Rozdział 8

/ Michał /


            Po wczorajszym wyjściu na basen Arek był niesamowicie zmęczony, a co za tym idzie, jeszcze śpi, choć jest już niemal południe. Ja korzystam więc z wolnej chwili, by poszukać w sieci informacji dotyczących sprawdzonych psychologów. Przeglądam rozmaite fora, dotyczące pomocy w tej dziedzinie. Zapoznaję się również z opiniami internautów. Hani zapewne nie spodoba się ten pomysł, jednak ja nie mogę postąpić inaczej. Nasza córeczka poczęła się z miłości, a moja dziewczyna powinna wreszcie to zrozumieć, jak również obdarzyć maleństwo matczynym uczuciem. Jestem zobowiązany poszukać dla niej pomocy, ponieważ w przeciwnym razie nie mógłbym nazywać siebie dobrym ojcem i partnerem dla Hani. Skoro potrafię zaopiekować się małym Arkiem, jestem również w stanie pomóc Hani. Młoda mama nie zdaje sobie z tego sprawy, ale ta pomoc jest jej bardzo potrzebna. Zwłaszcza, że praca w klubie jej nie ucieknie. Teraz zastąpi ją ktoś inny, ale później będzie mogła przecież wrócić do zawodu. Wszyscy zresztą cieszą się z przyjścia na świat małej, tylko nie ona. Na samą myśl o tym czuję rozgoryczenie, a także kipiącą we mnie wściekłość. W takich sytuacjach, jak ta, czuję się zupełnie bezradny. Moja bezsilność rośnie, kiedy uświadamiam sobie, że moja ukochana potrafi być naprawdę uparta. Pewnie dalej katowałbym się takimi myślami, gdyby nie dzwonek do drzwi. Żeby nie obudzić Arka, czym prędzej idę otworzyć. Wielkie jest moje zaskoczenie, kiedy w progu widzę mamę Hani. Przyklejam na twarz uśmiech, po czym zapraszam kobietę do środka. Jak przystało na faceta, zabieram jej bagaż i prowadzę do salonu.
            - Może napije się pani kawy? – zadaję to standardowe pytanie.
            - Bardzo chętnie – uśmiecha się, cierpliwie czekając.
Mija zaledwie pięć minut, a ja stawiam na stole dwa kubki z parującym napojem oraz talerzyk z kupionym wczoraj ciastem. Pani Grażyna od razu ujmuje w dłonie porcelanowe naczynie, z którego upija łyk kawy, mając nadzieję, że to postawi ją na nogi po długiej podróży.
            - Jak się czuje Hania? – zaczyna rozmowę po długiej chwili ciszy.
            - Poród był trudny, więc jeszcze dochodzi do siebie – odpowiadam – ale psychicznie jest dosyć kiepsko.  
Widząc jej zdziwioną minę, opowiadam wszystko, co działo się w ostatnim czasie. Osobiście wolałbym nie martwić swojej potencjalnej teściowej, ale dowiedziałaby się tak, czy inaczej, więc lepiej było zrobić to teraz. Gdy kończę swój monolog, kobieta jest nieco przerażona. Uspokajam ją jednak, mówiąc, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by jej córka wróciła do zdrowia psychicznego. Wskazuję przy tym na leżący nieopodal mnie laptop, wyjaśniając, że poszukiwania pomocy dla dziewczyny już trwają. Kobieta wzdycha, okazując wyraźną ulgę. W jej oczach również widać wdzięczność za to, że postanowiłem jej pomóc. Ja właściwie nie potrafię już inaczej. Ciężko było mi odwrócić się na pięcie, gdy starała się dotrzeć do szpitala z ciężko chorym Arkiem. Teraz też nie umiem po prostu się nie przejmować. Zwłaszcza, że chodzi tutaj o moją córkę. To maleństwo potrzebuje nie tylko opieki, ale również miłości obydwojga rodziców. Jakbym chciał, żeby te kłopoty już się skończyły… nie chcę nawet zastanawiać się nad tym, jak będzie wyglądała moja codzienność po wyjściu Hani ze szpitala. Jednego jestem pewien: zapowiada się bardzo trudny czas i naprawdę nie mam pojęcia, jak sobie dam radę.
            - Jesteś jakiś dziwnie milczący – mama Hani przywraca mnie do rzeczywistości.
            - Przepraszam…
            - Martwisz się o nią, to widać – ona również wygląda na zatroskaną – moja córka ma ogromne szczęście, że spotkała kogoś takiego jak ty.
Od samego początku robię wszystko, co mogę, żeby kobieta pozostała w tym przekonaniu. Chociaż nie uważam się za idealnego faceta, staram się zapewnić Hani oraz dzieciom dobre warunki do życia. Rozmowa nadal toczy się wokół młodej mamy oraz stanu w jakim się znajduje. Zaczynam mieć dosyć bezcelowego gadania, ale nie mogę powiedzieć tego na głos. Na całe szczęście tę niezbyt wesołą konwersację przerywa dźwięk telefonu. Opuszczam zatem salon, aby w ciszy odebrać połączenie. Jestem zdumiony, gdy na wyświetlaczu dostrzegam numer swojej ukochanej. Zniecierpliwiony przyciskam klawisz oznakowany zieloną słuchawką.
            - Jak się czujesz, skarbie? – pytam na powitanie.
            - Fizycznie już trochę lepiej – słyszę w odpowiedzi – lekarz pozwolił mi wyjść do domu.
            - Jak to? – nie ukrywam swojego zdziwienia – nic mi wcześniej nie mówiłaś…
            - Dopiero dziś się dowiedziałam – mówi bardzo spokojnie – to jak, odbierzesz mnie?
Czegoś mi brakuje w wypowiedzi ukochanej. „Mnie” zamiast „nas” to rażąca różnica. Hania w swoich wypowiedziach wyraźnie pomija naszą córeczkę, co bardzo mnie boli. Kobieta natomiast robi wszystko, aby o niej zapomnieć, a także wymazać maleństwo z pamięci. Nawet nie zdaje sobie sprawy, jak krzywdzi tą niewinną istotkę!
            - To jak? – Hania ponawia swoje pytanie.
            - Dobrze – wzdycham ciężko – niedługo będę.
Nie czekając na jej odpowiedź, przerywam połączenie. Wrzucam telefon do kieszeni spodni, po czym wracam do salonu. Proszę jej mamę, aby została z Arkiem. Sam natomiast ubieram się i z kluczykami od samochodu pędzę w kierunku pojazdu. Z jednej strony nie mogę doczekać się spotkania z córeczką, ale z drugiej, obawiam się zachowania Hani. Zdaję sobie sprawę, iż to dopiero początek, a ja już jestem tym wszystkim strasznie zmęczony…


***


            Drogę do szpitala pokonuję w zwyczajnym tempie. Będąc świadomym, buzujących we mnie, emocji nie naciskam pedału gazu. Nie chcę, aby w nerwach doszło do jakiegoś nieszczęścia. Wolę, aby droga zajęła mi kilka minut więcej, niż ponosić konsekwencje szybkiej jazdy. Jednakże w godzinach popołudniowych, niełatwo jest znaleźć miejsce na szpitalnym parkingu. Akurat mam szczęście, gdyż jeden z samochodów właśnie wyjeżdża. Nie zastanawiając się dłużej, stawiam na wolnym miejscu służbowego olbrzyma. Zamykam pojazd, po czym kieruję swoje kroki do wnętrza gmachu. Mija kilka kolejnych minut, zanim udaje mi się dotrzeć na oddział położnictwa i ginekologii. Jestem zdziwiony, gdy zauważam siedzącą na łóżku, ale również gotową Hanię. Mała Michalinka ubrana jest dżinsowe spodenki, koszulkę oraz bluzę. Jej główkę przykrywa kremowa czapeczka. Dziewczynka również oczekuje powrotu do domu. Wtulona w pluszową maskotkę leży w swoim szpitalnym łóżeczku i niecierpliwie wymachuje nóżkami. Widok jest wręcz uroczy. Hania jednak uparcie odwraca głowę w stronę okna.
            - Widzę, że jesteś już gotowa – mówię na powitanie.
            - Owszem – ton jej głosu jest dość oschły – możesz już ubierać dziecko.
Nie komentując jej zachowania, biorę na ręce córeczkę. Na rączki wkładam cieniutkie rękawiczki. Nie zapominam również o włożeniu cienkiej kurtki. Pierwsze dni października już są za nami, zatem temperatury stopniowo się obniżają. Nie mogę pozwolić więc na to, aby moja córka natychmiast, po opuszczeniu szpitala, wróciła w to koszmarne miejsce. Już w chwilę po tym, jak zapinam dziewczynkę do samochodowego fotelika, kieruję się do samochodu. Chętnie poczekałbym na Hanię, lecz coś musiało zatrzymać ją w gabinecie lekarza. Dołącza do nas po upływie sporej ilości czasu. Nie zaszczycając mnie nawet jednym słowem, zajmuje miejsce na tylnym siedzeniu pojazdu. Nie protestuje, że na miejscu pasażera z przodu przypięty jest dziecięcy fotelik. Zamiast tego uparcie wpatruje się w okno. I ja nie zaczynam żadnej rozmowy. Jestem wściekły na swoją dziewczynę za to jej zachowanie. Złość kipi we mnie tak mocno, aż się trzęsę. Nagle słyszę, jak we wnętrzu auta rozlega się płacz małej. Nie no, jeszcze tego brakowało! Chociaż kocham ją nad życie, nie mam teraz ochoty słuchać, jak płacze. Chcę spokojnie dojechać do domu, a dodatkowo uniknąć spowodowania wypadku. Na całe szczęście odległość między placówką Narodowego Funduszu Zdrowia a naszym lokum wynosi zaledwie kilometr. Po dobrych kilku minutach jesteśmy więc na miejscu. Hania natychmiast wysiada, a swoje kroki kieruje w stronę klatki schodowej. Chciałbym za nią zawołać i poprosić o to, żeby zaczekała. Wiem jednak, że nie ma to najmniejszego sensu. Powoli wyjmuję z samochodu córkę. Zabieram także bagaż. Obładowany niczym wielbłąd idę, przetartym przez Hanię, szlakiem. Do celu docieram natomiast stosunkowo szybko.
            - Trzeba ci w czymś pomóc? – mama mojej ukochanej od progu bombarduje mnie pytaniami.
            - Dziękuję, sam dam radę – odpieram najgrzeczniej, jak umiem – Arkowi jest teraz pani bardziej potrzebna.
Kobieta nie jest tym zachwycona, lecz nie komentuje mojej ostatniej wypowiedzi. Zamiast tego zabiera chłopca, a ja mogę wejść z małą na górę, by wreszcie ją rozebrać. Płacz Michasi wzmaga się coraz bardziej. Zapewne wymaga już przebrania i nakarmienia, a do tego jest wystraszona. Nie jestem w stanie jednak nic zrobić, dopóki się nie uspokoję. Aby uniknąć przegrzania, zdejmuję jej kurteczkę oraz bluzę, po czym kładę w przeznaczonym dla niej łóżeczku. Sam natomiast siadam na sofie, chowając twarz w dłoniach. Oddycham głęboko, starając się opanować. Udaje mi się to dopiero kilka minut później. Gdy trzymam emocje w ryzach, podchodzę do mojej maleńkiej dziewczynki. Jak najszybciej staram się ją przebrać i nakarmić. Nikt nie wchodzi mi w drogę, więc wszystko przebiega według planu, a maleństwo robi się coraz bardziej spokojne. Ze zmienioną pieluchą oraz pełnym żołądkiem wkładam dziewczynkę do jej łóżeczka. Ja natomiast kładę się na, za małej dla mnie, sofie. Nie mam nawet sił, aby zajrzeć do Hani, która zamknęła się w sypialni natychmiast po powrocie. Jestem już kompletnie wypluty. Dlatego też zasypiam, gdy tylko dotykam głową leżącej na kanapie poduszki.


***


/ Jagoda /


            Panowie już rozpoczęli swój sezon, więc przyszedł czas także na nas. Stajemy dziś na boisku przeciwko Impelowi Wrocław, który jest rewelacją poprzedniego sezonu. Czuję lekki stres przed tym meczem, zwłaszcza, że zostaję desygnowana do wyjściowej szóstki. Podczas dokonywanej prezentacji drużyn staram się uspokoić, a także wyrzucić z głowy niepotrzebne myśli. Kilkakrotnie głośno wdycham powietrze, dzięki czemu stres się ulatnia. Losowanie stron także zostało wygrane przez nas, więc rozpoczynamy mecz. Zgodnie z ustawieniem jako pierwsza udaję się w pole serwisowe. Wyrzucam w górę i… as! Po raz kolejny staję w tym samym miejscu, a seria moich zagrywek pozwala nam na wysokie prowadzenie. Dopiero dobry atak dziewczyn z Wrocławia, a także kilka kolejnych piłek pozwalają im na zdobycie pierwszych punktów. My jednak jesteśmy konsekwentne, a co za tym idzie set kończy się naszą wygraną. Mamy krótką przerwę, po której rozpoczynamy kolejną odsłonę. Tutaj jednak nie jest tak łatwo, jak w poprzedniej partii. Dodatkowo tuż przed drugą przerwą techniczną, Gabi wykonuje atak. Niemniej jednak źle stawia stopę po wyskoku, a już w chwilę po tym upada na parkiet z głośnym krzykiem. Ponownie mam wykonać serwis, jednak zanim udaję się w odpowiednie miejsce, podchodzę do środkowej.
            - Gabrysia, co się stało? – pytam dosyć głupio.
            - Kostka… - odpiera – ała, to boli!!
Krzyk siatkarki jest wręcz przerażający. W pierwszej chwili odczuwam szok, ale bardzo szybko odzyskuję trzeźwość umysłu. Razem z Agatą podnosimy naszą klubową koleżankę i, wspierając na naszych ramionach, pomagając dojść jej do ławki rezerwowych. Tam zajmuje się nią lekarz. Trener dokonuje zmiany, a mecz zostaje wznowiony. Staram się nie myśleć o tej przykrej sytuacji. Zamiast tego, całą uwagę skupiam na kolejnych zagrywkach, atakach, czy przyjęciu. Efektem naszej dobrej gry jest zwycięstwo w trzech setach. Zgodnie ze zwyczajem stajemy na dwóch końcowych liniach boiska, czekając na wybór najlepszej siatkarki w tym meczu.
            - MVP spotkania zostaje wybrana… - tu spiker zawiesza głos – Jagoda Kasperek!
Nie mogę uwierzyć własnym uszom! Ja miałabym być najlepszą zawodniczką meczu?! To jest wręcz nie możliwe. Jednakże komisarz zawodów bierze w dłonie szklaną statuetkę, po czym podchodzi z nią do mnie. Będąc w kompletnym osłupieniu podchodzę, podając mężczyźnie dłoń. Szklana figurka znajduje się już w moich rękach, a ja sama zostaję porwana w objęcia koleżanek z zespołu.
            - Spisałaś się na medal! – po ramieniu poklepuje mnie nasza kapitan, Ewelina Sieczka.
            - E tam… - na moje policzki wkrada się rumieniec – robiłam, co mogłam.
            - Jak zwykle skromna – komentuje Agata – za to zapraszam na piwko.
Jednak tylko część dziewczyn zgodziła się wyjść  nami do jednego z bialskich pubów. Bardziej doświadczone siatkarki wykręciły się, tłumacząc zmęczeniem czy chęcią spędzenia czasu ze swoimi pociechami. Tak więc została nas tylko piątka. Jako ostatnie kierujemy swoje kroki do szatni, gdzie szybko się przebieramy. Każda z nas zawiesza torbę na ramieniu, po czym opuszczamy halę. Pieszo kierujemy się do najbliższej knajpki, w której zamawiamy procentowe napoje.
Czas spędzony w klubie mija nam bardzo szybko. Komentujemy dopiero rozegrane spotkanie, a także wiele zabawnych sytuacji, do których dochodzi podczas treningów. Jednocześnie jest nam żal koleżanki z zespołu, której rehabilitacja potrwa na pewno kilka dni, a może nawet o wiele dłużej. Jak mówi nam sama poszkodowana, jest to tylko skręcona kostka, więc nic poważnego.
            - Zrobiłaś się jakaś nieobecna – Agata sprowadza mnie na ziemię.
            - Przepraszam, kochana – mówię – zamyśliłam się.
Dziewczyny uśmiechają się do mnie, a po chwili zaczynają całkiem przyjemną rozmowę dotyczącą ostatnio obejrzanych filmów. Jestem nią zaintrygowana do tego stopnia, że nie zauważam upływających minut. gdy zerkam na zegarek, jestem naprawdę zaskoczona. Tarcza urządzenia wskazuje północ. Nagle odczuwam też wzmagające się przemęczenie. Alkohol lekko szumi w mojej głowie, co sygnalizuje, że czas już kończyć świętowanie. Postanawiam więc wyjść przed lokal, gdzie wykonuję telefon do mojego ukochanego. Michał odbiera wręcz natychmiast i obiecuje, że niebawem się zjawi. Jeszcze na moment wracam do dziewczyn. W dłoniach jednak cały czas trzymam telefon, oczekując telefonu od Kubiego. Po upływie pół godziny przyjmujący wykonuje połączenie, którego nie odbieram. Żegnam się z dziewczynami, a po chwili znajduję się w jego służbowym samochodzie i wracamy do domu.


***


/ Kubi /


            Droga do domu mija nam w ekspresowym tempie. Drogi o tej godzinie są puste i tylko czasem mija nas mknący w drugą stronę samochód. Chociaż odległość od Jastrzębia do Bielska jest dość spora, jednak pokonanie jej w środku nocy nie stanowi dla mnie najmniejszego kłopotu i już po godzinie jesteśmy na miejscu. Niemal natychmiast udaje mi się znaleźć miejsce dla służbowego wozu. Pomagam swojej ukochanej wysiąść, po czym odbieram od niej treningową torbę. Siatkarka jest w dobrym humorze, a co za tym idzie, wciąż się śmieje. Udaje mi się zwrócić jej uwagę, gdy dochodzimy do naszego piętra. Michał chwalił się już, że Hania wróciła ze szpitala i rodzina w komplecie jest już w domu. Nie chcę, by któreś z dzieci się obudziło, a klubowy kolega robił mi później wyrzuty. Delikatnie kładę więc dłoń na jej ustach. Jagoda rozumie mój gest i cierpliwie czeka, aż otworzę kluczem drzwi naszego lokum. Kiedy udaje nam się wejść do środka od razu zrzucam z ramienia jej ciężką torbę. Już mam wejść w głąb mieszkania, kiedy dziewczyna przypiera mnie do ściany, składając na moich ustach namiętny pocałunek. Jestem zaskoczony jej zachowaniem, lecz odwzajemniam się. Z czasem pocałunki przepełnione są pożądaniem i jakimś dziwnym pragnieniem. Nie jestem pewien, co się ze mną dzieje, lecz ochoczo poddaję się całej sytuacji.
            - Pragnę cię – Jagoda szepce do mojego ucha, a jej głos pełen jest podniecenia.
Patrzę w oczy mojej pięknej brunetki, po czym uśmiecham się lubieżnie. Nie trwa to długo, gdyż już w kolejnym momencie ponownie wpijam się w jej usta, a nasze języki tańczą dziki taniec. Moje dłonie zaczynają błądzić po jej ciele, jak również pozbawiać ją ubrań. Także Jagoda zdejmuje ze mnie koszulkę, jak również szamocze się z klamrą paska od spodni. Swoje kroki kierujemy ku sypialni.
            - Mam nadzieję, że się mną zaopiekujesz? – pyta zalotnie.
            - A czy kiedykolwiek się tobą nie zajmowałem? – odpieram, unosząc brew.
            - Zajmowałeś, ale nigdy w taki sposób… - na jej twarzy pojawia się uśmiech.
Teraz jestem przekonany, że tego chce. A ja jestem w stanie dać jej to, czego oczekuje. Nasza zabawa coraz bardziej się zaostrza i nabiera rozpędu, gdy pozbawiam ją wszystkich ubrań.


-------------------------------------
Tym rozdziałem rozpoczynamy wakacje.
Życzę wszystkim udanego wypoczynku 
oraz niezapomnianych wrażeń! Do napisania
za dwa tygodnie!:)

10 komentarzy:

  1. Biedny Michał, teraz spadnie na nigo wiele obowiązków...

    OdpowiedzUsuń
  2. Michał będzie miał teraz sporo pracy, dobrze, że mama Hani przyjechała i mu pomoże.
    Jeśli tylko masz ochotę to zapraszam do mnie na nowe opowiadanie http://staramsiebyckimchceszwtedyopadamzsil.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to akcja się rozkręca! No i jest weszcie coś pozytywnego, czekam na kolejny! ; ***

    OdpowiedzUsuń
  4. Michałowi zdecydowanie życie rzuca kłody pod nogi, a czeka go jeszcze więcej trudności związanych z obowiązkami ojca i leczeniem Hanki. Strasznie mi żal, że Hania nie potrafi pokochać tego maleństwa, bo dziecko to wielki dar, a nie kula u nogi.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie podoba mi się zachowanie Hani. Ja rozumiem, że szok i w ogóle, ale przecież Michasia to jej córka, no! Oby Michał ją jakoś przekonał... Amoże sama się przekona?
    Kubiaki szaleją :D Gratulacje dla Jagódki za MVP :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Kompletnie nie rozumiem zachowania Hani przeciez to Jej corka i Lasko,owoc ich wspolnej milosci nie rozumiem...mam nadzieje ze zmadrzeje a Jagoda z Kubiakiem ladnie tam sobie poczynaja hehe...naprawde sie rozkrecili.

    OdpowiedzUsuń
  7. Juz czekam Marzenko na kolejny ciekawy i fascynujacy rozdzial ina dokonczenie wieczoru Jagody i Kubiaka;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Tobie tez Kochana niezapomnianych wakacji,slonca,cieplej wody,goracego piasku i dobrego wypoczynku!!!
    Odpoczywaj ladnie...
    ...ale nie zapomnij
    nas/Twoich
    czytelnikach
    ktorzy
    czekaja
    na
    kolejny
    rozdzial!!!

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozdrowionka;D
    Rozdzial suuuper!!!

    OdpowiedzUsuń
  10. Mam nadzieje, że Michałowi uda się pomóc Hani,a co do sceny Michała i Jagody - to czekam na rozwój wydarzeń :D

    OdpowiedzUsuń