Rozdział 27


/ Michał /

         
         
          Ze spokojnego snu wyrywa mnie huk, który dobiega z łazienki. Poddenerwowany zrywam się na równe nogi i od razu biegnę do wspomnianego pomieszczenia. Już od samego początku władną mną złe przeczucia, które potwierdzają się, gdy jestem coraz bliżej. Ku mojemu zaskoczeniu, drzwi ustępują zaskakująco łatwo i już stoję w progu pomieszczenia. Nie wierzę własnym oczom! Widok, jaki zastaję, jest wręcz przerażający: na podłodze leży nieprzytomna Hania. Z jej łuku brwiowego sączy się krew, tworząca kałużę wokół jej głowy. O Boże! Czuję zimno i gorąco na przemian, a moja twarz jest blada. Na całe szczęście myślę dosyć trzeźwo. Nie zamykając za sobą drzwi pomieszczenia, biegnę po telefon. Szybko wybieram odpowiedni numer, jak również nawiązuję połączenie. Moje zgłoszenie zostaje przyjęte przez dyspozytora, więc pozostaje mi już tylko czekać. Jednak czas dłuży się w nieskończoność. Dopiero po długich minutach w mieszkaniu pojawiają się sanitariusze. Lotem błyskawicy przenoszą moją Hanię na nosze, po czym tamują krwotok. Jej twarz jest blada, jakby umęczona, a sama dziewczyna nie wygląda najlepiej. Nic nie mówiła, dlatego tym bardziej martwię się o jej stan zdrowia. A co, jeśli nie przeżyje i osieroci małego Arka? Moim umysłem znów władną czarne myśli. Zamglonym wzrokiem przyglądam się pracy medyków, którzy wciąż tamują krwotok.
          - Co z nią będzie? – pytam, gdy opatrywanie dobiega końca.
          - Proszę się nie martwić – mówi jeden z mężczyzn – to tylko przemęczenie.
          - Na pewno nic jej nie jest? – dociekam.
          - Spokojnie – mówi drugi – po badaniach zostanie postawiona prawidłowa diagnoza.
          - A teraz musimy już jechać – dodaje ten pierwszy – proszę ją później odwiedzić.
Po tym, co powiedzieli panowie z pogotowia, czuję się spokojniejszy. Wiem, że Hania jest pod najlepszą opieką i niebawem wróci do zdrowia. Jednakże dalej nie mogę zrozumieć, dlaczego tak źle się poczuła. Być może coś jej dolegało, lecz nie chciała mnie martwić. To w gruncie rzeczy dosyć cicha osoba, która nie skarży się na swój los, więc nie dziwię się jej milczeniu. Mam jednak nadzieję, iż niebawem dowiem się prawdy, ale teraz nie jestem w stanie o tym myśleć. Moje ponure rozważania przerywa płacz małego Arka, którego młoda mama powinna nakarmić. Przejmując jej obowiązki, kieruję się do kuchni, gdzie przygotowuję dla chłopca butelkę, której zawartość zostaje pochłonięta w mgnieniu oka. Patrząc na chłopca, czuję wewnętrzny spokój i wierzę, że wszystko wróci do normy.


***


/ Raphael /


          Odkąd nie mieszkam z Brianem, w moim mieszkaniu panuje błoga cisza, a porządek, jaki zaprowadziłem po jego wyjściu ma się zgoła nie najgorzej. Poniekąd jestem z tego powodu bardzo szczęśliwy. Mieszkanie z Amerykaninem to nie był dobry pomysł. Kto to wymyślił, to ja nie wiem i nawet nie chcę wiedzieć. Już właśnie mam wstać, by przygotować obiad, gdy słyszę dzwonek do drzwi. Natychmiast kieruję się do drzwi, aby otworzyć. W progu widzę Tiago w towarzystwie Zbyszka. O ile towarzystwo tego pierwszego jest znośne, o tyle drugiemu skopałbym tyłek i wysłał w kosmos! Od tej całej sytuacji z Kubiakiem przestałem lubić naszego kapitana, dlatego też nie jestem zachwycony, gdy zjawia się w moim lokum. Głupio mi jednak wyprosić Bartmana, dlatego też pozwalam obydwu wejść do środka.
          - Może napijesz się z nami piwka? – pyta Tiago, wyjmując z plecaka butelki.
          - Chętnie – odpowiadam, czując suchość w ustach.
Kiedy moi goście moszczą się na kanapie w salonie, ja wyjmuję z szafki szklanki. Pamiętam również o talerzykach, gdyż udaje mi się zauważyć przyniesioną przez nich pizzę. Nawet jest mi to na rękę, ponieważ czuję też żołądek dający się we znaki. Po krótkiej chwili jestem już w salonie. Wrzucam w telewizji kanał muzyczny i wraz z kolegami zaczynam pogawędkę. Jest naprawdę wesoło i nie żałuję tych odwiedzin. Chociaż towarzystwo kapitana jest niesamowicie denerwujące, muszę to jakoś przełknąć. Co najwyżej dam mu do zrozumienia, iż nie życzę sobie jego wizyt. Wydaje się być istotą rozumną, więc powinien zajarzyć.
          - A widzieliście lubą Kubiego? – nagle wypala kapitan.
          - Oczywiście – odpowiadam wraz z Tiago.
          - Jest bardzo ładna dodaje mój kolega z pozycji.
          - Violas, tobie już na mózg padło? – Bartman zawsze i wszędzie manifestuje swoje zdanie.
W tej właśnie chwili wesoły nastrój pryska niczym bańka mydlana. Atmosfera robi się nadzwyczaj ciężka, a ja mam dosyć kłótni zawodników. Poza tym, ja również nie mam nic do dziewczyny Michała. Wręcz przeciwnie: cieszę się, że przyjmujący układa sobie życie z kimś, z kim jest szczęśliwy. Tak więc Zbyszkowi nic do tego. Z każdą kolejną minutą mam go po dziurki w nosie. Już go nie mogę słuchać! Co za idiota mówi tak o dziewczynie przyjaciela, ja się pytam?! Ktoś taki, jak nasz kapitan, nie zasługuje na przyjaźń.
          - Tam są drzwi! – krzyczę, przerywając sprzeczkę – Zamknij je z drugiej strony Bartman!
          - Wyrzucasz mnie? – kapitan jest zdziwiony – nie ładnie, przyjacielu, nie ładnie.
          - A jak ty obrażasz dziewczynę Michała, to ładnie? – nie wytrzymuję.
- Mówię, co myślę – odpiera, uśmiechając się ironicznie.
- Ale nie w moim mieszkaniu! – nadal podnoszę głos – wyjdź.
- No już dobra – siatkarz wstaje z kanapy.
- Aha – przypominam sobie o czymś – razem z chłopakami złożymy wniosek o zmianę kapitana.
Widać, moje ostatnie słowa ubodły Bartmana do żywego. I bardzo dobrze! Ktoś musiał mu powiedzieć, jakie mają o nim zdanie. Za wysoko nosił głowę, ot co. Poza tym, jak on ma dziewczynę, to okej, a Michał nie może? Przecież to nie dorzeczne.  Po jego wyjściu atmosfera się rozluźnia. Dobry nastrój wraca, a ja wraz z Tiago urządzam sobie prawdziwe dyskusje.
          - To zdrowie! – wznoszę toast, trzymając w dłoni butelkę piwa.
          - Zdrowie! – wtóruje mi Tiago, by po chwili raczyć się ulubionym trunkiem.


***


/ Jagoda /


          Wyjazd z Michałem nawet dziś budzi we mnie jedne z najpiękniejszych wspomnień. Na samą myśl o niedzielnym spacerze robi mi się ciepło na sercu. Pragnę, aby takich chwil, jak ta było jeszcze wiele. Przy Michale zapominam również o tym, co złego mnie spotkało. Nie myślę o moim nienarodzonym dziecku, które mimo wszystko mogłam wychować. Przez chwilę jest mi smutno. W moim oku kręci się pojedyncza łza, która symbolizuje moją bezsilność. Tę ostatnią zauważa Misiek, który właśnie wchodzi do salonu. W dłoniach trzyma dwa  kubki z parującym napojem. Jeden z nich stawia przede mną, a w chwilę później mnie przytula.
          - O czym myślałaś, kochanie? – pyta z wyraźną troską.
          - O tym maleństwie, któremu nie pozwoliłam żyć – przyznaję szczerze.
          - Nie martw się – siatkarz zaczyna mnie uspokajać – jeszcze zostaniesz mamą.
Bardzo chciałabym wierzyć w jego słowa, lecz nie potrafię. Jedną szansę już miałam i została ona niewykorzystana we właściwy spokój. Ta cała sytuacja męczy mnie jeszcze czasami i nie potrafię sobie z nią poradzić. Najlepszym sposobem na uwolnienie się od tego wszystkiego są zabawy z małym Arkiem. Pokochałam go, jak młodszego brata i staram się dać mu wszystko, co najlepsze, a jednocześnie pomagam Hani i Michałowi.
          - Słońce – zwracam się do przyjmującego – może zerkniemy do Hani i Miśka?
          - Chętnie – mój chłopak obdarza mnie szczerym uśmiechem.
W chwilę później stoimy przed drzwiami moich sąsiadów. Pukam, ale w pierwszej chwili odpowiada mi jedynie cisza. Postanawiam nie odpuszczać. Michał i jego dziewczyna tyle dla mnie zrobili, więc chciałabym teraz obdarzyć ich bezinteresownym zaufaniem, a także pomocą. Dopiero po kilku długich minutach drzwi otwiera zasmucony atakujący.
          - Michał, co jest? – zdumiona zadaję wujkowi pytanie.
          - Hania…
          - Co z nią? – teraz i ja czuję, że coś strasznego miało miejsce.
          - Zabrali ją do szpitala – po tych słowach Michał wybucha gorzkim płaczem.


--------------------------------------
Przepraszam za to małe opóźnienie.
Zapraszam na fanpage.

10 komentarzy:

  1. Violas, kocham Cię za wyrzucenie Bartmana!! Michu i Jagoda <3 Misiek, nie bój nic, nie zostaniesz przedwcześnie wdowcem :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Michał i Jagoda !! :D A co do tego wyrzucenia Bartmana z domu to dobrze zrobił :D
    Mam nadzieję, że Hani nic złego nie jest... oby :D
    Pozdrawiam !! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Michał płacze, no i mi serce pękło.
    Jak Bartmana nie cierpię, tak od teraz Raphaela uwielbiam, mądry człowiek.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kubiak i Jagoda to będzie suuuper para!!!
    Płaczący Łasko...
    i to wyrzucenie Zibiego z mieszkania-bezcenne!!!
    Marzenko coraz lepsze są te rozdziały a historia bardzo fajnie się rozwija i już czekam na kolejne/nowe rozdziały!
    Pozdrawiam;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Hym od czego zacząć .. Dlaczego Łasko nie zatamował krwotoku !? nie no ten to jest dobry dobrze, że chociaż po pogotowie zadzwonił . No i brawo dla Rafaela ! . Jestem za zmianą kapitana ! No chyba, że Bartman się zmieni w co wątpię -,- .
    Rozdział ciekawy jak zwykle.
    Pozdrowienia Wredota

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raphaela * .. Zamyśliłam się i źle napisałam sorki ; P

      Usuń
  6. MignonneAbattoir31 stycznia 2013 20:26

    Kurczę, szkoda mi Jagody.. oby Michał pomógł jej się pozbierać po tym wszystkim.. Niech i z Hanią wszystko będzie dobrze.. Czekam na kolejny ; ***

    OdpowiedzUsuń
  7. O matko... niech Hania szybko zdrowieje ;D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. mAM NADZIEJĘ, ŻE Hani nic poważnego nie grozi bo Michał się załamie i co stał by sie wtedy z Arkiem!!
    O Kubiaku nic nie napiszę bo jeśli się o kimś nie ma nic dobrego do powiedzenia to należy zachować milczenie:)
    Szerzenie nienawiści do Zbyszka Bartmana trwa. Ciosy rozdawane na oślep.

    OdpowiedzUsuń
  9. O LoL.!
    Oby Hani się nic nie stało!.. ;>
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie na: http://owocowalandryna.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń