/ Kubi /
Sterty brudnych ubrań, rozrzucone wszędzie buty i
treningowe akcesoria to wszystko, co widzę w sobotni wieczór. Również w kuchni
piętrzą się nieumyte talerze, czy inne naczynia. Nawet nie bardzo jest w czym
zaparzyć sobie popołudniową kawę. Wygrzebuję więc z szafki ostatni czysty
kubek, po czym nastawiam wodę. Wykonuję jeszcze kilka innych czynności
koniecznych do zaparzenia gorącego naparu. Właśnie mam zalać wspomnianą kawę
wrzątkiem, gdy otwierają się drzwi naszego mieszkania. W progu staje Jagoda.
Moja dziewczyna miała wrócić dopiero jutro, więc jestem zaskoczony jej
obecnością. Stoję jak skamieniały, trzymając w dłoni czajnik z wrzątkiem, mając
z pewnością idiotyczną minę. Między nami zapada dosyć kłopotliwe i pełne
napięcia milczenie. Zostaje ono przerwane przez dziewczynę, która jest
przerażona tym, co widzi po powrocie do domu.
- Kubiak! – z jej krtani wydobywa się krzyk – zdurniałeś
do reszty?!
- Co się stało, kochanie? – doskonale wiem, co siatkarka
ma na myśli, jednak udaję głupiego.
- Jesteś taki głupi, czy tylko udajesz, że nie wiesz, o
co chodzi?!
- Kiedy ja naprawdę nie wiem, czym się tak denerwujesz –
przybieram jak najbardziej niewinny wyraz twarzy.
- Takiego syfu jeszcze tutaj nie było, to mam na myśli! –
Jagoda jest coraz bardziej wściekła.
- Przecież nie ma tu żadnego bałaganu! – odpowiadam.
- Nie było mnie raptem trzy dni, a ty tak zapuściłeś
mieszkanie! – siatkarka jest coraz bardziej zdenerwowana.
- A ty niby jesteś taką perfekcyjną panią domu?! –
krzyczę, wiedząc już, że przesadziłem.
Z każdą chwilą twarz
Jagody robi się coraz bardziej czerwona. W pewnym momencie przybiera nawet
purpurowy kolor. W jej oczach igrają niebezpieczne ogniki, a siatkarka coraz
bardziej podnosi na mnie głos. Na początku próbuję zachować spokój, jednak
kolejne zarzuty z ust młodej przyjmującej zupełnie wyprowadzają mnie z
równowagi. Z trzaskiem odstawiam więc trzymany w dłoni kubek na najbliższy blat
w naszej kuchni. Część jego zawartości rozlewa się, jednak teraz zupełnie nie
zwracam na to uwagi.
- A jak ty bałaganisz tymi swoimi mazidłami w całej
łazience, to może być! – w końcu nie wytrzymuję – człowiek nie może później nawet
maszynki do golenia znaleźć!
- Nie możesz jej znaleźć, bo sam nigdy nie pamiętasz,
gdzie ją odkładasz! – Jagoda nie pozostaje mi dłużna i natychmiast posyła swoją
ciętą ripostę – poza tym sprzątam po sobie wszystkie kosmetyki!
- Jeśli ty sprzątasz, to ja mogę przyznać sobie MVP
sezonu!
Nasza wymiana zdań
coraz bardziej się zaostrza. Jagoda wytacza przeciw mnie kolejne argumenty
opowiadające się za tym, iż nie potrafię utrzymać porządku podczas jej
kilkudniowego wyjazdu. Ja natomiast odpieram wszystkie je, dając dziewczynie do
zrozumienia, że na nic się zdadzą jej nerwy i próba wpłynięcia na mnie. Słowem:
obydwoje jesteśmy bardzo uparci i żadne z nas nie da sobie wytłumaczyć racji
tej drugiej osoby. W końcu moja dziewczyna nie wytrzymuje. Zabiera z wieszaka
swoją małą torebkę, w której trzyma jedynie podstawowe rzeczy, konieczne do
wyjścia na przykład na imprezę. Ja jednak zupełnie nie przejmuję się jej
zachowaniem. Nie mam więc zamiaru pytać, gdzie się wybiera, ani o której
godzinie wróci. Jak przyjdzie, to będzie. Ja na pewno pierwszy nie ustąpię.
***
/ Hania /
Chłodne, ale słoneczne dni tak, jak dzisiaj zachęcają do
wyjścia na spacer. Jest już późna jesień, jednak w parku można spotkać wiele
młodych matek przechadzających się wraz ze swoimi pociechami. Również ja
korzystam z cudownej pogody, jaka panuje dzisiaj w mieście. Dlatego też wpadam
na pomysł, aby udać się z Michasią na spacer. Chętnie zabrałabym także Arka,
jednak mój starszy synek jest nieco przeziębiony, a ja nie chciałabym ryzykować
zapalenia płuc lub innego paskudztwa. Już raz przez to przechodziliśmy, więc
robię wszystko, co mogę, żeby zapobiec jakiejkolwiek dolegliwości u mojego
kochanego synka. Poza tym Michał ma dziś wolne, a co za tym idzie, może zająć
się chłopcem. Jestem mu za to ogromnie wdzięczna, bo nie chcę fatygować
niepotrzebnie partnerek jego kolegów lub w ogóle prosić o czyjąś pomoc w opiece
nad przeziębionym malcem. Większość z nich również prowadzi domy, a także
opiekuje się dziećmi. Każda z nich ma również swoje kłopoty. Po co więc ja mam
dokładać jeszcze komuś zmartwień? Właśnie wyjmuję naszą córeczkę z jej łóżeczka
z zamiarem ubrania i przygotowania do wyjścia. Nim jednak przygotowuję
potrzebne ubranka, biorę w dłoń butelkę z posiłkiem naszej królewny.
Dziewczynka łapczywie przysysa się do smoczka i bez większych problemów wypija
całe mleko. Jestem tym szczerze zdziwiona, ale także dumna. Nigdy nie
spodziewałabym się, że zaledwie kilkutygodniowe niemowlę może mieć aż taki
apetyt! Misia odziedziczyła to chyba po swoim tacie – mówię do siebie w myśli,
odstawiając przy tym butelkę. Nie czekając dłużej, ubieram ciepło nasze
maleństwo, po czym schodzę na dół. Trzymając ją na rękach kieruję swoje kroki
do salonu, w którym mój ukochany ogląda jakiś film.
- Michaś – zwracam się do niego z uśmiechem – zabiorę
małą na spacer, a ty zostaniesz z Arkiem, co?
- Wiesz, że chętnie – odpowiada niemalże natychmiast –
przynajmniej się przewietrzycie – dodaje.
Po tych słowach posyłam
mu najpiękniejszy uśmiech, na jaki mnie stać. Już od ponad roku jestem mu
ogromnie wdzięczna za to wszystko co robi dla mnie i dzieci. Teraz atakujący
podąża za mną bez słowa do przedpokoju i bierze małą, żebym ja spokojnie mogła
włożyć buty i płaszcz. Dla świętego spokoju owijam jeszcze szyję wełnianym
szalikiem. Kiedy w oczach Michała dostrzegam aprobatę, zabieram z jego rąk
naszą córeczkę, a później składam delikatny pocałunek na jego policzku. W kilka
sekund później udaje mi się zejść na parter, gdzie w przedsionku prowadzącym do
piwnic stoi wózek naszego maleństwa. Zaledwie kilka sekund zajmuje mi ułożenie
i okrycie maleństwa ciepłym kocem. Nie zapominam również o podaniu jej misia,
którego w szpitalu przynieśli jej Damian z Kingą. Gdy wszystko jest już dopięte
na ostatni guzik, możemy wreszcie wyjść i cieszyć się ostatnimi promieniami
jesiennego słońca.
***
Parkowe alejki pełne są spacerujących kobiet i wesoło
biegających dzieci. Ubrane w ciepłe kurtki i czapki maluchy chętnie bawią się
jeszcze na placu zabaw, czy biegają za gołębiami. Ja natomiast spokojnie
przemierzam parkowe alejki, popychając przed sobą wózek ze śpiącą córeczką.
Kiedy przechodzę obok budynku miejscowej biblioteki, zauważam jakąś znajomą
postać. W pierwszej chwili trudno jest mi przypomnieć sobie, kto opuszcza
wspomniany gmach ze stertą książek, trzymaną w dłoniach. Kto to może być? –
zadaję sobie w myślach pytanie. Kobieta jest jakaś dziwnie znajoma. Chociaż
znajduję się od niej spory kawałek, to nadal mam wrażenie, że już ją gdzieś
widziałam. Im bliżej podchodzę, tym bardziej utwierdzam się w swoim
przekonaniu. Aż w końcu identyfikuję wspomnianą postać.
- Kinga?! – nie ukrywam swojego zdumienia, kiedy
podchodzę do blondynki.
- Hania?! – jej reakcja jest podobna do mojej – co ty tu
robisz?!
- Spaceruję – odpowiadam ze śmiechem.
Na twarzy mojej
znajomej maluje się przede wszystkim niedowierzanie. Nie da się ukryć, że
wygląda przynajmniej tak, jakby zobaczyła ducha. Właściwie to nic dziwnego,
skoro przez ostatni miesiąc prawie nie wychodziłam z domu. No, może na wizyty u
psychologa. Jednak nic poza tym. Dopiero dzisiaj po raz pierwszy odważyłam się
wyjść poza mury naszego mieszkania i spędzić trochę czasu z młodszym
maleństwem.
- Jak się czujesz? – Kinga przerywa milczenie po długiej
chwili.
- Muszę powiedzieć, że całkiem nieźle – odpieram,
posyłając w jej stronę uśmiech.
- To świetnie! – żona jastrzębskiego libero wybucha
ogromnym entuzjazmem.
Przez kolejne minuty
rozmawiamy o wszystkim i niczym. Naszym rozmowom towarzyszy natomiast dobry
humor przeplatany częstymi wybuchami śmiechu. W pewnej chwili Kinga wkłada
swoje książki do dużej torby. Sprawia wrażenie, jakby było jej zbyt zimno w
dłonie, jednak ona wcale nie zamierza szukać rękawiczek, czy chować rąk do
kieszeni kurtki. Zamiast tego pyta mnie, czy może popchnąć wózek z małą
Michasią. Bez chwili wahania zgadzam się, ustępując jej miejsca. Nadal
spacerujemy, już kolejny raz okrążając fontannę i inne znajdujące się w parku
obiekty. Nie spostrzegamy nawet, kiedy robi się chłodniej, a z nieba zaczynają
padać pierwsze krople jesiennego deszczu.
- Czas już chyba wracać – mówię z dosyć smutną miną.
- Chyba przyniosłam ci pecha – Kinga próbuje obrócić
wszystko w żart – ale mam właściwie pomysł – dodaje.
- Co takiego wymyśliłaś? – pytam zaciekawiona.
- Zapraszam na kawkę do nas – kobieta posyła mi zupełnie
szczery uśmiech.
- A… ale… ja nie wiem, co powiedzieć – jestem bardzo
zaskoczona jej propozycją.
- Nic – pani Wojtaszek jest bardzo bezpośrednia – po
prostu się zgódź.
- Dobrze już – również się uśmiecham – pozwolisz tylko,
że skontaktuję się z Michałem i powiem mu, gdzie się wybieram?
- Jasne.
Przez chwilę zostawiam
córkę pod jej opieką, a sama kieruję kroki w nieco bardziej zaciszne miejsce.
Tam wykonuję telefon do ukochanego, który nadal opiekuje się Arkiem. Siatkarz
jest zdziwiony, że nie ma mnie już drugą godzinę. Jednak, kiedy wszystko mu
wyjaśniam, jest zadowolony i mówi mi, żebym się nie spieszyła. Po zakończeniu
tej rozmowy wracam do Kingi, przejmując od niej tym samym wózek z małą.
Relacjonuję również swoją rozmowę z Michałem. Blondynka jest zadowolona z jej
przebiegu, co oznajmia kolejnym wybuchem niepohamowanego entuzjazmu, który
udziela się również mnie. W chwilę później znowu się do mnie uśmiecha i
wspólnie kierujemy się w stronę mieszkania państwa Wojtaszków.
***
/ Jagoda /
Wściekła do granic możliwości opuszczam nasze mieszkanie.
Szybko zbiegam na parter, robiąc na klatce schodowej sporo hałasu. Teraz jednak
nie zwracam na to najmniejszej uwagi. Im dalej od Kubiaka, tym lepiej! Zupełnie
nie mogę zrozumieć, z jakim palantem się związałam. To egoistyczny, zadufany w
sobie palant! Zastanawiam się nawet, czy nie było by lepiej, gdybyśmy się
rozstali. On mógłby sobie wtedy bałaganić bez przeszkód, a ja nie musiałabym
przechodzić przez sceny zazdrości, które robi mi, gdy tylko opiekuję się
Michasią i Arkiem. Kiedy sobie o tym przypominam, wszystko się we mnie gotuje.
To właśnie dlatego odpycham od siebie nieprzyjemne myśli, wyjmując z torebki
telefon. Patrząc na jego wyświetlacz spodziewałam się co najmniej kilku
nieodebranych połączeń od Kubiaka, a tu proszę. Nawet jednego. Jeśli chce iść w
zaparte, proszę bardzo. Ja pierwsza nie wyciągnę do niego ręki na zgodę, bo nic
mu nie zrobiłam. Ale dość. Koniec myślenia na ten temat. Zamiast rozważać
sytuację, która wydarzyła się kilkanaście minut temu, wybieram ze spisu numer
Agaty. Bardzo szybko kontaktuję się z Qlką, wpadając przy okazji na pomysł
wyjścia do klubu.
- No hej, Jagódka – dziewczyna mówi wesoło po nawiązaniu
połączenia – co cię trapi? – dodaje z niewymuszoną radością w głosie.
- Mnie? Nic… - odpowiadam niemal natychmiast – ale co
powiesz na to, żeby pójść do klubu i chociaż trochę się wyszaleć?
- Hmm… - Agata udaje, że się zastanawia – bardzo chętnie!
– Zadzwonię może jeszcze do Sieki i Gabi, jak myślisz?
- Jasne! – tym razem to ja uśmiecham się do słuchawki –
im więcej nas będzie, tym lepiej – nie ukrywam swojego zadowolenia.
- Okej, w takim razie gdzie się widzimy? – tym razem to
Qlka zadaje bardzo ważne pytanie.
- O tym nie pomyślałam – śmieję się – co powiesz na Explozję?
- Jestem jak najbardziej za – Agata odpowiada właściwie
od razu – do zobaczenia!
- No pa! – odpowiadam, kończąc przy okazji połączenie.
Po rozmowie z moją
najlepszą przyjaciółką uświadamiam sobie, że przecież wcale nie mam tak blisko
do klubu i jakoś trzeba będzie się tam dostać. Nie chcę jechać tam samochodem,
ponieważ zdaję sobie sprawę z tego, że nie będę bawiła się na trzeźwo. Natomiast
prowadzić pod wpływem alkoholu też nie chcę. Nie ukrywam także, iż jest trochę
za daleko, aby iść pieszo. Zostają mi już tylko dwa wyjścia. Albo skorzystam z
komunikacji miejskiej, albo zadzwonię po taksówkę. Pierwsza opcja zupełnie nie
wchodzi w grę, więc zostaje mi już tylko wykonanie kolejnego telefonu. W kilka
minut później przed nasz blok podjeżdża samochód oznakowany logo jednej z
korporacji, świadczącej usługi transportowe. Bez wahania podaję kierowcy adres
klubu, jak również płacę za kurs. Mężczyzna jest wyraźnie zadowolony z takiej
formy płatności i bez większych problemów zgadza się dowieść mnie na miejsce,
co zajmuje zaledwie kilka minut. Kiedy dostaję się do tej części miasta, żegnam
się, dziękując mu za wykonanie kursu. Przed dyskoteką natomiast czeka Agata z
dziewczynami.
- No to jesteśmy w komplecie – Qlka całuje mnie w
policzek na powitanie.
- Ja nic nie wiem, żeby ktoś jeszcze miał dołączyć –
mówię ze śmiechem.
- I my też nie! – Gabi i Ewelinie udzielił się dobry
nastrój – to jak, idziemy? – Sieczka wydaje z siebie radosny okrzyk.
- Tak jest, kapitanie! – odpowiadamy chórem, kierując
swoje kroki do wnętrza klubu.
***
Impreza udaje się nadzwyczaj dobrze. Czas spędzony w
towarzystwie dziewczyn na pewno nie jest stracony. Wręcz przeciwnie – udało mi
się opanować nerwy, jakie towarzyszyły mi po wyjściu z domu. Teraz czuję się
znacznie lepiej, chociaż wypity alkohol zaczyna mi szumieć w głowie. Jednak
zupełnie nie zwracam na to uwagi. Nie chwieję się, jak typowy pijaczyna, więc
wszystko jest w porządku. Miejscowa dyskoteka zaczyna pustoszeć. Kolejne pary i
grupy wychodzą na zewnątrz, gdzie zapewne czeka już na nich transport. My
również się ewakuujemy. Agata zabiera dziewczyny do swojego samochodu,
zapewniając im tym samym bezpieczny powrót. Libero jako jedyna bawiła się,
pijąc, pozbawione procentów, napoje, więc bez przeszkód może usiąść za
kierownicą swojego niewielkiego pojazdu.
- Jagoda? – koleżanka zaczepia mnie tuż po tym, ja sięgam
po telefon – nie trzeba cię czasami odwieźć? – pytanie zostaje zadane, zanim
udaje mi się zrozumieć jego sens – nie wyglądasz najlepiej…
- Nic mi nie jest, Agatko – odpowiadam, próbując wybrać
właściwy numer.
- No właśnie widzę – libero mówi z przekąsem – nie
dyskutuj, odstawię cię.
Zanim zdążę w jakikolwiek
sposób zareagować, koleżanka ciągnie mnie w stronę swojego samochodu,
otwierając drzwi po stronie pasażera. Pozostałe dziewczyny siedzą z tyłu, więc
wspomniane miejsce czekało właśnie na mnie. Kiedy wsiadam i zapinam pasy
bezpieczeństwa, Sawicka patrzy na mnie z zadowoleniem, odpalając silnik.
Docieram do domu tak samo szybko, jak pojawiłam się w klubie, co jest mi w
zasadzie bardzo na rękę. Kiedy Agata zatrzymuje pojazd na parkingu przed
blokiem, mozolnie wygrzebuję się na zewnątrz. Jeszcze raz dziękuję przyjaciółce
za odwiezienie, po czym kieruję się w stronę naszego lokum, gdzie natychmiast
położę się do łóżka. Jednak to nic bardziej mylnego, gdyż w naszym salonie
siedzi Kubiak, wyraźnie na coś czekając.
- Nie myślałaś, żeby skończyć imprezę trochę wcześniej? –
pyta, kiedy zrzucam ze stóp buty – martwiłem się o ciebie.
- Ty się martwiłeś? – w moim głosie można dostrzec ironię
– nie możliwe!
- Jagoda, pogadajmy – z ust przyjmującego wydobywa się
błagalna prośba.
- Na pewno nie teraz
- prycham – idę spać!
Wydaje mi się, że
Kubiak chce jeszcze coś powiedzieć, lecz nie daję mu na to najmniejszych szans
trzaskając drzwiami naszej sypialni. Nie zdejmując nawet ubrań kładę się na łóżku, od razu udając się do krainy
Morfeusza na upragniony odpoczynek.
------------------------------------
Chciałabym podziękować wszystkim za taką dużą ilość wejść
oraz wszystkie miłe słowa, jakie przeczytałam pod poprzednią
częścią. Dziękuję, że jesteście i mam nadzieję, że będzie Was
przybywać! :)
jagoda powinna porozmawiać z Michałem a nie jechać na imprezę. problemy powinno rozwiązywać się od razu a nie zostawiać na później. z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńKubia bałaganier :D
OdpowiedzUsuńto jest cudowne! Jedno z najlepszych opowiadań jakie udało mi się czytać. Mam nadzieję, że Michał z Jagodą wszystko sobie wyjaśnią. :) Zapraszam także do mnie:
OdpowiedzUsuńhttp://zagubieni-po-raz-pierwszy.blogspot.com/
Nio Jagodka czasami powinna mimo wszystko isc na kompromis,wiadomo Kubiakko uparty zazdrośnik i narwowy ale taki jego urok;D wie ze przegial ale musza pogadać.
OdpowiedzUsuńMarzenko teraz oficjalnie mogę powiedzieć ze zaleglosci mam nadrobione i czekam na kolejny rozdzial tej pięknej historii.Niech Ci wena dopisuje i jak zwykle niech Twoje rozdzialy będą ciekawe i zaskakujące.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję Ci, że przeczytałaś to wszystko i zostawiłaś po sobie tyle rewelacyjnych komentarzy. Czuję się naprawdę zmotywowana, żeby dodać tutaj nowość. Liczę na to, że w sobotę się tu zameldujesz, bo jak nie, to chyba będę musiała pogrozić palcem :))
OdpowiedzUsuńHehe...nio musze regularnie czytac Twoje dzielo a nie raz od swieta.
UsuńZrobię wszystko, co mogę, żeby odcinki pojawiały się regularnie :)
Usuńfajne opowiadanko,fajnie się czytalo.
OdpowiedzUsuńdziękuję i zapraszam częściej :)
UsuńDziekuje za motywacje do przeczytania opowiadanka!
OdpowiedzUsuń