Rozdział 11

/ Michał /


            Ostatnie dni są dla mnie wyjątkowo trudne. Wczorajszy mecz przeciwko Skrze dał nam wyjątkowo w kość. Robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, aby wygrać, jednak goście byli od nas dużo silniejsi. Dodatkowo w nocy Michasia znów miała kolki, czym spędziła mi sen z powiek. Teraz, kiedy dzień nabiera rozpędu, dzieci śpią, a ja wyglądam niczym jakiś duch. Sińce malujące się pod moimi oczyma świadczą o ogromnym zmęczeniu, jakie odczuwam. Korzystając z wolnego dnia, jaki otrzymaliśmy od trenera po wczorajszym spotkaniu, mam ochotę się położyć i chociaż trochę zdrzemnąć, by mieć później jakiekolwiek siły do opieki nad dziećmi. Niestety mama Hani wyjechała jakiś czas temu, więc zmuszony jestem radzić sobie sam. Jagoda i Kubiak ciężko trenują, więc staram się nie obarczać ich swoimi kłopotami, a na ukochaną nie mogę liczyć. Co prawda jej stan z każdym dniem się poprawia, lecz do pełnego wyzdrowienia jest jeszcze daleka droga. Bardzo trudno jest mi również pogodzić obowiązki zawodowe, a także te w domu. Każdego dnia staję na głowie, aby zjawić się na treningu, mieć czas dla dzieci i jeszcze trochę poświęcić swojej życiowej partnerce. Właśnie mam udać się na piętro naszego mieszkania, kiedy słyszę dzwonek do drzwi. Jestem tym zdziwiony, ponieważ nie spodziewam się żadnych gości, a przynajmniej nie z samego rana. Rezygnuję jednak ze swojego wcześniejszego pomysłu, po czym idę otworzyć. Na widok stojącej na korytarzu siostrzenicy uśmiecham się, robiąc jej przy okazji miejsce, aby mogła wejść do naszego mieszkania.
            - Widzę, że masz za sobą ciężką noc – zagaja, kiedy tylko znajdujemy się w kuchni.
            - Nawet nie wiesz, jak – wzdycham ciężko – napijesz się kawy?
            - Chętnie – Jagodzie nie trzeba dwa razy powtarzać propozycji.
Posyłam jej kolejny zmęczony uśmiech, po czym zabieram się do zaparzenia ożywczego napoju. W okamgnieniu na kuchennym blacie znajdują się dwa klubowe kubki, a w nich kawa. Wlany do naczyń wrzątek roznosi aromat napoju po całym pomieszczeniu. Brakuje jeszcze cukru. Wyjmuję zatem jeden ze słoików stojących w szafce, by po upływie paru sekund wsypać odpowiednie ilości do każdego z kubków. Jeden z nich stawiam przed Jagodą, która niemal natychmiast bierze naczynie do rąk, by upić łyk napoju.
            - Tfu! – dziewczyna szybko wypluwa znajdującą się w jej buzi ciecz – na pewno wsypałeś cukier do tego kubka? – pyta z grymasem na twarzy.
            - No… tak – odpowiadam lekko stropiony.
            - Jak to jest cukier, to ja jestem siatkarką na wszystkich pozycjach! – wykrzykuje – spróbuj tej swojej pysznej kawy!
Biorę zatem kubek w dłonie i pociągam łyk, ciepłego jeszcze, napoju. W kilka sekund później wypluwam kawę tak samo, jak Jagoda, lekko się przy tym krztusząc. Zamiast czegoś, co postawiłoby mnie na nogi po ciężkiej nocy, mam obrzydliwą kawę, której nie można wypić. Jestem wręcz genialny! Jak mogłem wsypać do kawy sól, zamiast cukru?! Moje zmęczenie jest już tak ogromne, że ledwo kontaktuję, nie mówiąc o procesie, zwanym myśleniem. Po krótkiej chwili moja siostrzenica podnosi się z krzesła, zabierając ze sobą kubki. W okamgnieniu wylewa do zlewu słoną kawę, starając się zaparzyć nową. Jednak młoda siatkarka rezygnuje z tego pomysłu. Zamiast zrobić kolejny aromatyczny napój, kieruje się do góry, aby zabrać dzieci do salonu. Śpiącą Michasię układa w kołysce, Arka lokuje natomiast na sofie w jego ulubionym miejscu. Później spogląda na mnie znacząco, lecz ja nie odczytuję tego, co chce mi przekazać.
            - Nie żartuj, że nie wiesz, o co mi chodzi – Jagoda mówi do mnie z groźną miną.
            - Proszę, nie każ mi myśleć – odpowiadam błagalnym tonem.
            - W porządku – posyła mi uśmiech – idziesz teraz na górę, żeby się położyć.
Jestem ogromnie wdzięczny dziewczynie za to, iż wydała mi takie polecenie. Celowo przeniosła dzieci do salonu, żeby ich płacz mnie nie obudził, co daje możliwość chociaż krótkiego odpoczynku. Z trudem stawiam stopy na kolejnych stopniach schodów, wiodących na górną kondygnację naszego lokum. Moje kroki są bardzo chwiejne, co tylko pokazuje, jak bardzo potrzebny jest krótki sen. Mija dosyć sporo czasu, zanim udaje mi się dotrzeć na miejsce. Drzwi naszej sypialni są zamknięte, a zatem Hania przeżywa kolejne trudne chwile, co pozbawia mnie szans na położenie się we własnym łóżku. Zmuszony jestem udać się do pokoju zajmowanego przez dzieci, w którym stoi spora kanapa. Ostatnio to ona stanowi miejsce mojego spoczynku, gdyż z powodu dolegliwości córeczki ktoś musi przy niej czuwać. Nic więc dziwnego, że udaję się właśnie tutaj. Moja pościel jest rozrzucona na wspomnianej sofie, dzięki czemu nie muszę się fatygować, aby ją rozłożyć. Zrzucam jeszcze ze stóp ciepłe kapcie, po czym układam się w wygodnej pozycji. Mija zaledwie kilka minut, a ja z uśmiechem na twarzy pozwalam się poprowadzić do krainy Morfeusza, na co od dawna czekałem.


***


/ Jagoda /


            W ciągu ostatniego tygodnia bardzo często wracałam z treningów niesamowicie zmęczona. Z trudem prowadziłam samochód i jestem zdziwiona, że jeszcze nie miałam żadnej kolizji. Po powrocie natychmiast kładłam się w sypialni, przez co bardzo mało czasu poświęcałam mojemu Michałowi. Przyjmujący z każdym dniem chodzi coraz bardziej zdenerwowany, a nasze rozmowy są jedynie wymianą krótkich informacji. Zdarzają się również dni, kiedy siatkarz nie zaszczyca mnie nawet jednym słowem, nie chcąc wytłumaczyć, dlaczego tak się dąsa. Dzisiaj jest podobnie. Gdy pytam, czy widział moje nakolanniki, wykonuje głową jakiś nieokreślony ruch. Już mnie to irytuje, bo Kubiak zachowuje się jak rozkapryszone dziecko, któremu rodzice zabronili wyjść na podwórko z kolegami. Mam już serdecznie dosyć jego milczenia! Czasem mam wrażenie, że Arek i Michasia więcej rozumieją, niż on i są bardziej rozmowni.
            - Możesz z łaski swojej w końcu się do mnie odezwać?! – nieoczekiwanie wybucham.
            - Nie – jego odpowiedź jest bardzo krótka.
            - To może chociaż powiesz mi, dlaczego? – pytam zaczepnie.
            - A może przeprowadź się do sąsiedniego mieszkania? – odpowiada pytaniem na pytanie.
Czyżby Kubiak był zazdrosny o to, że pomagam wujkowi w opiece nad dziećmi, bo ten sam sobie nie radzi? Tego kabaretu jeszcze nie grali. Dobrze wie, że rodzina jest dla mnie bardzo ważna, treningi i gra w klubie, również. Ja mu zresztą nie wytykam, kiedy idzie z kolegami na piwo, czy wraca zmęczony po zajęciach i od razu idzie się położyć. Ja również mam swoje życie sportowe, a do tego obiecałam wujkowi, iż w miarę swoich możliwości będę starała się zaopiekować maluchami. Chociaż ten mimo wszystko uważa, że nie powinien obarczać mnie swoimi kłopotami. Jednakże Kubiak przegina. Po prostu przegina. Jestem wściekła na przyjmującego. Zupełnie nie potrafi zrozumieć, że ja muszę pomóc zarówno Hani, jak i Michałowi. Gdyby nie oni, mój partner mógłby odwiedzać teraz cmentarz, a także zostawiać kwiaty na moim grobie. Tym bardziej nie rozumiem jego zachowania, o czym nie zapominam mu wspomnieć.
            - Lepiej przemyśl swoje zachowanie – ucinam tą nieprzyjemną wymianę zdań – a teraz idę przejąć Michała w opiece nad dziećmi, bo zdaje się, że macie trening – dodaję.
            - Przepraszam, kochanie – siatkarz wydaje się być skruszony – poniosło mnie…
            - Skoro tak, to zastanów się dwa razy, zanim zaczniesz być zazdrosny o to, że opiekuję się dzieciakami Michała i Hani. Dobrze wiesz, że ona nie jest w stanie wyjść z łóżka, a co dopiero przypilnować dwa całkiem niewinne szkraby.
            - Masz rację – odpowiada, po czym opuszcza kuchnię.

Mam nadzieję, że siatkarz zrozumie swój błąd i nie będzie już tak zazdrosny. Wierzę w jego uczucia, ale zazdrość nie jest niczym dobrym. Zwłaszcza, że dzieci nie są niczemu winne i zasługują na to, aby ktoś poświęcał im czas. Każdego dnia liczę również na to, iż Hania szybko wyzdrowieje i będzie w stanie zająć się tymi naprawdę uroczymi maluszkami. Nawet, gdybym chciała, nie dam rady zastąpić im mamy. Na przemyślenia również będę miała czas, tak jak mój ukochany. Teraz jednak szybciutko zmieniam strój i biegnę do sąsiedniego mieszkania, żeby panowie nie spóźnili się na zajęcia, za co trener jest gotowy ich udusić. No, a ja mam popołudnie dla siebie i maluchów, z czego ogromnie się cieszę.

4 komentarze:

  1. mam nadzieje ze z Hania będzie lepiej;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpoczynek dla Michała to dar z nieba, a wsparcie Jagody jest mu potrzebne. Jeśli Kubiak ma jakieś wąty to niech zachowuje się jak czlowiek i rozmawia, a nie udaje księcia z bajki!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobry rozdział :) czasami dwa maluchy potrafią k namieszać i wymęczyć człowieka. I Kubiak jaki wybuchowy :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko i córko Kubiakko jaki zazdrośnik i wkurzony na maxa...hehe;D
    Skacze do kolejnego rozdzialu.

    OdpowiedzUsuń