/ Raphael /
Dzisiaj jako pierwszy przekraczam próg
naszej szatni. Gdy otwieram drzwi, pomieszczenie jest jeszcze puste, z czego
akurat bardzo się cieszę. Z uśmiechem na ustach zrzucam swoją torbę z ramienia,
po czym zaczynam się przebierać. Właśnie zamierzam włożyć na siebie koszulkę,
gdy drzwi szatni otwierają się z całym impetem. Do środka wkracza Michał i
Zbyszek. Obydwaj przyjmujący zawzięcie się o coś kłócą. Zamieram w bezruchu i
wytężam słuch. Jednak ich słowa są zbyt nie wyraźne, aby można coś z nich
zrozumieć. Dopiero po dłuższej chwili znajdują się w centrum pomieszczenia. Ich
krzyki wzmagają się z każdą sekundą i mam wrażenie, że moja głowa w końcu
eksploduje.
- Możesz w końcu przestać mnie
obrażać? – Michał zadaje retoryczne pytanie.
- A możesz w końcu przestać truć? –
Zbyszek od samego początku ironizuje – będę mówił, co mi się podoba.
- Nie będziesz! – Kubiak denerwuje się
co raz bardziej.
- Może jednak? – Bartman także się
nakręca.
- Jeśli nadal będziesz obrażał moją
dziewczynę – blondyn podnosi głos – to nie mamy już o czym rozmawiać.
- Jagoda jest brzydka jak noc i w
niczym nie może się porównywać do mojej Asi – odpiera rozmarzony, tym razem,
Zibi.
- Bartman! – Kubiak wrzeszczy na cały
regulator – nie jesteś już moim przyjacielem!
Ostatnie
słowa są dosyć mocne, więc zaskakują nie tylko Zbyszka, ale też mnie. Zupełnie
nie spodziewałem się tego po Michale, ale cieszę się. Cieszę się, że
przyjmujący wreszcie się na to zdecydował. Jestem dumny z klubowego kolegi,
gdyż od dawna uważam, że ich przyjaźń powinna się zakończyć.
- Poza tym – Michał kontynuuje –
przygotowałem już wniosek o zmianę kapitana.
- I ty przeciwko mnie? – Zbyś nie może
uwierzyć w to, co słyszy.
- Owszem – odpiera już bez emocji.
- Popieram Miśka – mówię, gdy zostaję
dopuszczony do głosu.
- Zajebiście, po prostu zajebiście –
kapitan nie potrafi zrozumieć, co do niego mówimy.
Jestem
już gotowy. Siadam więc na ławce, po czym wsuwam na kostki stabilizatory oraz
buty na stopy. W niemałym skupieniu wiążę sznurówki. Wsłuchuję się przy tym w
namacalną wręcz ciszę. Michał także nie ma zamiaru odzywać się do Zbyszka.
Zostawiając byłego przyjaciela samemu sobie,
przemieszcza się na drugą stronę szatni. Zajmuje jedno z wolnych miejsc
między mną a Łukaszem Polańskim. Mija dłuższa chwila, nim młody przyjmujący
zdąża się ogarnąć. Lecz kiedy stoi obok mnie gotowy do zajęć, również się
podnoszę.
- Może pójdziemy złożyć wniosek o
zmianę kapitana? – słyszę w pewnej chwili.
- A wiesz, że to bardzo dobry pomysł?
– mrugam do niego konspiracyjnie.
- Więc chodźmy – wyrokuje przyjmujący.
- Baw się dobrze, Zbysiu – i ja
pozwalam sobie na odrobinę uszczypliwości.
Nie
patrząc na Bartmana, opuszczamy szatnię i od razu kierujemy się do gabinetu
trenera
- Trenerze – zaczyna pewnie Michał –
chcielibyśmy złożyć wniosek o zmianę kapitana.
- Hmm… - odpiera zamyślony –
zastanowimy się ze sztabem nad tym…
***
/ Hania
/
Moje
samopoczucie z każdym dniem się poprawia. Zupełnie nie pamiętam już odwiedzin
Jakuba, który się do mnie przystawiał, dzięki czemu mój humor staje się o wiele
lepszy. Dopisuje mi również apetyt – tak bardzo ważny w moim stanie. Właściwie
nawet zaczynam cieszyć się tym, że jestem w ciąży. Wiem, iż było to ogromne
marzenie Michała, które już za kilka miesięcy stanie się rzeczywistością.
Jedyną rzeczą, jakiej żałuję to konieczność odejścia z pracy w przyszłości.
Praca, jaką podjęłam po wyjeździe z domu daje mi naprawdę wiele satysfakcji i
spełnia moje zawodowe oczekiwania. Dlatego też odczuwam strach, ale i smutek z
powodu tego, co nastąpi, kiedy będę w zaawansowanej ciąży. Znów stanę się
zależna od kogoś. Nie chcę jednak, aby Michał utrzymywał mnie i moje dzieci,
dlatego wzbraniam się przed tym, jak mogę.
-
Jak się pani czuje? – moje rozważania zostają przerwane przez ordynatora.
-
Bardzo dobrze – odpieram rozpromieniona – dziękuję.
-
Cieszy mnie to – lekarz uśmiecha się – przyszedłem poinformować panią o
wynikach badań.
Czuję, że mój dobry nastrój zaczyna się
ulatniać. Badania, które przeszłam przez ostatnie dni nie były żadną
przyjemnością. Całymi godzinami przechodziłam katorgę, marząc o położeniu się w
łóżku i śnie. Chociaż trudno było mi zasypiać ze świadomością, iż nie ma przy
mnie mojego małego, ale dzielnego synka. Naraz przypominam sobie, jak przed
paroma miesiącami Arek zachorował i musiałam zostawić go w szpitalu. To ten sam
gmach, w którym teraz leżę. Przypominam sobie, jaki mój maluszek był dzielny.
Wtem uświadamiam sobie, iż ja też muszę podołać temu, co mnie spotkało. Muszę
być dzielna. Dla Arka. Dla Michała. Dla naszego nienarodzonego maleństwa. Po
prostu: dla nich. Mam wokół siebie tylu wspaniałych ludzi, którzy nie wybaczą
mi, jeśli się poddam. Dlatego właśnie staram się zaakceptować to, iż noszę w
sobie nowe życie i po raz drugi już zostanę mamą.
-
Wygląda na to, że wszystko jest w normie – lekarz znów się uśmiecha – może pani
dzisiaj opuścić szpital.
-
Naprawdę? – początkowo nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
-
Ależ oczywiście – ordynator potwierdza swoje słowa – proszę się spakować, a ja
w tym czasie przygotuję wypis.
Niczym zelektryzowana wstaję z łóżka, po czym
zaczynam wrzucać do torby swoje rzeczy. Nie zwracam uwagi na to, czy są
ułożone, czy też nie. Najważniejsze jest, iż opuszczam wreszcie to okropne
miejsce. Od razu czuję w sobie tę radość. Chciałabym skakać i śpiewać! Na razie
to nie możliwe, ale gdy wrócę już do domu, przebiję sufit naszego wspólnego
mieszkania. Po paru minutach jestem już gotowa. Odbieram wypis, po czym raz na
zawsze opuszczam szpital, do którego nie wrócę wcześniej, niż przed porodem.
***
/ Michał /
Odprawa przed zakończeniem treningu
wprawia mnie w ogromne zdumienie. Zupełnie nie spodziewałem się, że nastąpi
zmiana kapitana. Nie przypuszczałem nawet, że ktokolwiek wpadnie na taki
pomysł. Jak widać, reszta miała serdecznie dosyć zachowania Zbyszka. Dlatego
też ktoś musiał napisać wniosek i złożyć go w gabinecie trenera.
- Panowie – trener zaczyna swoje
przemówienie – zebraliśmy się tu nie bez powodu.
W
pomieszczeniu wzmaga się coraz mocniejszy szmer. Każdy z chłopaków zastanawia
się, o czym myśli nasz szkoleniowiec. W gruncie rzeczy w klubie nie działo się
nic takiego, aby sztab musiał teraz zwoływać nadzwyczajne zebranie całego
zespołu. W zasadzie ja też nie mogę się domyślić, co dokładnie jest na rzeczy.
- Chcieliśmy was poinformować o
zmianie kapitana – mówi asystent Bernardiego.
- Jak to? – dziwi się Polański – tak
pod koniec sezonu?
- Przecież to nie ma sensu –
protestuje Rusek.
- Dziś przed zajęciami – kontynuuje
Bernardi – wpłynął do nas wniosek z prośbą o usunięcie Zbyszka ze stanowiska.
Jestem
szczerze zdumiony tym, co właśnie słyszę. Jednakże domyślam się, kto mógł
zrobić coś takiego. W sumie, nie dziwię się Kubiakowi. Po tym, jak został
potraktowany przez swojego przyjaciela miał prawo się zdenerwować. Chociaż nie
skarżył się nigdy, przypuszczam, że to z powodu Jagody cała sytuacja w ogóle
miała miejsce. Ale nawet jeśli, i tak stoję po stronie Michała. W końcu
jesteśmy prawie jak rodzina, bo przecież przyjmujący związał się z moją siostrzenicą,
której wyszło to na dobre.
- A więc – moje rozmyślania zostają
przerwane – nowym kapitanem zostaje Michał Łasko.
- Że co proszę? – nie mogę uwierzyć
własnym uszom.
- Jesteś nowym kapitanem drużyny –
Bernardi z uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
- Ale dlaczego ja? – pytam z głupim
uśmiechem.
- Bo tak zdecydował sztab oraz reszta
drużyny – szkoleniowiec udziela mi informacji.
- W takim razie dziękuję za
wyróżnienie – odrzekam – ale może zabierzmy się teraz do pracy.
- Co racja, to racja – krzyczą chórem
chłopaki, po czym wybiegamy na halę.
***
Trening upływa nam w przyjemnej
atmosferze. Tylko Bartman ma nos spuszczony na kwintę i wszystkim uprzykrza
zajęcia. Każdy z nas ma serdecznie dosyć tego nadętego bufona i marzy o tym,
aby pójść już do domu. Staramy się go ignorować, jednak czasami po prostu się
nie da. Aż współczuję Kubiakowi, który tak musi się męczyć w towarzystwie tego
idioty. To tak, jakby Kubi nie mógł sobie ułożyć życia, bo Zbyś na to nie
pozwala.
- Bartman, zamknij się, bo już cię
słuchać nie mogę – mówię, gdy idziemy do szatni.
- Nie wpieprzaj się, Łasko – były
kapitan od razu się najeża – nie twoja sprawa.
- Sądzę, że jednak jest – odpieram
spokojnie – bo Michał związał się z moją siostrzenicą.
- I co w związku z tym? – Zbyś pyta
ironicznie.
- Nie życzę sobie takich docinek w
stosunku do Michała – mówię.
Bartman
po raz pierwszy od bardzo dawna nie wie, co powiedzieć. I bardzo dobrze. Nie
pozwolę na to, aby Jagoda lub Michał mieli z jakiegoś powodu problemy. Pomagają
mi i Hani, jak tylko potrafią, więc staram się im odwdzięczyć, ale nie tylko. To
w końcu rodzina. Dlatego właśnie nie zgadzam się, aby ktoś źle im życzył, czy
starał się rozbić ich związek.
Kiedy opuszczam miejsce swojej pracy,
słyszę dzwoniący w kieszeni telefon. Wyjmuję go i z konsternacją spoglądam na
wyświetlacz, na którym widnieje imię mojej dziewczyny. Niecierpliwie akceptuję
połączenie, po czym przykładam aparat do ucha. Jestem nie mile zaskoczony tym,
co słyszę. Młoda mama wyraźnie przechodzi zmianę nastroju, przez co jest zapłakana.
Ale to nie jedyny powód jej łez. Jak się okazuje mój brat odwiedził ją w szpitalu,
przy okazji dobierając się do niej. Nie podaruję draniowi tego, co zrobił! Nie chcę,
żeby ten kretyn zniszczył mój związek! Po zakończeniu rozmowy z Hanią wrzucam
torbę do bagażnika służbowego samochodu. Jednak nie wsiadam do pojazdu. Postanawiam
złożyć mojemu bratu wizytę. Z tym celę kieruję się do hotelu, w którym Kuba się
zatrzymał. Udaje mi się przejść jedynie kilka metrów, gdy wpadam na młodego.
- Cześć, braciszku – wita mnie z
zawadiackim uśmiechem.
- Żadne „cześć” – mówię oschle, po
czym podchodzę bliżej niego.
Kuba
zupełnie nie wie, co się dzieje. Ja także dziwię się sobie, że jestem tak
zdenerwowany. Ale skoro dobierał się do Hani, musi dostać teraz za swoje. Właśnie
unoszę swoją dłoń i wykonuję zamach. W chwilę później zatrzymuje się ona na
uzębieniu mojego młodszego brata, który powala mnie na ziemię. Ja jednak nie
zamierzam odpuszczać, dlatego zaciekle się bronię…
--------------------------------------------------------
Kolejny raz przepraszam za małe spóźnienie.
Jednak mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Z przykrością muszę stwierdzić, iż to już ostatnia
część i czeka nas już tylko Epilog.
A więc miłej lektury i do napisania!
Rozdział fajny ;)
OdpowiedzUsuńDobrze, że Hania już wyszła ze szpitala i że postanowiła sie nie poddawać ! :D
A co do Bartmana to dobrze mu tak, że nie jest już kapitanem ;)
Szkoda, że to już końcówka, ale czekam na epilog ! Pozdrawiam ;**
Nic się nie stało, że znowu spóźniony. Ważne, że dopracowany. Bardzo mi się podoba. w przeciwieństwie do zachowania Kuby. Nie podoba mi sie ten koleś. A sytuacja z Bartmanem? Powiem szczerze jestem kompletnie zaskoczona, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Z niecierpliwością czekam na kolejny. ; ** ; )
OdpowiedzUsuńTaką Hanię lubię - pozytywnie nastawioną do życia ;D A Zibi ? Zasłużył na to (wiem, jestem jędzą :P :D). Kuba szukał specjalnie zaczepki - i mu się udało, bo obaj na koniec się biją ;/ Ciekawe, co na to wszystko powie Hania...
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejne odcinki ! ;D
Szkoda Marzenko,że zakończyłaś to opowiadanko mam nadzieję,że może do niego jeszcze powrócisz,że będziesz je kontynuować.Bo jest naprawdę zajebiste!!!
OdpowiedzUsuń