Rozdział 30


/ Raphael /


          Dzisiaj jako pierwszy przekraczam próg naszej szatni. Gdy otwieram drzwi, pomieszczenie jest jeszcze puste, z czego akurat bardzo się cieszę. Z uśmiechem na ustach zrzucam swoją torbę z ramienia, po czym zaczynam się przebierać. Właśnie zamierzam włożyć na siebie koszulkę, gdy drzwi szatni otwierają się z całym impetem. Do środka wkracza Michał i Zbyszek. Obydwaj przyjmujący zawzięcie się o coś kłócą. Zamieram w bezruchu i wytężam słuch. Jednak ich słowa są zbyt nie wyraźne, aby można coś z nich zrozumieć. Dopiero po dłuższej chwili znajdują się w centrum pomieszczenia. Ich krzyki wzmagają się z każdą sekundą i mam wrażenie, że moja głowa w końcu eksploduje.
          - Możesz w końcu przestać mnie obrażać? – Michał zadaje retoryczne pytanie.
          - A możesz w końcu przestać truć? – Zbyszek od samego początku ironizuje – będę mówił, co mi się podoba.
          - Nie będziesz! – Kubiak denerwuje się co raz bardziej.
          - Może jednak? – Bartman także się nakręca.
          - Jeśli nadal będziesz obrażał moją dziewczynę – blondyn podnosi głos – to nie mamy już o czym rozmawiać.
          - Jagoda jest brzydka jak noc i w niczym nie może się porównywać do mojej Asi – odpiera rozmarzony, tym razem, Zibi.
          - Bartman! – Kubiak wrzeszczy na cały regulator – nie jesteś już moim przyjacielem!
Ostatnie słowa są dosyć mocne, więc zaskakują nie tylko Zbyszka, ale też mnie. Zupełnie nie spodziewałem się tego po Michale, ale cieszę się. Cieszę się, że przyjmujący wreszcie się na to zdecydował. Jestem dumny z klubowego kolegi, gdyż od dawna uważam, że ich przyjaźń powinna się zakończyć.
          - Poza tym – Michał kontynuuje – przygotowałem już wniosek o zmianę kapitana.
          - I ty przeciwko mnie? – Zbyś nie może uwierzyć w to, co słyszy.
          - Owszem – odpiera już bez emocji.
          - Popieram Miśka – mówię, gdy zostaję dopuszczony do głosu.
          - Zajebiście, po prostu zajebiście – kapitan nie potrafi zrozumieć, co do niego mówimy.
Jestem już gotowy. Siadam więc na ławce, po czym wsuwam na kostki stabilizatory oraz buty na stopy. W niemałym skupieniu wiążę sznurówki. Wsłuchuję się przy tym w namacalną wręcz ciszę. Michał także nie ma zamiaru odzywać się do Zbyszka. Zostawiając byłego przyjaciela samemu sobie,  przemieszcza się na drugą stronę szatni. Zajmuje jedno z wolnych miejsc między mną a Łukaszem Polańskim. Mija dłuższa chwila, nim młody przyjmujący zdąża się ogarnąć. Lecz kiedy stoi obok mnie gotowy do zajęć, również się podnoszę.
          - Może pójdziemy złożyć wniosek o zmianę kapitana? – słyszę w pewnej chwili.
          - A wiesz, że to bardzo dobry pomysł? – mrugam do niego konspiracyjnie.
          - Więc chodźmy – wyrokuje przyjmujący.
          - Baw się dobrze, Zbysiu – i ja pozwalam sobie na odrobinę uszczypliwości.
Nie patrząc na Bartmana, opuszczamy szatnię i od razu kierujemy się do gabinetu trenera
          - Trenerze – zaczyna pewnie Michał – chcielibyśmy złożyć wniosek o zmianę kapitana.
          - Hmm… - odpiera zamyślony – zastanowimy się ze sztabem nad tym…


***


/ Hania /


          Moje samopoczucie z każdym dniem się poprawia. Zupełnie nie pamiętam już odwiedzin Jakuba, który się do mnie przystawiał, dzięki czemu mój humor staje się o wiele lepszy. Dopisuje mi również apetyt – tak bardzo ważny w moim stanie. Właściwie nawet zaczynam cieszyć się tym, że jestem w ciąży. Wiem, iż było to ogromne marzenie Michała, które już za kilka miesięcy stanie się rzeczywistością. Jedyną rzeczą, jakiej żałuję to konieczność odejścia z pracy w przyszłości. Praca, jaką podjęłam po wyjeździe z domu daje mi naprawdę wiele satysfakcji i spełnia moje zawodowe oczekiwania. Dlatego też odczuwam strach, ale i smutek z powodu tego, co nastąpi, kiedy będę w zaawansowanej ciąży. Znów stanę się zależna od kogoś. Nie chcę jednak, aby Michał utrzymywał mnie i moje dzieci, dlatego wzbraniam się przed tym, jak mogę.
          - Jak się pani czuje? – moje rozważania zostają przerwane przez ordynatora.
          - Bardzo dobrze – odpieram rozpromieniona – dziękuję.
          - Cieszy mnie to – lekarz uśmiecha się – przyszedłem poinformować panią o wynikach badań.
Czuję, że mój dobry nastrój zaczyna się ulatniać. Badania, które przeszłam przez ostatnie dni nie były żadną przyjemnością. Całymi godzinami przechodziłam katorgę, marząc o położeniu się w łóżku i śnie. Chociaż trudno było mi zasypiać ze świadomością, iż nie ma przy mnie mojego małego, ale dzielnego synka. Naraz przypominam sobie, jak przed paroma miesiącami Arek zachorował i musiałam zostawić go w szpitalu. To ten sam gmach, w którym teraz leżę. Przypominam sobie, jaki mój maluszek był dzielny. Wtem uświadamiam sobie, iż ja też muszę podołać temu, co mnie spotkało. Muszę być dzielna. Dla Arka. Dla Michała. Dla naszego nienarodzonego maleństwa. Po prostu: dla nich. Mam wokół siebie tylu wspaniałych ludzi, którzy nie wybaczą mi, jeśli się poddam. Dlatego właśnie staram się zaakceptować to, iż noszę w sobie nowe życie i po raz drugi już zostanę mamą.
          - Wygląda na to, że wszystko jest w normie – lekarz znów się uśmiecha – może pani dzisiaj opuścić szpital.
          - Naprawdę? – początkowo nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
          - Ależ oczywiście – ordynator potwierdza swoje słowa – proszę się spakować, a ja w tym czasie przygotuję wypis.
Niczym zelektryzowana wstaję z łóżka, po czym zaczynam wrzucać do torby swoje rzeczy. Nie zwracam uwagi na to, czy są ułożone, czy też nie. Najważniejsze jest, iż opuszczam wreszcie to okropne miejsce. Od razu czuję w sobie tę radość. Chciałabym skakać i śpiewać! Na razie to nie możliwe, ale gdy wrócę już do domu, przebiję sufit naszego wspólnego mieszkania. Po paru minutach jestem już gotowa. Odbieram wypis, po czym raz na zawsze opuszczam szpital, do którego nie wrócę wcześniej, niż przed porodem.


***


/ Michał /


          Odprawa przed zakończeniem treningu wprawia mnie w ogromne zdumienie. Zupełnie nie spodziewałem się, że nastąpi zmiana kapitana. Nie przypuszczałem nawet, że ktokolwiek wpadnie na taki pomysł. Jak widać, reszta miała serdecznie dosyć zachowania Zbyszka. Dlatego też ktoś musiał napisać wniosek i złożyć go w gabinecie trenera.
          - Panowie – trener zaczyna swoje przemówienie – zebraliśmy się tu nie bez powodu.
W pomieszczeniu wzmaga się coraz mocniejszy szmer. Każdy z chłopaków zastanawia się, o czym myśli nasz szkoleniowiec. W gruncie rzeczy w klubie nie działo się nic takiego, aby sztab musiał teraz zwoływać nadzwyczajne zebranie całego zespołu. W zasadzie ja też nie mogę się domyślić, co dokładnie jest na rzeczy.
          - Chcieliśmy was poinformować o zmianie kapitana – mówi asystent Bernardiego.
          - Jak to? – dziwi się Polański – tak pod koniec sezonu?
          - Przecież to nie ma sensu – protestuje Rusek.
          - Dziś przed zajęciami – kontynuuje Bernardi – wpłynął do nas wniosek z prośbą o usunięcie Zbyszka ze stanowiska.
Jestem szczerze zdumiony tym, co właśnie słyszę. Jednakże domyślam się, kto mógł zrobić coś takiego. W sumie, nie dziwię się Kubiakowi. Po tym, jak został potraktowany przez swojego przyjaciela miał prawo się zdenerwować. Chociaż nie skarżył się nigdy, przypuszczam, że to z powodu Jagody cała sytuacja w ogóle miała miejsce. Ale nawet jeśli, i tak stoję po stronie Michała. W końcu jesteśmy prawie jak rodzina, bo przecież przyjmujący związał się z moją siostrzenicą, której wyszło to na dobre.
          - A więc – moje rozmyślania zostają przerwane – nowym kapitanem zostaje Michał Łasko.
          - Że co proszę? – nie mogę uwierzyć własnym uszom.
          - Jesteś nowym kapitanem drużyny – Bernardi z uśmiechem poklepał mnie po ramieniu.
          - Ale dlaczego ja? – pytam z głupim uśmiechem.
          - Bo tak zdecydował sztab oraz reszta drużyny – szkoleniowiec udziela mi informacji.
          - W takim razie dziękuję za wyróżnienie – odrzekam – ale może zabierzmy się teraz do pracy.
          - Co racja, to racja – krzyczą chórem chłopaki, po czym wybiegamy na halę.


***


          Trening upływa nam w przyjemnej atmosferze. Tylko Bartman ma nos spuszczony na kwintę i wszystkim uprzykrza zajęcia. Każdy z nas ma serdecznie dosyć tego nadętego bufona i marzy o tym, aby pójść już do domu. Staramy się go ignorować, jednak czasami po prostu się nie da. Aż współczuję Kubiakowi, który tak musi się męczyć w towarzystwie tego idioty. To tak, jakby Kubi nie mógł sobie ułożyć życia, bo Zbyś na to nie pozwala.
          - Bartman, zamknij się, bo już cię słuchać nie mogę – mówię, gdy idziemy do szatni.

          - Nie wpieprzaj się, Łasko – były kapitan od razu się najeża – nie twoja sprawa.
          - Sądzę, że jednak jest – odpieram spokojnie – bo Michał związał się z moją siostrzenicą.
          - I co w związku z tym? – Zbyś pyta ironicznie.
          - Nie życzę sobie takich docinek w stosunku do Michała – mówię.
Bartman po raz pierwszy od bardzo dawna nie wie, co powiedzieć. I bardzo dobrze. Nie pozwolę na to, aby Jagoda lub Michał mieli z jakiegoś powodu problemy. Pomagają mi i Hani, jak tylko potrafią, więc staram się im odwdzięczyć, ale nie tylko. To w końcu rodzina. Dlatego właśnie nie zgadzam się, aby ktoś źle im życzył, czy starał się rozbić ich związek.
          Kiedy opuszczam miejsce swojej pracy, słyszę dzwoniący w kieszeni telefon. Wyjmuję go i z konsternacją spoglądam na wyświetlacz, na którym widnieje imię mojej dziewczyny. Niecierpliwie akceptuję połączenie, po czym przykładam aparat do ucha. Jestem nie mile zaskoczony tym, co słyszę. Młoda mama wyraźnie przechodzi zmianę nastroju, przez co jest zapłakana. Ale to nie jedyny powód jej łez. Jak się okazuje mój brat odwiedził ją w szpitalu, przy okazji dobierając się do niej. Nie podaruję draniowi tego, co zrobił! Nie chcę, żeby ten kretyn zniszczył mój związek! Po zakończeniu rozmowy z Hanią wrzucam torbę do bagażnika służbowego samochodu. Jednak nie wsiadam do pojazdu. Postanawiam złożyć mojemu bratu wizytę. Z tym celę kieruję się do hotelu, w którym Kuba się zatrzymał. Udaje mi się przejść jedynie kilka metrów, gdy wpadam na młodego.
          - Cześć, braciszku – wita mnie z zawadiackim uśmiechem.
          - Żadne „cześć” – mówię oschle, po czym podchodzę bliżej niego.
Kuba zupełnie nie wie, co się dzieje. Ja także dziwię się sobie, że jestem tak zdenerwowany. Ale skoro dobierał się do Hani, musi dostać teraz za swoje. Właśnie unoszę swoją dłoń i wykonuję zamach. W chwilę później zatrzymuje się ona na uzębieniu mojego młodszego brata, który powala mnie na ziemię. Ja jednak nie zamierzam odpuszczać, dlatego zaciekle się bronię…

--------------------------------------------------------
Kolejny raz przepraszam za małe spóźnienie.
Jednak mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
Z przykrością muszę stwierdzić, iż to już ostatnia 
część i czeka nas już tylko Epilog.
A więc miłej lektury i do napisania!

4 komentarze:

  1. Rozdział fajny ;)
    Dobrze, że Hania już wyszła ze szpitala i że postanowiła sie nie poddawać ! :D
    A co do Bartmana to dobrze mu tak, że nie jest już kapitanem ;)
    Szkoda, że to już końcówka, ale czekam na epilog ! Pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
  2. MignonneAbattoir10 marca 2013 22:32

    Nic się nie stało, że znowu spóźniony. Ważne, że dopracowany. Bardzo mi się podoba. w przeciwieństwie do zachowania Kuby. Nie podoba mi sie ten koleś. A sytuacja z Bartmanem? Powiem szczerze jestem kompletnie zaskoczona, nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Z niecierpliwością czekam na kolejny. ; ** ; )

    OdpowiedzUsuń
  3. Taką Hanię lubię - pozytywnie nastawioną do życia ;D A Zibi ? Zasłużył na to (wiem, jestem jędzą :P :D). Kuba szukał specjalnie zaczepki - i mu się udało, bo obaj na koniec się biją ;/ Ciekawe, co na to wszystko powie Hania...

    Czekam z niecierpliwością na kolejne odcinki ! ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda Marzenko,że zakończyłaś to opowiadanko mam nadzieję,że może do niego jeszcze powrócisz,że będziesz je kontynuować.Bo jest naprawdę zajebiste!!!

    OdpowiedzUsuń