Rozdział 13

/ Kubi /


            Sterty brudnych ubrań, rozrzucone wszędzie buty i treningowe akcesoria to wszystko, co widzę w sobotni wieczór. Również w kuchni piętrzą się nieumyte talerze, czy inne naczynia. Nawet nie bardzo jest w czym zaparzyć sobie popołudniową kawę. Wygrzebuję więc z szafki ostatni czysty kubek, po czym nastawiam wodę. Wykonuję jeszcze kilka innych czynności koniecznych do zaparzenia gorącego naparu. Właśnie mam zalać wspomnianą kawę wrzątkiem, gdy otwierają się drzwi naszego mieszkania. W progu staje Jagoda. Moja dziewczyna miała wrócić dopiero jutro, więc jestem zaskoczony jej obecnością. Stoję jak skamieniały, trzymając w dłoni czajnik z wrzątkiem, mając z pewnością idiotyczną minę. Między nami zapada dosyć kłopotliwe i pełne napięcia milczenie. Zostaje ono przerwane przez dziewczynę, która jest przerażona tym, co widzi po powrocie do domu.
            - Kubiak! – z jej krtani wydobywa się krzyk – zdurniałeś do reszty?!
            - Co się stało, kochanie? – doskonale wiem, co siatkarka ma na myśli, jednak udaję głupiego.
            - Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz, że nie wiesz, o co chodzi?!
            - Kiedy ja naprawdę nie wiem, czym się tak denerwujesz – przybieram jak najbardziej niewinny wyraz twarzy.
            - Takiego syfu jeszcze tutaj nie było, to mam na myśli! – Jagoda jest coraz bardziej wściekła.
            - Przecież nie ma tu żadnego bałaganu! – odpowiadam.
            - Nie było mnie raptem trzy dni, a ty tak zapuściłeś mieszkanie! – siatkarka jest coraz bardziej zdenerwowana.
            - A ty niby jesteś taką perfekcyjną panią domu?! – krzyczę, wiedząc już, że przesadziłem.
Z każdą chwilą twarz Jagody robi się coraz bardziej czerwona. W pewnym momencie przybiera nawet purpurowy kolor. W jej oczach igrają niebezpieczne ogniki, a siatkarka coraz bardziej podnosi na mnie głos. Na początku próbuję zachować spokój, jednak kolejne zarzuty z ust młodej przyjmującej zupełnie wyprowadzają mnie z równowagi. Z trzaskiem odstawiam więc trzymany w dłoni kubek na najbliższy blat w naszej kuchni. Część jego zawartości rozlewa się, jednak teraz zupełnie nie zwracam na to uwagi.
            - A jak ty bałaganisz tymi swoimi mazidłami w całej łazience, to może być! – w końcu nie wytrzymuję – człowiek nie może później nawet maszynki do golenia znaleźć!
            - Nie możesz jej znaleźć, bo sam nigdy nie pamiętasz, gdzie ją odkładasz! – Jagoda nie pozostaje mi dłużna i natychmiast posyła swoją ciętą ripostę – poza tym sprzątam po sobie wszystkie kosmetyki!
            - Jeśli ty sprzątasz, to ja mogę przyznać sobie MVP sezonu!
Nasza wymiana zdań coraz bardziej się zaostrza. Jagoda wytacza przeciw mnie kolejne argumenty opowiadające się za tym, iż nie potrafię utrzymać porządku podczas jej kilkudniowego wyjazdu. Ja natomiast odpieram wszystkie je, dając dziewczynie do zrozumienia, że na nic się zdadzą jej nerwy i próba wpłynięcia na mnie. Słowem: obydwoje jesteśmy bardzo uparci i żadne z nas nie da sobie wytłumaczyć racji tej drugiej osoby. W końcu moja dziewczyna nie wytrzymuje. Zabiera z wieszaka swoją małą torebkę, w której trzyma jedynie podstawowe rzeczy, konieczne do wyjścia na przykład na imprezę. Ja jednak zupełnie nie przejmuję się jej zachowaniem. Nie mam więc zamiaru pytać, gdzie się wybiera, ani o której godzinie wróci. Jak przyjdzie, to będzie. Ja na pewno pierwszy nie ustąpię.


***


/ Hania /


            Chłodne, ale słoneczne dni tak, jak dzisiaj zachęcają do wyjścia na spacer. Jest już późna jesień, jednak w parku można spotkać wiele młodych matek przechadzających się wraz ze swoimi pociechami. Również ja korzystam z cudownej pogody, jaka panuje dzisiaj w mieście. Dlatego też wpadam na pomysł, aby udać się z Michasią na spacer. Chętnie zabrałabym także Arka, jednak mój starszy synek jest nieco przeziębiony, a ja nie chciałabym ryzykować zapalenia płuc lub innego paskudztwa. Już raz przez to przechodziliśmy, więc robię wszystko, co mogę, żeby zapobiec jakiejkolwiek dolegliwości u mojego kochanego synka. Poza tym Michał ma dziś wolne, a co za tym idzie, może zająć się chłopcem. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna, bo nie chcę fatygować niepotrzebnie partnerek jego kolegów lub w ogóle prosić o czyjąś pomoc w opiece nad przeziębionym malcem. Większość z nich również prowadzi domy, a także opiekuje się dziećmi. Każda z nich ma również swoje kłopoty. Po co więc ja mam dokładać jeszcze komuś zmartwień? Właśnie wyjmuję naszą córeczkę z jej łóżeczka z zamiarem ubrania i przygotowania do wyjścia. Nim jednak przygotowuję potrzebne ubranka, biorę w dłoń butelkę z posiłkiem naszej królewny. Dziewczynka łapczywie przysysa się do smoczka i bez większych problemów wypija całe mleko. Jestem tym szczerze zdziwiona, ale także dumna. Nigdy nie spodziewałabym się, że zaledwie kilkutygodniowe niemowlę może mieć aż taki apetyt! Misia odziedziczyła to chyba po swoim tacie – mówię do siebie w myśli, odstawiając przy tym butelkę. Nie czekając dłużej, ubieram ciepło nasze maleństwo, po czym schodzę na dół. Trzymając ją na rękach kieruję swoje kroki do salonu, w którym mój ukochany ogląda jakiś film.
            - Michaś – zwracam się do niego z uśmiechem – zabiorę małą na spacer, a ty zostaniesz z Arkiem, co?
            - Wiesz, że chętnie – odpowiada niemalże natychmiast – przynajmniej się przewietrzycie – dodaje.
Po tych słowach posyłam mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki mnie stać. Już od ponad roku jestem mu ogromnie wdzięczna za to wszystko co robi dla mnie i dzieci. Teraz atakujący podąża za mną bez słowa do przedpokoju i bierze małą, żebym ja spokojnie mogła włożyć buty i płaszcz. Dla świętego spokoju owijam jeszcze szyję wełnianym szalikiem. Kiedy w oczach Michała dostrzegam aprobatę, zabieram z jego rąk naszą córeczkę, a później składam delikatny pocałunek na jego policzku. W kilka sekund później udaje mi się zejść na parter, gdzie w przedsionku prowadzącym do piwnic stoi wózek naszego maleństwa. Zaledwie kilka sekund zajmuje mi ułożenie i okrycie maleństwa ciepłym kocem. Nie zapominam również o podaniu jej misia, którego w szpitalu przynieśli jej Damian z Kingą. Gdy wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, możemy wreszcie wyjść i cieszyć się ostatnimi promieniami jesiennego słońca.


***


            Parkowe alejki pełne są spacerujących kobiet i wesoło biegających dzieci. Ubrane w ciepłe kurtki i czapki maluchy chętnie bawią się jeszcze na placu zabaw, czy biegają za gołębiami. Ja natomiast spokojnie przemierzam parkowe alejki, popychając przed sobą wózek ze śpiącą córeczką. Kiedy przechodzę obok budynku miejscowej biblioteki, zauważam jakąś znajomą postać. W pierwszej chwili trudno jest mi przypomnieć sobie, kto opuszcza wspomniany gmach ze stertą książek, trzymaną w dłoniach. Kto to może być? – zadaję sobie w myślach pytanie. Kobieta jest jakaś dziwnie znajoma. Chociaż znajduję się od niej spory kawałek, to nadal mam wrażenie, że już ją gdzieś widziałam. Im bliżej podchodzę, tym bardziej utwierdzam się w swoim przekonaniu. Aż w końcu identyfikuję wspomnianą postać.
            - Kinga?! – nie ukrywam swojego zdumienia, kiedy podchodzę do blondynki.
            - Hania?! – jej reakcja jest podobna do mojej – co ty tu robisz?!
            - Spaceruję – odpowiadam ze śmiechem.
Na twarzy mojej znajomej maluje się przede wszystkim niedowierzanie. Nie da się ukryć, że wygląda przynajmniej tak, jakby zobaczyła ducha. Właściwie to nic dziwnego, skoro przez ostatni miesiąc prawie nie wychodziłam z domu. No, może na wizyty u psychologa. Jednak nic poza tym. Dopiero dzisiaj po raz pierwszy odważyłam się wyjść poza mury naszego mieszkania i spędzić trochę czasu z młodszym maleństwem.
            - Jak się czujesz? – Kinga przerywa milczenie po długiej chwili.
            - Muszę powiedzieć, że całkiem nieźle – odpieram, posyłając w jej stronę uśmiech.
            - To świetnie! – żona jastrzębskiego libero wybucha ogromnym entuzjazmem.
Przez kolejne minuty rozmawiamy o wszystkim i niczym. Naszym rozmowom towarzyszy natomiast dobry humor przeplatany częstymi wybuchami śmiechu. W pewnej chwili Kinga wkłada swoje książki do dużej torby. Sprawia wrażenie, jakby było jej zbyt zimno w dłonie, jednak ona wcale nie zamierza szukać rękawiczek, czy chować rąk do kieszeni kurtki. Zamiast tego pyta mnie, czy może popchnąć wózek z małą Michasią. Bez chwili wahania zgadzam się, ustępując jej miejsca. Nadal spacerujemy, już kolejny raz okrążając fontannę i inne znajdujące się w parku obiekty. Nie spostrzegamy nawet, kiedy robi się chłodniej, a z nieba zaczynają padać pierwsze krople jesiennego deszczu.
            - Czas już chyba wracać – mówię z dosyć smutną miną.
            - Chyba przyniosłam ci pecha – Kinga próbuje obrócić wszystko w żart – ale mam właściwie pomysł – dodaje.
            - Co takiego wymyśliłaś? – pytam zaciekawiona.
            - Zapraszam na kawkę do nas – kobieta posyła mi zupełnie szczery uśmiech.
            - A… ale… ja nie wiem, co powiedzieć – jestem bardzo zaskoczona jej propozycją.
            - Nic – pani Wojtaszek jest bardzo bezpośrednia – po prostu się zgódź.
            - Dobrze już – również się uśmiecham – pozwolisz tylko, że skontaktuję się z Michałem i powiem mu, gdzie się wybieram?
            - Jasne.
Przez chwilę zostawiam córkę pod jej opieką, a sama kieruję kroki w nieco bardziej zaciszne miejsce. Tam wykonuję telefon do ukochanego, który nadal opiekuje się Arkiem. Siatkarz jest zdziwiony, że nie ma mnie już drugą godzinę. Jednak, kiedy wszystko mu wyjaśniam, jest zadowolony i mówi mi, żebym się nie spieszyła. Po zakończeniu tej rozmowy wracam do Kingi, przejmując od niej tym samym wózek z małą. Relacjonuję również swoją rozmowę z Michałem. Blondynka jest zadowolona z jej przebiegu, co oznajmia kolejnym wybuchem niepohamowanego entuzjazmu, który udziela się również mnie. W chwilę później znowu się do mnie uśmiecha i wspólnie kierujemy się w stronę mieszkania państwa Wojtaszków.


***


/ Jagoda /


            Wściekła do granic możliwości opuszczam nasze mieszkanie. Szybko zbiegam na parter, robiąc na klatce schodowej sporo hałasu. Teraz jednak nie zwracam na to najmniejszej uwagi. Im dalej od Kubiaka, tym lepiej! Zupełnie nie mogę zrozumieć, z jakim palantem się związałam. To egoistyczny, zadufany w sobie palant! Zastanawiam się nawet, czy nie było by lepiej, gdybyśmy się rozstali. On mógłby sobie wtedy bałaganić bez przeszkód, a ja nie musiałabym przechodzić przez sceny zazdrości, które robi mi, gdy tylko opiekuję się Michasią i Arkiem. Kiedy sobie o tym przypominam, wszystko się we mnie gotuje. To właśnie dlatego odpycham od siebie nieprzyjemne myśli, wyjmując z torebki telefon. Patrząc na jego wyświetlacz spodziewałam się co najmniej kilku nieodebranych połączeń od Kubiaka, a tu proszę. Nawet jednego. Jeśli chce iść w zaparte, proszę bardzo. Ja pierwsza nie wyciągnę do niego ręki na zgodę, bo nic mu nie zrobiłam. Ale dość. Koniec myślenia na ten temat. Zamiast rozważać sytuację, która wydarzyła się kilkanaście minut temu, wybieram ze spisu numer Agaty. Bardzo szybko kontaktuję się z Qlką, wpadając przy okazji na pomysł wyjścia do klubu.
            - No hej, Jagódka – dziewczyna mówi wesoło po nawiązaniu połączenia – co cię trapi? – dodaje z niewymuszoną radością w głosie.
            - Mnie? Nic… - odpowiadam niemal natychmiast – ale co powiesz na to, żeby pójść do klubu i chociaż trochę się wyszaleć?
            - Hmm… - Agata udaje, że się zastanawia – bardzo chętnie! – Zadzwonię może jeszcze do Sieki i Gabi, jak myślisz?
            - Jasne! – tym razem to ja uśmiecham się do słuchawki – im więcej nas będzie, tym lepiej – nie ukrywam swojego zadowolenia.
            - Okej, w takim razie gdzie się widzimy? – tym razem to Qlka zadaje bardzo ważne pytanie.
            - O tym nie pomyślałam – śmieję się – co powiesz na Explozję?
            - Jestem jak najbardziej za – Agata odpowiada właściwie od razu – do zobaczenia!
            - No pa! – odpowiadam, kończąc przy okazji połączenie.
Po rozmowie z moją najlepszą przyjaciółką uświadamiam sobie, że przecież wcale nie mam tak blisko do klubu i jakoś trzeba będzie się tam dostać. Nie chcę jechać tam samochodem, ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że nie będę bawiła się na trzeźwo. Natomiast prowadzić pod wpływem alkoholu też nie chcę. Nie ukrywam także, iż jest trochę za daleko, aby iść pieszo. Zostają mi już tylko dwa wyjścia. Albo skorzystam z komunikacji miejskiej, albo zadzwonię po taksówkę. Pierwsza opcja zupełnie nie wchodzi w grę, więc zostaje mi już tylko wykonanie kolejnego telefonu. W kilka minut później przed nasz blok podjeżdża samochód oznakowany logo jednej z korporacji, świadczącej usługi transportowe. Bez wahania podaję kierowcy adres klubu, jak również płacę za kurs. Mężczyzna jest wyraźnie zadowolony z takiej formy płatności i bez większych problemów zgadza się dowieść mnie na miejsce, co zajmuje zaledwie kilka minut. Kiedy dostaję się do tej części miasta, żegnam się, dziękując mu za wykonanie kursu. Przed dyskoteką natomiast czeka Agata z dziewczynami.
            - No to jesteśmy w komplecie – Qlka całuje mnie w policzek na powitanie.
            - Ja nic nie wiem, żeby ktoś jeszcze miał dołączyć – mówię ze śmiechem.
            - I my też nie! – Gabi i Ewelinie udzielił się dobry nastrój – to jak, idziemy? – Sieczka wydaje z siebie radosny okrzyk.
            - Tak jest, kapitanie! – odpowiadamy chórem, kierując swoje kroki do wnętrza klubu.


***


            Impreza udaje się nadzwyczaj dobrze. Czas spędzony w towarzystwie dziewczyn na pewno nie jest stracony. Wręcz przeciwnie – udało mi się opanować nerwy, jakie towarzyszyły mi po wyjściu z domu. Teraz czuję się znacznie lepiej, chociaż wypity alkohol zaczyna mi szumieć w głowie. Jednak zupełnie nie zwracam na to uwagi. Nie chwieję się, jak typowy pijaczyna, więc wszystko jest w porządku. Miejscowa dyskoteka zaczyna pustoszeć. Kolejne pary i grupy wychodzą na zewnątrz, gdzie zapewne czeka już na nich transport. My również się ewakuujemy. Agata zabiera dziewczyny do swojego samochodu, zapewniając im tym samym bezpieczny powrót. Libero jako jedyna bawiła się, pijąc, pozbawione procentów, napoje, więc bez przeszkód może usiąść za kierownicą swojego niewielkiego pojazdu.
            - Jagoda? – koleżanka zaczepia mnie tuż po tym, ja sięgam po telefon – nie trzeba cię czasami odwieźć? – pytanie zostaje zadane, zanim udaje mi się zrozumieć jego sens – nie wyglądasz najlepiej…
            - Nic mi nie jest, Agatko – odpowiadam, próbując wybrać właściwy numer.
            - No właśnie widzę – libero mówi z przekąsem – nie dyskutuj, odstawię cię.
Zanim zdążę w jakikolwiek sposób zareagować, koleżanka ciągnie mnie w stronę swojego samochodu, otwierając drzwi po stronie pasażera. Pozostałe dziewczyny siedzą z tyłu, więc wspomniane miejsce czekało właśnie na mnie. Kiedy wsiadam i zapinam pasy bezpieczeństwa, Sawicka patrzy na mnie z zadowoleniem, odpalając silnik. Docieram do domu tak samo szybko, jak pojawiłam się w klubie, co jest mi w zasadzie bardzo na rękę. Kiedy Agata zatrzymuje pojazd na parkingu przed blokiem, mozolnie wygrzebuję się na zewnątrz. Jeszcze raz dziękuję przyjaciółce za odwiezienie, po czym kieruję się w stronę naszego lokum, gdzie natychmiast położę się do łóżka. Jednak to nic bardziej mylnego, gdyż w naszym salonie siedzi Kubiak, wyraźnie na coś czekając.
            - Nie myślałaś, żeby skończyć imprezę trochę wcześniej? – pyta, kiedy zrzucam ze stóp buty – martwiłem się o ciebie.
            - Ty się martwiłeś? – w moim głosie można dostrzec ironię – nie możliwe!
            - Jagoda, pogadajmy – z ust przyjmującego wydobywa się błagalna prośba.
            - Na pewno nie teraz  - prycham – idę spać!

Wydaje mi się, że Kubiak chce jeszcze coś powiedzieć, lecz nie daję mu na to najmniejszych szans trzaskając drzwiami naszej sypialni. Nie zdejmując nawet ubrań kładę się  na łóżku, od razu udając się do krainy Morfeusza na upragniony odpoczynek.

------------------------------------

Chciałabym podziękować wszystkim za taką dużą ilość wejść 
oraz wszystkie miłe słowa, jakie przeczytałam pod poprzednią 
częścią. Dziękuję, że jesteście i mam nadzieję, że będzie Was 
przybywać! :)

11 komentarzy:

  1. jagoda powinna porozmawiać z Michałem a nie jechać na imprezę. problemy powinno rozwiązywać się od razu a nie zostawiać na później. z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kubia bałaganier :D

    OdpowiedzUsuń
  3. to jest cudowne! Jedno z najlepszych opowiadań jakie udało mi się czytać. Mam nadzieję, że Michał z Jagodą wszystko sobie wyjaśnią. :) Zapraszam także do mnie:
    http://zagubieni-po-raz-pierwszy.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Nio Jagodka czasami powinna mimo wszystko isc na kompromis,wiadomo Kubiakko uparty zazdrośnik i narwowy ale taki jego urok;D wie ze przegial ale musza pogadać.

    OdpowiedzUsuń
  5. Marzenko teraz oficjalnie mogę powiedzieć ze zaleglosci mam nadrobione i czekam na kolejny rozdzial tej pięknej historii.Niech Ci wena dopisuje i jak zwykle niech Twoje rozdzialy będą ciekawe i zaskakujące.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeszcze raz dziękuję Ci, że przeczytałaś to wszystko i zostawiłaś po sobie tyle rewelacyjnych komentarzy. Czuję się naprawdę zmotywowana, żeby dodać tutaj nowość. Liczę na to, że w sobotę się tu zameldujesz, bo jak nie, to chyba będę musiała pogrozić palcem :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe...nio musze regularnie czytac Twoje dzielo a nie raz od swieta.

      Usuń
    2. Zrobię wszystko, co mogę, żeby odcinki pojawiały się regularnie :)

      Usuń
  7. fajne opowiadanko,fajnie się czytalo.

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziekuje za motywacje do przeczytania opowiadanka!

    OdpowiedzUsuń