Rozdział 5

/ Hania /


            Ból, jaki odczuwam od kilkudziesięciu minut doprowadza mnie do łez. Jest tak silny, jakby ktoś celowo łamał mi kości. Czuję się z tym okropnie, a do tego marzę, aby było już po wszystkim. Wiele kobiet cieszy się na tę chwilę tygodniami. Ja mam już tego po dziurki w nosie! Lekarze bardzo szybko przewożą mnie na oddział ginekologiczny miejscowego szpitala. Od razu zostaje mi podłączona kroplówka. Jestem także przetransportowana na salę porodową. Po krótkiej chwili pojawia się położna, która odbiera mój poród. Mówi do mnie spokojnym, uprzejmym głosem, nakazując przeć, jak również prawidłowo oddychać. Z każdą chwilą ubywa mi sił, a akcja porodowa się wydłuża. Wtem do pomieszczenia wbiega Michał. Odziany w szpitalny kitel siatkarz, od razu podchodzi i łapie mnie za dłoń. Czuję jego ogromne wsparcie. Wiem, jak bardzo zależało mu, aby być przy mnie. Trudno jest mi się cieszyć, jednak doceniam to, co dla mnie robi.
            - Jeszcze troszkę, kochanie – mówi mocno poddenerwowany – dasz radę.
Po tych słowach biorę wdech, podejmując się następnej próby. Mijają godziny, a ja jestem już mocno wyczerpana. Ból nieco słabnie, jednak tylko po to, by po chwili się nasilić. Kiedy rodziłam Arka, wszystko było o wiele łatwiejsze! Mniej cierpiałam i mogłam przynajmniej się cieszyć. Teraz jakiś nieznany głos każe mi odrzucić tę małą istotkę. Gdybym tylko mogła, zgodziłabym się na adopcję albo najlepiej usunęła nieplanowane dziecko. Lecz Michał nie chce o tym słyszeć. Właściwie mu się nie dziwię, bo to jego pierwsze dziecko i chce je wychować najlepiej, jak potrafi.
            - Mamy już główkę! – informuje opiekująca się mną położna.
Następnie wyłaniają się niewielkie ramionka i krągły brzuszek dziecka. W niedługim odstępie czasu pojawiają się także stópki. Wtem po pomieszczeniu rozlega się płacz noworodka. Mała Michalinka jest już na świecie. Odwracam głowę w stronę ukochanego i widzę, jak jego twarz robi się blada. Atakujący chwieje się, a po chwili osuwa się na ścianę. Po upływie paru sekund zostaje mu podany kubeczek z wodą. Bierze kilka łyków, a potem siada, na powrót biorąc w dłonie moją rękę.
            - Nareszcie ten koszmar już się skończył – mówię, a po moim policzku płynie pojedyncza łza.
Michał jest zdziwiony moimi słowami, lecz ja się tym nie przejmuję. Jedyną rzecz, jakiej teraz pragnę jest odpoczynek. Chcę spać. Gdyby się dało, przespałabym cały ten czas, który każą mi tu spędzić.
            - Proszę ją zabrać – mówię, gdy jakaś pielęgniarka chce podać mi dziecko.
            - Hanuś… - Michał jest wyraźnie smutny – co się z Tobą dzieje?
            - Nie kocham jej i nie zaakceptuję – odrzekam.
Michał jest szczerze zdumiony tym, co przed chwilą z siebie wydusiłam. Nie daje jednak poznać po sobie złości oraz wszystkich sprzecznych uczuć, jakie się w nim kotłują. Wiem, że z jednej strony ma do mnie żal, a z drugiej rozpiera go radość, bo właśnie powitał na świecie długo wyczekiwaną pierworodną córkę. Nie mogę zepsuć tak ważnych dla niego chwil. Osobiście nie kocham tej małej istotki, ale on odda za nią życie.
            - Czy chce pan przeciąć pępowinę – nagle położna zwraca się do zachwyconego dzieckiem siatkarza.
            - A… a… a… mogę? -  Michał duka, zaskoczony pytaniem.
            - Jak najbardziej – kobieta uśmiecha się do niego – ja panu pomogę.
Już po chwili mój Michał bierze w dłoń nożyczki i przecina wspomnianą wcześniej pępowinę według instrukcji położnej. Po chwili mała Michalinka znowu płaczę. Nie mogę jej już słuchać i mam serdecznie dosyć tego, że dziecko jest kilka metrów ode mnie. Nie marzę o niczym innym, jak to, żeby przewieziono mnie już na salę. Pielęgniarki jakby czytały w moich myślach. Dają sobie nawzajem znak, a łóżko, na którym leżę zostaje przetransportowane do właściwego pomieszczenia. Gdy tylko zostaję odstawiona na miejsce, wtulam głowę w poduszkę, udając się przy okazji do krainy Morfeusza.


***


/Kubi /

            Od rana nie marzę o niczym innym, jak o tym, aby ten dzień wreszcie się skończył. Już odkąd wyszedłem z łóżka, wszystko szło nie tak. Najpierw zmuszony jestem wymienić żarówkę w łazience, teraz nie potrafię wykonać dobrze nawet jednego serwisu. Bernardi patrzy na mnie zniesmaczony i najchętniej udusiłby mnie gołymi rękoma. Kiedy po raz kolejny mam udać się w pole serwisowe, trener każe zrobić to Gierczyńskiemu. Szlag jasny by to trafił! Zamiast grać dalej, rzucam piłką w Popiwczaka, a swoje kroki kieruję do szatni, gdzie postanawiam oddać się relaksowi pod prysznicem. Mój spokój nie trwa jednak długo, gdyż w kilka minut po mnie w pomieszczeniu zjawia się reszta tej hołoty. Wydzierają się gorzej, niż stare prześcieradła, a przy okazji zachowują jak dzieci. Rzucają się brudnymi skarpetami albo wkładają na głowy spodenki, robiąc sobie zdjęcia. Zabierzcie mnie stąd, bo zaraz nie wytrzymam! Kończę brać prysznic, z którego zupełnie nie mam przyjemności i wracam do głównego pomieszczenia naszej szatni. Z dala od wszystkich ubieram się. Już mam wychodzić, kiedy zauważam, że nie mam kluczyków od samochodu.
            - Do jasnej cholery! – ściany trzęsą się od mojego krzyku – który matoł zarąbał mi kluczyki od samochodu?!
            - Wściekły Kubiak to nie do wytrzymania Kubiak – komentuje Wojtaszek.
            - Nie bądź taki mądry, karzełku – odgryzam się – lepiej powiedz, gdzie wcięło kluczyki!
            - Może powiem, może nie… - libero wyraźnie naszło na żarty.
            - Wojtaszek! – krzyczę, ponownie trzęsąc wszystkimi murami hali.
            - Tischer – libero śmieje się – oddaj mu te kluczyki.
Rozgrywający natychmiast podaje mi moją własność, a później klepie po ramieniu. Nie cierpię tego gestu, gdy jestem wściekły. Posyłam więc rzucam wszystkim nieprzyjemne spojrzenie, po czym udaję się na zewnątrz. Po drodze do samochodu wpadam jeszcze na trenera, jednak nie zaszczycam go nawet głupim „do widzenia”. Mam serdecznie dość tej włoskiej łajzy, która jest moim przełożonym. Co za kreatura! Co za podła kreatura! Nie mam już słów i marzy mi się, żeby jak najszybciej wyrzucili go z tego klubu. Z całym szacunkiem do prezesa, wybór szkoleniowca nie był najlepszy. Jednak staram się już o tym nie myśleć. Z wściekłością rzucam torbę na tylne siedzenie mojego służbowego pojazdu, po czym odpalam silnik. Ten reaguje od razu, dzięki czemu nie muszę się dodatkowo szarpać.



***


Mija zaledwie kilka minut, a ja jestem już w domu. Podczas tej krótkiej podróży udało mi się nieco uspokoić nerwy. Kiedy przekraczam próg mieszkania, widzę Jagodę, bawiącą się z małym Arkiem. Obydwoje w najlepsze zajęci są zabawą, więc nikt nie zauważa, że jestem już w domu. Bezszelestnie odgrzewam sobie obiad, a po jego zjedzeniu mam chęć na kawałek ciasta. Widzę jednak, że wszystko zostało już skonsumowane. Po raz drugi tego dnia zostaję wyprowadzony z równowagi. Po raz drugi tego dnia moja wściekłość sięga zenitu.
- Może wytłumaczysz mi, gdzie jest to ciasto dla mnie? – zwracam się do Jagody.
- Przepraszam cię bardzo – odpowiada – zupełnie o tobie zapomniałam.
- Jak mogłaś o mnie zapomnieć?! – krzyczę tak głośno, że Arek zaczyna płakać.
- No cóż… - wzdycha – dzisiaj objadam się słodkościami, a za kilka dni będę jęczeć z bólu – ucina tę nieprzyjemną wymianę zdań, biorąc na ręce małego.
Zaraz trafi mnie szlag! Najpierw te matoły, teraz Jagoda. Że też myśli tylko o sobie! Miałem szczerą ochotę poprawić sobie humor kawałkiem czegoś słodkiego, niemniej jednak moje plany spełzły na niczym. Po raz drugi idę do salonu, w którym maluszek klubowego kumpla konsumuje banana.
            - Skoro już o mnie zapomniałaś, to biegnij kupić mi coś słodkiego! – podnoszę głos trochę za mocno.
            - Chyba cię pogięło, panie Kubiak! – odpowiada równie głośno.
            - Nie pogięło, tylko mogłaś pomyśleć! – nawet nie zauważam, kiedy zaczynam krzyczeć.
            - Przepraszam bardzo, czy ja mam obowiązek myśleć, w jakim ty nastroju wrócisz do domu?! – Jagoda jest równie wściekła – jak chcesz to sam sobie idź po coś słodkiego!
Rzucam jej tylko mało przyjemne spojrzenie, po czym kieruję się do holu w celu założenia butów. Jestem do tego stopnia wściekły, że zakładam buty na odwrót. Brawo, panie Kubiak! – komentuję w myślach swoje zachowanie. Nie, no już gorzej być nie mogło. Dopiero po kilku minutach udaje mi się ogarnąć. Gdy wychodzę, trzaskam drzwiami, które o mały włos nie wypadają z zawiasów. Całe szczęście, bo w przeciwnym razie musiałbym wzywać fachowca, do naprawy, bo niestety tata od samego początku pokazywał mi piłkę, a nie narzędzia do majsterkowania, także no. Bez komentarza. Zbiegam po schodach, kierując swe kroki do najbliższego sklepu, a także do działu słodyczy. Nie chcę wsiadać już dzisiaj za kierownicę, bo jeszcze kogoś uszkodzę, a resztę swojej kariery spędzę w więzieniu. Wolę, by jednak obyło się bez kłopotów, ot co!
***


/ Michał /


            Kiedy słyszę na porodówce płacz córeczki, w moich oczach pojawiają się łzy. Jestem nie tylko wzruszony, ale i szczęśliwy. Kilka minut temu spełniło się najbardziej skrywane przeze mnie marzenie o dziecku. Jedyna rzecz, jaka mnie dziwi to reakcja Hani. Nie wiem, dlaczego właśnie tak przywitała na świecie naszą córeczkę. Czuję jednak, że będzie to dopiero początek kłopotów. Mimo wszystko staram się nie myśleć o trudnościach związanych z wychowaniem takiego maleństwa, a także cieszyć trwającą chwilą.
            - Chce pan wziąć córkę na ręce? – zwraca się do mnie młoda pielęgniarka.
            - Oczywiście – uśmiecham się, a ona podaje mi kocyk z maleństwem.
Gdy po raz pierwszy biorę na ręce małą Michalinkę, jestem dumny, a moja radość nie zna granic. Kolejne łzy tańczą w moich oczach, a ja sam nie mogę uwierzyć, że to maleństwo jest owocem uczucia mojego i Hani. Chociaż miłość do małej sprawia jej kłopoty, wierzę, że już niebawem stworzę małej, a także Arkowi szczęśliwą rodzinę. Taką, na jaką zasługują te maluszki. Nie mogę teraz oderwać oczu od tej maleńkiej, słodko śpiącej istotki.  Cichutko, żeby jej nie budzić, wyławiam z kieszeni dresowych spodni mojego iPhone’a, po czym wykonuję pierwsze zdjęcia mojej małej kruszynce. W pewnym momencie, jest ich tak dużo, że zaczyna brakować pamięci. Chociaż niechętnie, to odkładam urządzenie do spodni, z ojcowskim uczuciem tuląc Michalinkę.
            - Pierworodna? – ze śmiechem pyta pielęgniarka, która właśnie się pojawia.
            - Owszem – odpowiadam z dumą – aż tak widać?
            - Nawet bardzo – kobieta ponownie posyła mi uśmiech – musimy zabrać już od pana tę księżniczkę – ale może pan odwiedzić ją jutro.
            - Oczywiście – kiwam głową na znak, że rozumiem – odwiedzę obydwie moje kobiety.

Jest mi trochę smutno, że muszę już opuścić Hanię z małą, ale obydwie potrzebują teraz chwili spokoju, jak również ciszy. Ja tymczasem wychodzę ze szpitala, niczym nowo narodzony człowiek, prawie fruwając ze szczęścia. Bo to właśnie Hania i dzieci stały się tym, bez czego nie mogę żyć i stanowią sens mojego życia. Po tej wizycie szczęśliwy wracam do domu, nie mogąc się doczekać kolejnej wizyty w szpitalu.

----------------------------------------

Witam wszystkich po dłuższej przerwie. 
Od paru dni walczyłam z tym, żeby dokończyć odcinek, ale udało się. Mam do Was również ogromną prośbę, żebyście dały mi znać, kogo informować. Nie chciałabym zajmować Waszego cennego czasu, a także zaśmiecać GG zbędnymi powiadomieniami. Do napisania już niebawem, pozdrawiam!:)

9 komentarzy:

  1. Spodobała mi się reakcja Michała jak na świcie pojawiła się mała. Mam nadzieję, że Jagoda jednak ją zaakceptuje.
    Z niecierpliwością czekam na następny odcinek :) !

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz, że mnie :)
    Michał szczęśliwy czyli wszystko pięknie. Mam nadzieję, że Hania się jednak przekona do niej.
    Jagoda i Kubiak... xD cóż. Kubiak za dobrego dnia nie miał... nie zazdroszczę mu

    OdpowiedzUsuń
  3. Jagoda i Kubiak to dwa temperamenty które są idealnie połączone. Bo nie lubię zestawienia ogień i woda, bo lepszy jest ogień i hm.,, ogień. Bardzo podobało mi się ta część Kubiego.

    OdpowiedzUsuń
  4. Gdyby czasem się nie posprzeczali, czy nie zdenerwowali na siebie, byłoby po prostu zbyt nudno, a prawdziwe życie przecież takie nie jest. Myślę, że jeszcze nie raz wybuchnie między nimi jakaś awantura. Co dokładnie, sama nie wiem, ale postaram sie, by nie było tu nudno!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hanię dopadła choroba, która dręczy tysiące kobiet. Bez terapii i wsparci anajbliższych się nie obejdzie. Ważne, ze ma kochającego faceta obok siebie, który da jej wszystko czego będzie potrzebować.
    Kubiak podobnie jak w realu jest burakiem, więc nic mnie nie zaskoczyło.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ech, oby jednak Hania pokochała dziewczynkę, ciężkie chwile jednak wyczuwam.. Jakiś taki smutny ten odcinek, tyle złości i przykrych emocji.. Czekam na kolejny! ; ***

    OdpowiedzUsuń
  7. Postaram się, aby kolejny był weselszy, chociaż na tym etapie może by trudno z jakimiś humorystycznymi wątkami. Ale do soboty już niedaleko, także no!:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kubi najlepszy!!!!!!! tutaj jest jak prawdziwy dzik

    OdpowiedzUsuń
  9. Lasko bardzo szczesliwy,troche nie rozumiem Hani ale mam nadzieje,ze sie ogarnie.Jagoda i Kubiak sa jak brazylijska telenowela hehe podoba mi sie ta para.Dziku nie mial za dobrego dnia i dlatego...

    OdpowiedzUsuń