/
Kubi /
Lekarze zdecydowali, że zostawią
mnie w szpitalu na parę dni w celu potwierdzenia diagnozy. Jednak rana głowy
zagoiła się świetnie, a inne obrażenia nie miały miejsca. To właśnie dlatego
otrzymuję dziś wypis, a co za tym idzie, pozwolenie na powrót do domu. Już
kończę pakować swoje rzeczy, gdy w pokoju pacjentów pojawia się Jagoda.
Ukochana podchodzi do mnie, składając na moim policzku delikatny pocałunek. Rumienię
się leciutko, po czym zasuwam zamek sportowej torby.
- Gotowy? – dziewczyna uśmiecha się
do mnie.
- Jak widzisz – śmieję się – możemy
iść.
Zabieram
swoje rzeczy, po czym wychodzimy. Przemierzając szpitalne korytarze przypominam
sobie moment, kiedy przed kilkoma miesiącami Jagoda walczyła o swoje zdrowie po
stracie dziecka. Siedziałem przy jej łóżku, chcąc, aby już się wybudziła.
Pamiętam, jakby to było wczoraj!
- Nad czym dumasz, słonko? – Jagoda
ściąga mnie na ziemię.
- To nic ważnego – uśmiecham się,
całując ją przy okazji.
- Widzę przecież, że coś cię gryzie
– brunetka nie daje za wygraną.
- Pamiętam, jak jeszcze niedawno to
ja siedziałem przy twoim łóżku… - mówię.
- Kochanie, znowu się zadręczasz? –
Jagoda jest wyraźnie smutna.
Nie
chcę, aby wracała do tamtych chwil, więc ucinam tę nieprzyjemną rozmowę. Skupiam
się na tym, aby odszukać swój samochód, który w krótkim czasie pozwoli mi
dostać się do domu. Wbrew pozorom czuję się zmęczony pobytem w szpitalu.
Zwłaszcza, że chodziło o takie niegroźne rozcięcie na skórze z tyłu głowy.
Chociaż lekarz uważa, iż mogło się to zakończyć o wiele gorzej. Jak mówi to
było uderzenie podstawą czaszki o twardą powierzchnię, co właściwie jest
równoznaczne ze śmiercią. Gdybym uderzył się trochę mocniej… nie chcę o tym
myśleć! Natychmiast przechodzą mnie ciarki. To właśnie dlatego odpycham od
siebie wszystkie myśli związane z wypadkiem.
- Chcesz poprowadzić? – Jagoda
podaje mi kluczyki.
- A powinienem? – pytam z nutką
strachu w głosie.
- Myślę, że nic nie stoi na
przeszkodzie – ukochana odpowiada natychmiast.
Skoro
tak, to śmiało odbieram od niej kluczyki, które od razu wkładam do stacyjki
pojazdu. Odpalam silnik i ruszam w drogę do domu, gdzie czeka mnie wymarzony
odpoczynek.
***
/ Michał /
Z każdym dniem Hania jest coraz bliżej rozwiązania. Ta myśl
motywuje mnie więc do tego, abym zabrał się za składanie łóżeczka dla swojej
córki. Kieruję więc swoje kroki do pokoju dziecięcego. Zdejmuję z siebie
koszulkę, którą rzucam na, stojącą w pomieszczeniu, sofę. „No to do roboty,
Michale!” – myślę w duchu, po czym zabieram się za odpakowanie paczki. Taka ilość
drewnianych elementów i innych rzeczy zdecydowanie mnie przeraża. Zupełnie nie
wiem, jak się za to zabrać. Obrazki zamieszczone w instrukcji także nic mi nie
mówią. No to pięknie! Siadam na podłodze, zastanawiając się, co zrobić, ale nie
jestem w stanie ogarnąć tego trudnego zadania. W pewnym momencie próg pokoju
przekracza Kubiak.
- Cześć, stary – przyjmujący zaskakuje mnie nieco swoją
obecnością.
- Cześć – odwzajemniam pozdrowienie – wpadłeś w samą
porę.
Kumpel bez słowa siada
tuż obok i zaczyna studiować instrukcję. Przez długi moment milczymy, aż w
końcu Michał wskazuje na elementy, od których powinniśmy zacząć.
- To na co czekamy? – na jego pytanie odpowiadam
uśmiechem.
W chwilę później sięgam
po młotek. Zamierzam przybić nim niewielkie kołki, które złączą ze sobą dwa
boki. Przymierzam się do uderzenia i… au! Nie, no, ale ze mnie niezdara! Jak mogłem
uderzyć się młotkiem w palec?! Brawo, geniuszu! – ganię siebie w duchu. Czym prędzej
odrzucam trzymane w dłoni narzędzie, podnosząc krzyk, przez co budzę małego
Arka. Ech… gorzej być nie mogło.
- Oddaj mi to – Kubiak wyjmuje z dłoni przedmiot.
Przyjmujący krok po
kroku dopasowuje do siebie każdy z elementów. Po upływie trzydziestu minut
łóżeczko mojej córki jest już gotowe. Ja jednak jestem na siebie zły, że nie
byłem w stanie podołać takiemu prostemu zadaniu. Najzwyczajniej w świecie nie
nadaję się do jakichkolwiek prac domowych. A co zrobię, jak będę musiał naprawić
kran, czy inną usterkę? Chyba strzelę sobie w łeb i będzie po kłopocie.
- To może strzelimy sobie po piwku? – zagaduję przyjaciela.
- Wiesz, że chętnie? – na twarzy Kubiaka pojawia się wielki
banan.
Przybijamy sobie
piątki, po czym schodzimy do kuchni. Wyjmuję z lodówki dwie puszki schłodzonego
piwa, a jedną z nich podaję towarzyszowi. Nie mija nawet chwila, a po
pomieszczeniu rozlega się syk otwieranego napoju. Uśmiechnięci od ucha do ucha
rozkładamy się na kanapie w salonie, popijając procenty. Palec nadal nieco mnie
boli, jednak nie skupiam się na bólu. Nie myślę w ogóle o niczym, osiągając
stan kompletnego odprężenia. Coś mi się jednak należy od życia chociażby za
próbę złożenia dziecięcego łóżeczka, czyż nie?
--------------------------------
Przepraszam za ten mały poślizg.
Następnym razem postaram się dodać wcześniej:)
Biedny Michaś się nacierpiał! Paluszek poboli i przestanie, a jaki będzie dumny gdy maleństwo będzie już w własnoręcznie złożonym łóżeczku:). Niech on się tak pracami domowymi nie przejmuje, bo jeśli będzie przeciekał kran, to wezwie hydraulika i będzie git. Chyba, że Hania okaże się złotą rączką i sama naprawi:)
OdpowiedzUsuńWątek Miska mnie rozbawił ;)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział !
ale super, słodko słodko ja tak lubię ;)
OdpowiedzUsuńHahahahahahaahahah oj chłopaki :D Zawsze coś odwalą, uwielbiam ich :D
OdpowiedzUsuńMichał mógł umrzeć gdyby się walnął mocniej w ten łebek :C
OdpowiedzUsuńHehe fajnie skladali to lozeczko!!!Kolejny fajnie napisany rozdzial,dzieki Marzenko za Twoja prace.
OdpowiedzUsuń