/ Michał /
Po wczorajszym wyjściu na basen Arek był niesamowicie
zmęczony, a co za tym idzie, jeszcze śpi, choć jest już niemal południe. Ja
korzystam więc z wolnej chwili, by poszukać w sieci informacji dotyczących
sprawdzonych psychologów. Przeglądam rozmaite fora, dotyczące pomocy w tej
dziedzinie. Zapoznaję się również z opiniami internautów. Hani zapewne nie
spodoba się ten pomysł, jednak ja nie mogę postąpić inaczej. Nasza córeczka
poczęła się z miłości, a moja dziewczyna powinna wreszcie to zrozumieć, jak
również obdarzyć maleństwo matczynym uczuciem. Jestem zobowiązany poszukać dla
niej pomocy, ponieważ w przeciwnym razie nie mógłbym nazywać siebie dobrym
ojcem i partnerem dla Hani. Skoro potrafię zaopiekować się małym Arkiem, jestem
również w stanie pomóc Hani. Młoda mama nie zdaje sobie z tego sprawy, ale ta
pomoc jest jej bardzo potrzebna. Zwłaszcza, że praca w klubie jej nie ucieknie.
Teraz zastąpi ją ktoś inny, ale później będzie mogła przecież wrócić do zawodu.
Wszyscy zresztą cieszą się z przyjścia na świat małej, tylko nie ona. Na samą
myśl o tym czuję rozgoryczenie, a także kipiącą we mnie wściekłość. W takich
sytuacjach, jak ta, czuję się zupełnie bezradny. Moja bezsilność rośnie, kiedy
uświadamiam sobie, że moja ukochana potrafi być naprawdę uparta. Pewnie dalej
katowałbym się takimi myślami, gdyby nie dzwonek do drzwi. Żeby nie obudzić
Arka, czym prędzej idę otworzyć. Wielkie jest moje zaskoczenie, kiedy w progu
widzę mamę Hani. Przyklejam na twarz uśmiech, po czym zapraszam kobietę do
środka. Jak przystało na faceta, zabieram jej bagaż i prowadzę do salonu.
- Może napije się pani kawy? – zadaję to standardowe
pytanie.
- Bardzo chętnie – uśmiecha się, cierpliwie czekając.
Mija zaledwie pięć
minut, a ja stawiam na stole dwa kubki z parującym napojem oraz talerzyk z
kupionym wczoraj ciastem. Pani Grażyna od razu ujmuje w dłonie porcelanowe
naczynie, z którego upija łyk kawy, mając nadzieję, że to postawi ją na nogi po
długiej podróży.
- Jak się czuje Hania? – zaczyna rozmowę po długiej
chwili ciszy.
- Poród był trudny, więc jeszcze dochodzi do siebie –
odpowiadam – ale psychicznie jest dosyć kiepsko.
Widząc jej zdziwioną
minę, opowiadam wszystko, co działo się w ostatnim czasie. Osobiście wolałbym
nie martwić swojej potencjalnej teściowej, ale dowiedziałaby się tak, czy
inaczej, więc lepiej było zrobić to teraz. Gdy kończę swój monolog, kobieta
jest nieco przerażona. Uspokajam ją jednak, mówiąc, że zrobię wszystko, co w
mojej mocy, by jej córka wróciła do zdrowia psychicznego. Wskazuję przy tym na
leżący nieopodal mnie laptop, wyjaśniając, że poszukiwania pomocy dla
dziewczyny już trwają. Kobieta wzdycha, okazując wyraźną ulgę. W jej oczach
również widać wdzięczność za to, że postanowiłem jej pomóc. Ja właściwie nie
potrafię już inaczej. Ciężko było mi odwrócić się na pięcie, gdy starała się
dotrzeć do szpitala z ciężko chorym Arkiem. Teraz też nie umiem po prostu się
nie przejmować. Zwłaszcza, że chodzi tutaj o moją córkę. To maleństwo
potrzebuje nie tylko opieki, ale również miłości obydwojga rodziców. Jakbym
chciał, żeby te kłopoty już się skończyły… nie chcę nawet zastanawiać się nad
tym, jak będzie wyglądała moja codzienność po wyjściu Hani ze szpitala. Jednego
jestem pewien: zapowiada się bardzo trudny czas i naprawdę nie mam pojęcia, jak
sobie dam radę.
- Jesteś jakiś dziwnie milczący – mama Hani przywraca
mnie do rzeczywistości.
- Przepraszam…
- Martwisz się o nią, to widać – ona również wygląda na
zatroskaną – moja córka ma ogromne szczęście, że spotkała kogoś takiego jak ty.
Od samego początku
robię wszystko, co mogę, żeby kobieta pozostała w tym przekonaniu. Chociaż nie
uważam się za idealnego faceta, staram się zapewnić Hani oraz dzieciom dobre
warunki do życia. Rozmowa nadal toczy się wokół młodej mamy oraz stanu w jakim
się znajduje. Zaczynam mieć dosyć bezcelowego gadania, ale nie mogę powiedzieć
tego na głos. Na całe szczęście tę niezbyt wesołą konwersację przerywa dźwięk
telefonu. Opuszczam zatem salon, aby w ciszy odebrać połączenie. Jestem
zdumiony, gdy na wyświetlaczu dostrzegam numer swojej ukochanej.
Zniecierpliwiony przyciskam klawisz oznakowany zieloną słuchawką.
- Jak się czujesz, skarbie? – pytam na powitanie.
- Fizycznie już trochę lepiej – słyszę w odpowiedzi –
lekarz pozwolił mi wyjść do domu.
- Jak to? – nie ukrywam swojego zdziwienia – nic mi
wcześniej nie mówiłaś…
- Dopiero dziś się dowiedziałam – mówi bardzo spokojnie –
to jak, odbierzesz mnie?
Czegoś mi brakuje w
wypowiedzi ukochanej. „Mnie” zamiast „nas” to rażąca różnica. Hania w swoich
wypowiedziach wyraźnie pomija naszą córeczkę, co bardzo mnie boli. Kobieta
natomiast robi wszystko, aby o niej zapomnieć, a także wymazać maleństwo z
pamięci. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak krzywdzi tą niewinną istotkę!
- To jak? – Hania ponawia swoje pytanie.
- Dobrze – wzdycham ciężko – niedługo będę.
Nie czekając na jej
odpowiedź, przerywam połączenie. Wrzucam telefon do kieszeni spodni, po czym
wracam do salonu. Proszę jej mamę, aby została z Arkiem. Sam natomiast ubieram
się i z kluczykami od samochodu pędzę w kierunku pojazdu. Z jednej strony nie
mogę doczekać się spotkania z córeczką, ale z drugiej, obawiam się zachowania
Hani. Zdaję sobie sprawę, iż to dopiero początek, a ja już jestem tym wszystkim
strasznie zmęczony…
***
Drogę do szpitala pokonuję w zwyczajnym tempie. Będąc
świadomym, buzujących we mnie, emocji nie naciskam pedału gazu. Nie chcę, aby w
nerwach doszło do jakiegoś nieszczęścia. Wolę, aby droga zajęła mi kilka minut
więcej, niż ponosić konsekwencje szybkiej jazdy. Jednakże w godzinach
popołudniowych, niełatwo jest znaleźć miejsce na szpitalnym parkingu. Akurat
mam szczęście, gdyż jeden z samochodów właśnie wyjeżdża. Nie zastanawiając się
dłużej, stawiam na wolnym miejscu służbowego olbrzyma. Zamykam pojazd, po czym
kieruję swoje kroki do wnętrza gmachu. Mija kilka kolejnych minut, zanim udaje
mi się dotrzeć na oddział położnictwa i ginekologii. Jestem zdziwiony, gdy
zauważam siedzącą na łóżku, ale również gotową Hanię. Mała Michalinka ubrana
jest dżinsowe spodenki, koszulkę oraz bluzę. Jej główkę przykrywa kremowa
czapeczka. Dziewczynka również oczekuje powrotu do domu. Wtulona w pluszową
maskotkę leży w swoim szpitalnym łóżeczku i niecierpliwie wymachuje nóżkami.
Widok jest wręcz uroczy. Hania jednak uparcie odwraca głowę w stronę okna.
- Widzę, że jesteś już gotowa – mówię na powitanie.
- Owszem – ton jej głosu jest dość oschły – możesz już
ubierać dziecko.
Nie komentując jej
zachowania, biorę na ręce córeczkę. Na rączki wkładam cieniutkie rękawiczki.
Nie zapominam również o włożeniu cienkiej kurtki. Pierwsze dni października już
są za nami, zatem temperatury stopniowo się obniżają. Nie mogę pozwolić więc na
to, aby moja córka natychmiast, po opuszczeniu szpitala, wróciła w to koszmarne
miejsce. Już w chwilę po tym, jak zapinam dziewczynkę do samochodowego
fotelika, kieruję się do samochodu. Chętnie poczekałbym na Hanię, lecz coś
musiało zatrzymać ją w gabinecie lekarza. Dołącza do nas po upływie sporej ilości
czasu. Nie zaszczycając mnie nawet jednym słowem, zajmuje miejsce na tylnym
siedzeniu pojazdu. Nie protestuje, że na miejscu pasażera z przodu przypięty
jest dziecięcy fotelik. Zamiast tego uparcie wpatruje się w okno. I ja nie
zaczynam żadnej rozmowy. Jestem wściekły na swoją dziewczynę za to jej
zachowanie. Złość kipi we mnie tak mocno, aż się trzęsę. Nagle słyszę, jak we
wnętrzu auta rozlega się płacz małej. Nie no, jeszcze tego brakowało! Chociaż
kocham ją nad życie, nie mam teraz ochoty słuchać, jak płacze. Chcę spokojnie
dojechać do domu, a dodatkowo uniknąć spowodowania wypadku. Na całe szczęście
odległość między placówką Narodowego Funduszu Zdrowia a naszym lokum wynosi
zaledwie kilometr. Po dobrych kilku minutach jesteśmy więc na miejscu. Hania
natychmiast wysiada, a swoje kroki kieruje w stronę klatki schodowej. Chciałbym
za nią zawołać i poprosić o to, żeby zaczekała. Wiem jednak, że nie ma to
najmniejszego sensu. Powoli wyjmuję z samochodu córkę. Zabieram także bagaż.
Obładowany niczym wielbłąd idę, przetartym przez Hanię, szlakiem. Do celu
docieram natomiast stosunkowo szybko.
- Trzeba ci w czymś pomóc? – mama mojej ukochanej od
progu bombarduje mnie pytaniami.
- Dziękuję, sam dam radę – odpieram najgrzeczniej, jak
umiem – Arkowi jest teraz pani bardziej potrzebna.
Kobieta nie jest tym
zachwycona, lecz nie komentuje mojej ostatniej wypowiedzi. Zamiast tego zabiera
chłopca, a ja mogę wejść z małą na górę, by wreszcie ją rozebrać. Płacz Michasi
wzmaga się coraz bardziej. Zapewne wymaga już przebrania i nakarmienia, a do
tego jest wystraszona. Nie jestem w stanie jednak nic zrobić, dopóki się nie
uspokoję. Aby uniknąć przegrzania, zdejmuję jej kurteczkę oraz bluzę, po czym
kładę w przeznaczonym dla niej łóżeczku. Sam natomiast siadam na sofie, chowając
twarz w dłoniach. Oddycham głęboko, starając się opanować. Udaje mi się to
dopiero kilka minut później. Gdy trzymam emocje w ryzach, podchodzę do mojej
maleńkiej dziewczynki. Jak najszybciej staram się ją przebrać i nakarmić. Nikt
nie wchodzi mi w drogę, więc wszystko przebiega według planu, a maleństwo robi
się coraz bardziej spokojne. Ze zmienioną pieluchą oraz pełnym żołądkiem
wkładam dziewczynkę do jej łóżeczka. Ja natomiast kładę się na, za małej dla
mnie, sofie. Nie mam nawet sił, aby zajrzeć do Hani, która zamknęła się w
sypialni natychmiast po powrocie. Jestem już kompletnie wypluty. Dlatego też
zasypiam, gdy tylko dotykam głową leżącej na kanapie poduszki.
***
/ Jagoda /
Panowie już rozpoczęli swój sezon, więc przyszedł czas
także na nas. Stajemy dziś na boisku przeciwko Impelowi Wrocław, który jest
rewelacją poprzedniego sezonu. Czuję lekki stres przed tym meczem, zwłaszcza,
że zostaję desygnowana do wyjściowej szóstki. Podczas dokonywanej prezentacji
drużyn staram się uspokoić, a także wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli.
Kilkakrotnie głośno wdycham powietrze, dzięki czemu stres się ulatnia.
Losowanie stron także zostało wygrane przez nas, więc rozpoczynamy mecz.
Zgodnie z ustawieniem jako pierwsza udaję się w pole serwisowe. Wyrzucam w górę
i… as! Po raz kolejny staję w tym samym miejscu, a seria moich zagrywek pozwala
nam na wysokie prowadzenie. Dopiero dobry atak dziewczyn z Wrocławia, a także
kilka kolejnych piłek pozwalają im na zdobycie pierwszych punktów. My jednak
jesteśmy konsekwentne, a co za tym idzie set kończy się naszą wygraną. Mamy
krótką przerwę, po której rozpoczynamy kolejną odsłonę. Tutaj jednak nie jest
tak łatwo, jak w poprzedniej partii. Dodatkowo tuż przed drugą przerwą
techniczną, Gabi wykonuje atak. Niemniej jednak źle stawia stopę po wyskoku, a
już w chwilę po tym upada na parkiet z głośnym krzykiem. Ponownie mam wykonać
serwis, jednak zanim udaję się w odpowiednie miejsce, podchodzę do środkowej.
- Gabrysia, co się stało? – pytam dosyć głupio.
- Kostka… - odpiera – ała, to boli!!
Krzyk siatkarki jest
wręcz przerażający. W pierwszej chwili odczuwam szok, ale bardzo szybko
odzyskuję trzeźwość umysłu. Razem z Agatą podnosimy naszą klubową koleżankę i,
wspierając na naszych ramionach, pomagając dojść jej do ławki rezerwowych. Tam zajmuje
się nią lekarz. Trener dokonuje zmiany, a mecz zostaje wznowiony. Staram się
nie myśleć o tej przykrej sytuacji. Zamiast tego, całą uwagę skupiam na
kolejnych zagrywkach, atakach, czy przyjęciu. Efektem naszej dobrej gry jest
zwycięstwo w trzech setach. Zgodnie ze zwyczajem stajemy na dwóch końcowych
liniach boiska, czekając na wybór najlepszej siatkarki w tym meczu.
- MVP spotkania zostaje wybrana… - tu spiker zawiesza
głos – Jagoda Kasperek!
Nie mogę uwierzyć
własnym uszom! Ja miałabym być najlepszą zawodniczką meczu?! To jest wręcz nie
możliwe. Jednakże komisarz zawodów bierze w dłonie szklaną statuetkę, po czym
podchodzi z nią do mnie. Będąc w kompletnym osłupieniu podchodzę, podając
mężczyźnie dłoń. Szklana figurka znajduje się już w moich rękach, a ja sama
zostaję porwana w objęcia koleżanek z zespołu.
- Spisałaś się na medal! – po ramieniu poklepuje mnie
nasza kapitan, Ewelina Sieczka.
- E tam… - na moje policzki wkrada się rumieniec –
robiłam, co mogłam.
- Jak zwykle skromna – komentuje Agata – za to zapraszam
na piwko.
Jednak tylko część
dziewczyn zgodziła się wyjść nami do
jednego z bialskich pubów. Bardziej doświadczone siatkarki wykręciły się,
tłumacząc zmęczeniem czy chęcią spędzenia czasu ze swoimi pociechami. Tak więc
została nas tylko piątka. Jako ostatnie kierujemy swoje kroki do szatni, gdzie
szybko się przebieramy. Każda z nas zawiesza torbę na ramieniu, po czym
opuszczamy halę. Pieszo kierujemy się do najbliższej knajpki, w której
zamawiamy procentowe napoje.
Czas spędzony w klubie
mija nam bardzo szybko. Komentujemy dopiero rozegrane spotkanie, a także wiele
zabawnych sytuacji, do których dochodzi podczas treningów. Jednocześnie jest
nam żal koleżanki z zespołu, której rehabilitacja potrwa na pewno kilka dni, a
może nawet o wiele dłużej. Jak mówi nam sama poszkodowana, jest to tylko
skręcona kostka, więc nic poważnego.
- Zrobiłaś się jakaś nieobecna – Agata sprowadza mnie na
ziemię.
- Przepraszam, kochana – mówię – zamyśliłam się.
Dziewczyny uśmiechają
się do mnie, a po chwili zaczynają całkiem przyjemną rozmowę dotyczącą ostatnio
obejrzanych filmów. Jestem nią zaintrygowana do tego stopnia, że nie zauważam
upływających minut. gdy zerkam na zegarek, jestem naprawdę zaskoczona. Tarcza urządzenia
wskazuje północ. Nagle odczuwam też wzmagające się przemęczenie. Alkohol lekko
szumi w mojej głowie, co sygnalizuje, że czas już kończyć świętowanie. Postanawiam
więc wyjść przed lokal, gdzie wykonuję telefon do mojego ukochanego. Michał
odbiera wręcz natychmiast i obiecuje, że niebawem się zjawi. Jeszcze na moment
wracam do dziewczyn. W dłoniach jednak cały czas trzymam telefon, oczekując
telefonu od Kubiego. Po upływie pół godziny przyjmujący wykonuje połączenie,
którego nie odbieram. Żegnam się z dziewczynami, a po chwili znajduję się w
jego służbowym samochodzie i wracamy do domu.
***
/ Kubi /
Droga do domu mija nam w ekspresowym tempie. Drogi o tej
godzinie są puste i tylko czasem mija nas mknący w drugą stronę samochód. Chociaż
odległość od Jastrzębia do Bielska jest dość spora, jednak pokonanie jej w
środku nocy nie stanowi dla mnie najmniejszego kłopotu i już po godzinie
jesteśmy na miejscu. Niemal natychmiast udaje mi się znaleźć miejsce dla
służbowego wozu. Pomagam swojej ukochanej wysiąść, po czym odbieram od niej
treningową torbę. Siatkarka jest w dobrym humorze, a co za tym idzie, wciąż się
śmieje. Udaje mi się zwrócić jej uwagę, gdy dochodzimy do naszego piętra. Michał
chwalił się już, że Hania wróciła ze szpitala i rodzina w komplecie jest już w
domu. Nie chcę, by któreś z dzieci się obudziło, a klubowy kolega robił mi
później wyrzuty. Delikatnie kładę więc dłoń na jej ustach. Jagoda rozumie mój
gest i cierpliwie czeka, aż otworzę kluczem drzwi naszego lokum. Kiedy udaje
nam się wejść do środka od razu zrzucam z ramienia jej ciężką torbę. Już mam
wejść w głąb mieszkania, kiedy dziewczyna przypiera mnie do ściany, składając
na moich ustach namiętny pocałunek. Jestem zaskoczony jej zachowaniem, lecz
odwzajemniam się. Z czasem pocałunki przepełnione są pożądaniem i jakimś
dziwnym pragnieniem. Nie jestem pewien, co się ze mną dzieje, lecz ochoczo
poddaję się całej sytuacji.
- Pragnę cię – Jagoda szepce do mojego ucha, a jej głos
pełen jest podniecenia.
Patrzę w oczy mojej
pięknej brunetki, po czym uśmiecham się lubieżnie. Nie trwa to długo, gdyż już
w kolejnym momencie ponownie wpijam się w jej usta, a nasze języki tańczą dziki
taniec. Moje dłonie zaczynają błądzić po jej ciele, jak również pozbawiać ją
ubrań. Także Jagoda zdejmuje ze mnie koszulkę, jak również szamocze się z
klamrą paska od spodni. Swoje kroki kierujemy ku sypialni.
- Mam nadzieję, że się mną zaopiekujesz? – pyta zalotnie.
- A czy kiedykolwiek się tobą nie zajmowałem? – odpieram,
unosząc brew.
- Zajmowałeś, ale nigdy w taki sposób… - na jej twarzy
pojawia się uśmiech.
Teraz jestem
przekonany, że tego chce. A ja jestem w stanie dać jej to, czego oczekuje. Nasza
zabawa coraz bardziej się zaostrza i nabiera rozpędu, gdy pozbawiam ją
wszystkich ubrań.
-------------------------------------
Tym rozdziałem rozpoczynamy wakacje.
Życzę wszystkim udanego wypoczynku
oraz niezapomnianych wrażeń! Do napisania
za dwa tygodnie!:)
Biedny Michał, teraz spadnie na nigo wiele obowiązków...
OdpowiedzUsuńMichał będzie miał teraz sporo pracy, dobrze, że mama Hani przyjechała i mu pomoże.
OdpowiedzUsuńJeśli tylko masz ochotę to zapraszam do mnie na nowe opowiadanie http://staramsiebyckimchceszwtedyopadamzsil.blogspot.com/ :)
No to akcja się rozkręca! No i jest weszcie coś pozytywnego, czekam na kolejny! ; ***
OdpowiedzUsuńMichałowi zdecydowanie życie rzuca kłody pod nogi, a czeka go jeszcze więcej trudności związanych z obowiązkami ojca i leczeniem Hanki. Strasznie mi żal, że Hania nie potrafi pokochać tego maleństwa, bo dziecko to wielki dar, a nie kula u nogi.
OdpowiedzUsuńNie podoba mi się zachowanie Hani. Ja rozumiem, że szok i w ogóle, ale przecież Michasia to jej córka, no! Oby Michał ją jakoś przekonał... Amoże sama się przekona?
OdpowiedzUsuńKubiaki szaleją :D Gratulacje dla Jagódki za MVP :D
Kompletnie nie rozumiem zachowania Hani przeciez to Jej corka i Lasko,owoc ich wspolnej milosci nie rozumiem...mam nadzieje ze zmadrzeje a Jagoda z Kubiakiem ladnie tam sobie poczynaja hehe...naprawde sie rozkrecili.
OdpowiedzUsuńJuz czekam Marzenko na kolejny ciekawy i fascynujacy rozdzial ina dokonczenie wieczoru Jagody i Kubiaka;D
OdpowiedzUsuńTobie tez Kochana niezapomnianych wakacji,slonca,cieplej wody,goracego piasku i dobrego wypoczynku!!!
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj ladnie...
...ale nie zapomnij
nas/Twoich
czytelnikach
ktorzy
czekaja
na
kolejny
rozdzial!!!
Pozdrowionka;D
OdpowiedzUsuńRozdzial suuuper!!!
Mam nadzieje, że Michałowi uda się pomóc Hani,a co do sceny Michała i Jagody - to czekam na rozwój wydarzeń :D
OdpowiedzUsuń