Rozdział 3

/ Kubi /


            Lekarze zdecydowali, że zostawią mnie w szpitalu na parę dni w celu potwierdzenia diagnozy. Jednak rana głowy zagoiła się świetnie, a inne obrażenia nie miały miejsca. To właśnie dlatego otrzymuję dziś wypis, a co za tym idzie, pozwolenie na powrót do domu. Już kończę pakować swoje rzeczy, gdy w pokoju pacjentów pojawia się Jagoda. Ukochana podchodzi do mnie, składając na moim policzku delikatny pocałunek. Rumienię się leciutko, po czym zasuwam zamek sportowej torby.
            - Gotowy? – dziewczyna uśmiecha się do mnie.
            - Jak widzisz – śmieję się – możemy iść.
Zabieram swoje rzeczy, po czym wychodzimy. Przemierzając szpitalne korytarze przypominam sobie moment, kiedy przed kilkoma miesiącami Jagoda walczyła o swoje zdrowie po stracie dziecka. Siedziałem przy jej łóżku, chcąc, aby już się wybudziła. Pamiętam, jakby to było wczoraj!
            - Nad czym dumasz, słonko? – Jagoda ściąga mnie na ziemię.
            - To nic ważnego – uśmiecham się, całując ją przy okazji.
            - Widzę przecież, że coś cię gryzie – brunetka nie daje za wygraną.
            - Pamiętam, jak jeszcze niedawno to ja siedziałem przy twoim łóżku… - mówię.
            - Kochanie, znowu się zadręczasz? – Jagoda jest wyraźnie smutna.
Nie chcę, aby wracała do tamtych chwil, więc ucinam tę nieprzyjemną rozmowę. Skupiam się na tym, aby odszukać swój samochód, który w krótkim czasie pozwoli mi dostać się do domu. Wbrew pozorom czuję się zmęczony pobytem w szpitalu. Zwłaszcza, że chodziło o takie niegroźne rozcięcie na skórze z tyłu głowy. Chociaż lekarz uważa, iż mogło się to zakończyć o wiele gorzej. Jak mówi to było uderzenie podstawą czaszki o twardą powierzchnię, co właściwie jest równoznaczne ze śmiercią. Gdybym uderzył się trochę mocniej… nie chcę o tym myśleć! Natychmiast przechodzą mnie ciarki. To właśnie dlatego odpycham od siebie wszystkie myśli związane z wypadkiem.
            - Chcesz poprowadzić? – Jagoda podaje mi kluczyki.        
            - A powinienem? – pytam z nutką strachu w głosie.
            - Myślę, że nic nie stoi na przeszkodzie – ukochana odpowiada natychmiast.
Skoro tak, to śmiało odbieram od niej kluczyki, które od razu wkładam do stacyjki pojazdu. Odpalam silnik i ruszam w drogę do domu, gdzie czeka mnie wymarzony odpoczynek.


***


/ Michał /


            Z każdym dniem Hania jest coraz bliżej rozwiązania. Ta myśl motywuje mnie więc do tego, abym zabrał się za składanie łóżeczka dla swojej córki. Kieruję więc swoje kroki do pokoju dziecięcego. Zdejmuję z siebie koszulkę, którą rzucam na, stojącą w pomieszczeniu, sofę. „No to do roboty, Michale!” – myślę w duchu, po czym zabieram się za odpakowanie paczki. Taka ilość drewnianych elementów i innych rzeczy zdecydowanie mnie przeraża. Zupełnie nie wiem, jak się za to zabrać. Obrazki zamieszczone w instrukcji także nic mi nie mówią. No to pięknie! Siadam na podłodze, zastanawiając się, co zrobić, ale nie jestem w stanie ogarnąć tego trudnego zadania. W pewnym momencie próg pokoju przekracza Kubiak.
            - Cześć, stary – przyjmujący zaskakuje mnie nieco swoją obecnością.
            - Cześć – odwzajemniam pozdrowienie – wpadłeś w samą porę.
Kumpel bez słowa siada tuż obok i zaczyna studiować instrukcję. Przez długi moment milczymy, aż w końcu Michał wskazuje na elementy, od których powinniśmy zacząć.
            - To na co czekamy? – na jego pytanie odpowiadam uśmiechem.
W chwilę później sięgam po młotek. Zamierzam przybić nim niewielkie kołki, które złączą ze sobą dwa boki. Przymierzam się do uderzenia i… au! Nie, no, ale ze mnie niezdara! Jak mogłem uderzyć się młotkiem w palec?! Brawo, geniuszu! – ganię siebie w duchu. Czym prędzej odrzucam trzymane w dłoni narzędzie, podnosząc krzyk, przez co budzę małego Arka. Ech… gorzej być nie mogło.
            - Oddaj mi to – Kubiak wyjmuje z dłoni przedmiot.
Przyjmujący krok po kroku dopasowuje do siebie każdy z elementów. Po upływie trzydziestu minut łóżeczko mojej córki jest już gotowe. Ja jednak jestem na siebie zły, że nie byłem w stanie podołać takiemu prostemu zadaniu. Najzwyczajniej w świecie nie nadaję się do jakichkolwiek prac domowych. A co zrobię, jak będę musiał naprawić kran, czy inną usterkę? Chyba strzelę sobie w łeb i będzie po kłopocie.
            - To może strzelimy sobie po piwku? – zagaduję przyjaciela.
            - Wiesz, że chętnie? – na twarzy Kubiaka pojawia się wielki banan.

Przybijamy sobie piątki, po czym schodzimy do kuchni. Wyjmuję z lodówki dwie puszki schłodzonego piwa, a jedną z nich podaję towarzyszowi. Nie mija nawet chwila, a po pomieszczeniu rozlega się syk otwieranego napoju. Uśmiechnięci od ucha do ucha rozkładamy się na kanapie w salonie, popijając procenty. Palec nadal nieco mnie boli, jednak nie skupiam się na bólu. Nie myślę w ogóle o niczym, osiągając stan kompletnego odprężenia. Coś mi się jednak należy od życia chociażby za próbę złożenia dziecięcego łóżeczka, czyż nie?

--------------------------------
Przepraszam za ten mały poślizg.
Następnym razem postaram się dodać wcześniej:)

6 komentarzy:

  1. Biedny Michaś się nacierpiał! Paluszek poboli i przestanie, a jaki będzie dumny gdy maleństwo będzie już w własnoręcznie złożonym łóżeczku:). Niech on się tak pracami domowymi nie przejmuje, bo jeśli będzie przeciekał kran, to wezwie hydraulika i będzie git. Chyba, że Hania okaże się złotą rączką i sama naprawi:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wątek Miska mnie rozbawił ;)
    Czekam na następny rozdział !

    OdpowiedzUsuń
  3. ale super, słodko słodko ja tak lubię ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hahahahahahaahahah oj chłopaki :D Zawsze coś odwalą, uwielbiam ich :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Michał mógł umrzeć gdyby się walnął mocniej w ten łebek :C

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe fajnie skladali to lozeczko!!!Kolejny fajnie napisany rozdzial,dzieki Marzenko za Twoja prace.

    OdpowiedzUsuń