/ Hania /
Ból, jaki odczuwam od kilkudziesięciu minut doprowadza
mnie do łez. Jest tak silny, jakby ktoś celowo łamał mi kości. Czuję się z tym
okropnie, a do tego marzę, aby było już po wszystkim. Wiele kobiet cieszy się
na tę chwilę tygodniami. Ja mam już tego po dziurki w nosie! Lekarze bardzo
szybko przewożą mnie na oddział ginekologiczny miejscowego szpitala. Od razu
zostaje mi podłączona kroplówka. Jestem także przetransportowana na salę
porodową. Po krótkiej chwili pojawia się położna, która odbiera mój poród. Mówi
do mnie spokojnym, uprzejmym głosem, nakazując przeć, jak również prawidłowo
oddychać. Z każdą chwilą ubywa mi sił, a akcja porodowa się wydłuża. Wtem do
pomieszczenia wbiega Michał. Odziany w szpitalny kitel siatkarz, od razu
podchodzi i łapie mnie za dłoń. Czuję jego ogromne wsparcie. Wiem, jak bardzo
zależało mu, aby być przy mnie. Trudno jest mi się cieszyć, jednak doceniam to,
co dla mnie robi.
- Jeszcze troszkę, kochanie – mówi mocno poddenerwowany –
dasz radę.
Po tych słowach biorę
wdech, podejmując się następnej próby. Mijają godziny, a ja jestem już mocno
wyczerpana. Ból nieco słabnie, jednak tylko po to, by po chwili się nasilić.
Kiedy rodziłam Arka, wszystko było o wiele łatwiejsze! Mniej cierpiałam i
mogłam przynajmniej się cieszyć. Teraz jakiś nieznany głos każe mi odrzucić tę
małą istotkę. Gdybym tylko mogła, zgodziłabym się na adopcję albo najlepiej
usunęła nieplanowane dziecko. Lecz Michał nie chce o tym słyszeć. Właściwie mu
się nie dziwię, bo to jego pierwsze dziecko i chce je wychować najlepiej, jak
potrafi.
- Mamy już główkę! – informuje opiekująca się mną
położna.
Następnie wyłaniają się
niewielkie ramionka i krągły brzuszek dziecka. W niedługim odstępie czasu
pojawiają się także stópki. Wtem po pomieszczeniu rozlega się płacz noworodka.
Mała Michalinka jest już na świecie. Odwracam głowę w stronę ukochanego i
widzę, jak jego twarz robi się blada. Atakujący chwieje się, a po chwili osuwa
się na ścianę. Po upływie paru sekund zostaje mu podany kubeczek z wodą. Bierze
kilka łyków, a potem siada, na powrót biorąc w dłonie moją rękę.
- Nareszcie ten koszmar już się skończył – mówię, a po
moim policzku płynie pojedyncza łza.
Michał jest zdziwiony
moimi słowami, lecz ja się tym nie przejmuję. Jedyną rzecz, jakiej teraz pragnę
jest odpoczynek. Chcę spać. Gdyby się dało, przespałabym cały ten czas, który
każą mi tu spędzić.
- Proszę ją zabrać – mówię, gdy jakaś pielęgniarka chce
podać mi dziecko.
- Hanuś… - Michał jest wyraźnie smutny – co się z Tobą
dzieje?
- Nie kocham jej i nie zaakceptuję – odrzekam.
Michał jest szczerze
zdumiony tym, co przed chwilą z siebie wydusiłam. Nie daje jednak poznać po
sobie złości oraz wszystkich sprzecznych uczuć, jakie się w nim kotłują. Wiem,
że z jednej strony ma do mnie żal, a z drugiej rozpiera go radość, bo właśnie powitał
na świecie długo wyczekiwaną pierworodną córkę. Nie mogę zepsuć tak ważnych dla
niego chwil. Osobiście nie kocham tej małej istotki, ale on odda za nią życie.
- Czy chce pan przeciąć pępowinę – nagle położna zwraca
się do zachwyconego dzieckiem siatkarza.
- A… a… a… mogę? -
Michał duka, zaskoczony pytaniem.
- Jak najbardziej – kobieta uśmiecha się do niego – ja
panu pomogę.
Już po chwili mój
Michał bierze w dłoń nożyczki i przecina wspomnianą wcześniej pępowinę według
instrukcji położnej. Po chwili mała Michalinka znowu płaczę. Nie mogę jej już
słuchać i mam serdecznie dosyć tego, że dziecko jest kilka metrów ode mnie. Nie
marzę o niczym innym, jak to, żeby przewieziono mnie już na salę. Pielęgniarki
jakby czytały w moich myślach. Dają sobie nawzajem znak, a łóżko, na którym
leżę zostaje przetransportowane do właściwego pomieszczenia. Gdy tylko zostaję
odstawiona na miejsce, wtulam głowę w poduszkę, udając się przy okazji do
krainy Morfeusza.
***
/Kubi /
Od rana nie marzę o niczym innym, jak o tym, aby ten
dzień wreszcie się skończył. Już odkąd wyszedłem z łóżka, wszystko szło nie
tak. Najpierw zmuszony jestem wymienić żarówkę w łazience, teraz nie potrafię
wykonać dobrze nawet jednego serwisu. Bernardi patrzy na mnie zniesmaczony i
najchętniej udusiłby mnie gołymi rękoma. Kiedy po raz kolejny mam udać się w
pole serwisowe, trener każe zrobić to Gierczyńskiemu. Szlag jasny by to trafił!
Zamiast grać dalej, rzucam piłką w Popiwczaka, a swoje kroki kieruję do szatni,
gdzie postanawiam oddać się relaksowi pod prysznicem. Mój spokój nie trwa
jednak długo, gdyż w kilka minut po mnie w pomieszczeniu zjawia się reszta tej
hołoty. Wydzierają się gorzej, niż stare prześcieradła, a przy okazji zachowują
jak dzieci. Rzucają się brudnymi skarpetami albo wkładają na głowy spodenki,
robiąc sobie zdjęcia. Zabierzcie mnie stąd, bo zaraz nie wytrzymam! Kończę brać
prysznic, z którego zupełnie nie mam przyjemności i wracam do głównego
pomieszczenia naszej szatni. Z dala od wszystkich ubieram się. Już mam wychodzić,
kiedy zauważam, że nie mam kluczyków od samochodu.
- Do jasnej cholery! – ściany trzęsą się od mojego krzyku
– który matoł zarąbał mi kluczyki od samochodu?!
- Wściekły Kubiak to nie do wytrzymania Kubiak –
komentuje Wojtaszek.
- Nie bądź taki mądry, karzełku – odgryzam się – lepiej
powiedz, gdzie wcięło kluczyki!
- Może powiem, może nie… - libero wyraźnie naszło na
żarty.
- Wojtaszek! – krzyczę, ponownie trzęsąc wszystkimi
murami hali.
- Tischer – libero śmieje się – oddaj mu te kluczyki.
Rozgrywający
natychmiast podaje mi moją własność, a później klepie po ramieniu. Nie cierpię
tego gestu, gdy jestem wściekły. Posyłam więc rzucam wszystkim nieprzyjemne
spojrzenie, po czym udaję się na zewnątrz. Po drodze do samochodu wpadam
jeszcze na trenera, jednak nie zaszczycam go nawet głupim „do widzenia”. Mam
serdecznie dość tej włoskiej łajzy, która jest moim przełożonym. Co za kreatura!
Co za podła kreatura! Nie mam już słów i marzy mi się, żeby jak najszybciej
wyrzucili go z tego klubu. Z całym szacunkiem do prezesa, wybór szkoleniowca
nie był najlepszy. Jednak staram się już o tym nie myśleć. Z wściekłością
rzucam torbę na tylne siedzenie mojego służbowego pojazdu, po czym odpalam
silnik. Ten reaguje od razu, dzięki czemu nie muszę się dodatkowo szarpać.
***
Mija
zaledwie kilka minut, a ja jestem już w domu. Podczas tej krótkiej podróży
udało mi się nieco uspokoić nerwy. Kiedy przekraczam próg mieszkania, widzę
Jagodę, bawiącą się z małym Arkiem. Obydwoje w najlepsze zajęci są zabawą, więc
nikt nie zauważa, że jestem już w domu. Bezszelestnie odgrzewam sobie obiad, a
po jego zjedzeniu mam chęć na kawałek ciasta. Widzę jednak, że wszystko zostało
już skonsumowane. Po raz drugi tego dnia zostaję wyprowadzony z równowagi. Po raz
drugi tego dnia moja wściekłość sięga zenitu.
-
Może wytłumaczysz mi, gdzie jest to ciasto dla mnie? – zwracam się do Jagody.
-
Przepraszam cię bardzo – odpowiada – zupełnie o tobie zapomniałam.
-
Jak mogłaś o mnie zapomnieć?! – krzyczę tak głośno, że Arek zaczyna płakać.
-
No cóż… - wzdycha – dzisiaj objadam się słodkościami, a za kilka dni będę jęczeć
z bólu – ucina tę nieprzyjemną wymianę zdań, biorąc na ręce małego.
Zaraz trafi mnie szlag!
Najpierw te matoły, teraz Jagoda. Że też myśli tylko o sobie! Miałem szczerą
ochotę poprawić sobie humor kawałkiem czegoś słodkiego, niemniej jednak moje
plany spełzły na niczym. Po raz drugi idę do salonu, w którym maluszek klubowego
kumpla konsumuje banana.
- Skoro już o mnie zapomniałaś, to biegnij kupić mi coś
słodkiego! – podnoszę głos trochę za mocno.
- Chyba cię pogięło, panie Kubiak! – odpowiada równie
głośno.
- Nie pogięło, tylko mogłaś pomyśleć! – nawet nie
zauważam, kiedy zaczynam krzyczeć.
- Przepraszam bardzo, czy ja mam obowiązek myśleć, w
jakim ty nastroju wrócisz do domu?! – Jagoda jest równie wściekła – jak chcesz to
sam sobie idź po coś słodkiego!
Rzucam jej tylko mało
przyjemne spojrzenie, po czym kieruję się do holu w celu założenia butów. Jestem
do tego stopnia wściekły, że zakładam buty na odwrót. Brawo, panie Kubiak! –
komentuję w myślach swoje zachowanie. Nie, no już gorzej być nie mogło. Dopiero
po kilku minutach udaje mi się ogarnąć. Gdy wychodzę, trzaskam drzwiami, które
o mały włos nie wypadają z zawiasów. Całe szczęście, bo w przeciwnym razie musiałbym
wzywać fachowca, do naprawy, bo niestety tata od samego początku pokazywał mi
piłkę, a nie narzędzia do majsterkowania, także no. Bez komentarza. Zbiegam po schodach,
kierując swe kroki do najbliższego sklepu, a także do działu słodyczy. Nie chcę
wsiadać już dzisiaj za kierownicę, bo jeszcze kogoś uszkodzę, a resztę swojej
kariery spędzę w więzieniu. Wolę, by jednak obyło się bez kłopotów, ot co!
***
/ Michał /
Kiedy słyszę na porodówce płacz córeczki, w moich oczach
pojawiają się łzy. Jestem nie tylko wzruszony, ale i szczęśliwy. Kilka minut
temu spełniło się najbardziej skrywane przeze mnie marzenie o dziecku. Jedyna
rzecz, jaka mnie dziwi to reakcja Hani. Nie wiem, dlaczego właśnie tak
przywitała na świecie naszą córeczkę. Czuję jednak, że będzie to dopiero
początek kłopotów. Mimo wszystko staram się nie myśleć o trudnościach
związanych z wychowaniem takiego maleństwa, a także cieszyć trwającą chwilą.
- Chce pan wziąć córkę na ręce? – zwraca się do mnie
młoda pielęgniarka.
- Oczywiście – uśmiecham się, a ona podaje mi kocyk z
maleństwem.
Gdy po raz pierwszy
biorę na ręce małą Michalinkę, jestem dumny, a moja radość nie zna granic. Kolejne
łzy tańczą w moich oczach, a ja sam nie mogę uwierzyć, że to maleństwo jest
owocem uczucia mojego i Hani. Chociaż miłość do małej sprawia jej kłopoty,
wierzę, że już niebawem stworzę małej, a także Arkowi szczęśliwą rodzinę. Taką,
na jaką zasługują te maluszki. Nie mogę teraz oderwać oczu od tej maleńkiej,
słodko śpiącej istotki. Cichutko, żeby
jej nie budzić, wyławiam z kieszeni dresowych spodni mojego iPhone’a, po czym
wykonuję pierwsze zdjęcia mojej małej kruszynce. W pewnym momencie, jest ich
tak dużo, że zaczyna brakować pamięci. Chociaż niechętnie, to odkładam
urządzenie do spodni, z ojcowskim uczuciem tuląc Michalinkę.
- Pierworodna? – ze śmiechem pyta pielęgniarka, która
właśnie się pojawia.
- Owszem – odpowiadam z dumą – aż tak widać?
- Nawet bardzo – kobieta ponownie posyła mi uśmiech –
musimy zabrać już od pana tę księżniczkę – ale może pan odwiedzić ją jutro.
- Oczywiście – kiwam głową na znak, że rozumiem –
odwiedzę obydwie moje kobiety.
Jest mi trochę smutno,
że muszę już opuścić Hanię z małą, ale obydwie potrzebują teraz chwili spokoju,
jak również ciszy. Ja tymczasem wychodzę ze szpitala, niczym nowo narodzony
człowiek, prawie fruwając ze szczęścia. Bo to właśnie Hania i dzieci stały się
tym, bez czego nie mogę żyć i stanowią sens mojego życia. Po tej wizycie
szczęśliwy wracam do domu, nie mogąc się doczekać kolejnej wizyty w szpitalu.
----------------------------------------
Witam wszystkich po dłuższej przerwie.
Od paru dni walczyłam z tym, żeby dokończyć odcinek, ale udało się. Mam do Was również ogromną prośbę, żebyście dały mi znać, kogo informować. Nie chciałabym zajmować Waszego cennego czasu, a także zaśmiecać GG zbędnymi powiadomieniami. Do napisania już niebawem, pozdrawiam!:)
Spodobała mi się reakcja Michała jak na świcie pojawiła się mała. Mam nadzieję, że Jagoda jednak ją zaakceptuje.
OdpowiedzUsuńZ niecierpliwością czekam na następny odcinek :) !
wiesz, że mnie :)
OdpowiedzUsuńMichał szczęśliwy czyli wszystko pięknie. Mam nadzieję, że Hania się jednak przekona do niej.
Jagoda i Kubiak... xD cóż. Kubiak za dobrego dnia nie miał... nie zazdroszczę mu
Jagoda i Kubiak to dwa temperamenty które są idealnie połączone. Bo nie lubię zestawienia ogień i woda, bo lepszy jest ogień i hm.,, ogień. Bardzo podobało mi się ta część Kubiego.
OdpowiedzUsuńGdyby czasem się nie posprzeczali, czy nie zdenerwowali na siebie, byłoby po prostu zbyt nudno, a prawdziwe życie przecież takie nie jest. Myślę, że jeszcze nie raz wybuchnie między nimi jakaś awantura. Co dokładnie, sama nie wiem, ale postaram sie, by nie było tu nudno!:)
OdpowiedzUsuńHanię dopadła choroba, która dręczy tysiące kobiet. Bez terapii i wsparci anajbliższych się nie obejdzie. Ważne, ze ma kochającego faceta obok siebie, który da jej wszystko czego będzie potrzebować.
OdpowiedzUsuńKubiak podobnie jak w realu jest burakiem, więc nic mnie nie zaskoczyło.
Ech, oby jednak Hania pokochała dziewczynkę, ciężkie chwile jednak wyczuwam.. Jakiś taki smutny ten odcinek, tyle złości i przykrych emocji.. Czekam na kolejny! ; ***
OdpowiedzUsuńPostaram się, aby kolejny był weselszy, chociaż na tym etapie może by trudno z jakimiś humorystycznymi wątkami. Ale do soboty już niedaleko, także no!:)
OdpowiedzUsuńKubi najlepszy!!!!!!! tutaj jest jak prawdziwy dzik
OdpowiedzUsuńLasko bardzo szczesliwy,troche nie rozumiem Hani ale mam nadzieje,ze sie ogarnie.Jagoda i Kubiak sa jak brazylijska telenowela hehe podoba mi sie ta para.Dziku nie mial za dobrego dnia i dlatego...
OdpowiedzUsuń