kolejnych procentów atmosfera rozluźnia się, więc nie rozmawiamy już tylko na tematy związane z siatkówką.
          - Właśnie mi się coś przypomniało – zaczyna podchmielony Bartman.
          - To mów Zbysiu – Bontje zachęca kapitana – słuchamy.
          - Jak byłem mały… - głos przyjmującego zawiesza się – to byłem cudownym dzieckiem.
Jak na komendę wszyscy wybuchamy śmiechem. Trudno nam się opanować, co powoduje, że zwracamy na siebie uwagę obsługi lokalu. Jednak nie przejmujemy się tym, ale dalej słuchamy opowieści przyjmującego.
          - Pamiętam taki czas – wznawia opowiadanie – że chciałem wszystkiego spróbować. Byłem w stanie rozmontować wszystko, począwszy od zabawek. Wiele części z zabawkowych samochodów pałętało się po moim pokoju. Jednak po jakimś czasie kompletnie przestało mi to wystarczać. Zacząłem zajmować się różnymi sprzętami. Prawda była taka, że psułem wszystko, co wpadło w moje ręce. Zepsułem ojcu telefon, mamie żelazko, ale to jeszcze nic.
Zbyszek na chwilę zawiesza głos. Upija łyk z zapełnionego w połowie kufla, po czym wznawia swój monolog:
          - Pewnego dnia zainteresował mnie zamontowany w korytarzu kontakt. Wziąłem śrubokręt i zacząłem rozkręcać. W pewnym momencie usłyszałem huk, a moje dłonie pokrył jakiś czarny nalot. << Matko jedyna, coś ty z sobą Zbyszek zrobił?!>> W progu pomieszczenia zobaczyłem mamę. << Zepsuło się, to chciałem naprawić>> usłyszała w odpowiedzi i zabrała mi sprzęt. Stwierdziła jeszcze, że wyglądam jak Eistein i tak się właśnie skończyła moja kariera elektryka.
          - To pewnie dlatego jesteś taki nerwowy – żartuję.
          - A no może masz rację – odpiera, kończąc pić złocisty napój.
Po krótkiej chwili wstaje i chwiejnym krokiem kieruje się w stronę drzwi. W chwilę później reszta towarzystwa znika w tym samym kierunku co Bartman. Jest mi to nawet na rękę, bo czuję się zmęczony ich żartami i wygłupami. Mój wisielczy humor powraca. Zaczynam analizować ostatnią kłótnię z Jagodą. Jedyna rzecz, jaką udaje mi się wymyśleć to to, że powinienem ją przeprosić.


***


/ Jagoda /


          Dzień, kiedy wyszłam ze szpitala, jest dla mnie najgorszym ze wszystkich, jakie było mi dane dotąd przeżyć. Cieszyłam się jak dziecko, że nie będę musiała być podporządkowana wyznaczonemu rytmowi dnia, ani przyjmować leków. Jednak powitanie, jakie zgotował mi wtedy Michał wszystko zniszczyło. Czułam się, jakbym była przesłuchiwana z powodu popełnienia ciężkiego przestępstwa. Zdecydowanie lepiej byłoby, gdyby nie znaleziono mnie w odpowiednim momencie i odeszłabym z tego świata. To prostsze. Dla wszystkich, a zwłaszcza dla mnie. Kiedy się budzę, nie dociera do mnie, gdzie jestem. Rozglądam się zaspanymi oczyma i nagle uświadamiam sobie, że znajduję się w pokoju małego Arka. To tutaj Hania przygotowała mi miejsce do spania. Dlaczego akurat to pomieszczenie? Nie mam pojęcia. Lecz obecność malca koi moje skołatane nerwy. Na krótką chwilę mogę zapomnieć o swojej nieszczęśliwej miłości i tym wszystkim, co mnie spotkało. Arek jest dla mnie jak brat, którego nigdy nie miałam, więc opiekuję się nim z ogromną przyjemnością. Chociaż nie jest to dla mnie łatwe przeżycie, postanawiam się nie załamywać. Rodzi się we mnie nikła nadzieja, iż jeszcze kiedyś los postawi na mojej drodze kogoś odpowiedzialnego, kto będzie chciał zostać ojcem moich dzieci.
          Wpatrując się w ścianę, przy której stoi łóżeczko czuję, jak złe emocje się ulatniają. W moim sercu panuje spokój i nawet do Michała przestaję mieć żal o to, co zrobił. Chociaż nie potrafię pozbyć się całej goryczy wiem, że nie zrobił tego celowo. On tylko się martwi. Wtem w mieszkaniu rozlega się dzwonek do drzwi. Niechętnie podnoszę się, aby pójść otworzyć, lecz uprzedza mnie Hania. Słyszę, że na dole zapada dziwne milczenie. Widać, musi być zaskoczona wizytą niespodziewanego gościa.
          - Zastałem może u ciebie Jagodę? – to, co słyszę bardzo mnie zadziwia.
          - Tak – potwierdza dziewczyna – jest w pokoju mojego synka.
Gość nic już nie odpowiada. Po zdjęciu butów kieruje swoje kroki na piętro. W chwilę później tupanie milknie. Drzwi pokoiku małego Arka otwierają się delikatnie, a w progu widzę właśnie jego…


***

/ Hania/


          Dochodzi 23.00, a Michał jeszcze nie wrócił z wieczornego treningu. Zaczynam się martwić, gdyż zawsze jest punktualny i nie ma w zwyczaju wychodzić gdzieś, bez uprzedniego poinformowania mnie. Już mam wyjść z domu, by samochodem przemierzyć kolejne ulice miasta, gdy słyszę huk otwieranych drzwi wejściowych. W korytarzu pojawia się atakujący, który chwiejnym krokiem próbuje dojść do salonu. Jestem wręcz przerażona! Michał nie ma w zwyczaju upijać się bez powodu, dzisiaj najwyraźniej takowy miał. Czuję wzbierający we mnie gniew. Nie potrafię się opanować, dlatego też rzucam w jego stronę wściekłe spojrzenia. Mam do niego ogromny żal i nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę mu to, w jakim stanie dziś wrócił.
          - Kochanie, gdzie Jagoda? – pyta, rzucając się na kanapę.
          - Jagody nie ma – kłamię – a ty wracasz do swojego mieszkania.
          - Jak to? – nie dowierza – Kochanie, proszę, pozwól mi zostać.
          - Nie w takim stanie Michał – mówię twardo.
          - Ale muszę przeprosić Jagodę – jego błagalne spojrzenie nie robi na mnie wrażenia.
Kiedy opuszczam pomieszczenie, słyszę, że Michał coś do mnie mówi. Pod wpływem alkoholu nie jest sobą, więc kompletnie nie zwracam na niego uwagi. Zamiast wdawać się w zbędne dyskusje przynoszę mu z sypialni koc, po czym go przykrywam. Widać, jego głowa jest słaba, a przynajmniej nie na tyle mocna, żeby nie zasnąć podczas mojej nieobecności. Przez krótką chwilę wpatruję się w jego nieruchomą twarz i zastanawiam się, co go skłoniło do takiego posunięcia. Po dłuższej chwili uświadamiam sobie, że wszystko nierozerwalnie wiąże się z Jagodą, dlatego właśnie postanawiam mu wybaczyć. To ostatnia myśl, jaka przemyka przez moją głowę. Po paru minutach zasypiam wtulona w klatkę piersiową Michała. Przy nim czuję się niesamowicie bezpieczna.

-------------------------------------------------------
Jastrzębski wygrał, więc oddaję w Wasze ręce kolejną notkę.
Już od następnego rozdziału będzie się działo. Pozdrawiam!

12 komentarzy:

  1. Zbyś elektryk? No to to już mnie powaliło na kolana ;D
    Ciekawe kto odwiedził Jagodę? Mam swoje przypuszczenia, ale poczekam do następnego rozdziału. Wtedy wszystko się wyjaśni;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hahaha Zbyszek zawsze spoko . No to powiem że się uśmiałam ;D . Rozdział ciekawy ;D . Jak zawsze ;D . Nie rozpisuje się bo muszę uczyć się biologi. Czekam na kolejny ; d . Pozdrowienia z Trójmiasta MikaxD bądź Wredota

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział ciekawy ;) Jestem ciekawa kto odwiedził Jagodę .. ;D
    Czekam na następny!
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Zibi rozwalił mnie na łopaty. cudownym dzieckiem może i był, ale elektryk z niego żaden. dobrze, że Miszel postanowił przeprosić Jagodę. Hania nie ma się o co wkurzać, czasem każdy musi odreagować :D czekam wiesz na co ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zibi cudownym dzieckiem marzącym o zawodzie elektryka-gwóźdź rozdziału;D Hania nie powinna się obraża na Michała, chciał facet odreagowac, jemu też się coś od życia należy;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko kochana, Zibi cudownym dzieckiem.... J się w tym momencie trochę zacięłam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Zibi - xD Tego się nie spodziewałam :D Hania trochę przesadziła, ale z jednej strony ja rozumiem. Michał poszedł po rozum do głowy i przeprosi Jagodę ;)

    Z niecierpliwością czekam na kolejny odcinek :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zibi niespodziewanie został gwiazdą tego odcinka.
    Michał zagalopował się troszkę opowiadając o tych licznych kibicach we Włoszech, Tam to raczej mizeria i kibice przychodzą na mecz jak do teatru - siedzą cicho jak myszki pod miotłą:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Cudowne dziecko Zbyś. Nie ma to jak pójść na ''jedne'' piwo. Szkoda mi Jagody. Dobrze, że Hania stara się ja wspierać :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Bardzo ciekawie się zrobiło.
    Czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. No cóż, może w końcu wszystko się ułoży.. oby, oby! Czekam z niecierpliwością na kolejny Geniuszu ! ; *

    OdpowiedzUsuń
  12. Marzenko bardzo fajny(jak zawsze zresztą rozdział),czytam dalej i nadrabiam zaległości.

    OdpowiedzUsuń