Rozdział 15


/ Hania /


             Miasto ogarnęła wszechobecna szaruga, która odbiera człowiekowi chęć do życia. Coraz krótsze dni sprawiają, że nie mogę zabrać się do zaplanowanych od dawna zajęć. Bardzo często chodzę śpiąca, a noc nie wystarcza mi, aby zregenerować siły. Dzieci również chyba to wyczuwają. Rzadko się budzą, przez co możemy się z Michałem wyspać. Jednakże dzisiejszego wieczora miejsce atakującego w łóżku jest puste. Choć wiem, że nie będzie go tylko kilka dni, to trudno mi się do tego przyzwyczaić. Kilka dni temu poinformował mnie, że wyjeżdża do Włoch w sprawach rodzinnych. Zdaje się, że chodziło o pogrzeb kogoś bliskiego, ale nie dopytywałam zbyt dokładnie. Obiecał mi jednak, że wróci tak szybko, jak to możliwe. Nie ma go zaledwie od paru godzin, a ja już nie mogę znaleźć sobie miejsca. Dzieci śpią na górze, więc mam chwilę na to, by zrobić sobie kawę. Z kubkiem parującego napoju sadowię się na parapecie kuchennego okna i spoglądam w, znajdujące się za nim, bezlistne już gałęzie. Szum wiatru zdaje się mnie uspokajać, a także przywodzić na myśl najpiękniejsze wspomnienia, jakie wiążą się z moim pobytem w Jastrzębiu. Przed rokiem przyjechałam tu pełna obaw oraz nadziei na lepszą przyszłość. Nie spodziewałam się jednak, że poznam tutaj człowieka, z którym chcę spędzić resztę swojego życia. Nawet przez głowę nie przeszło mi, że urodzę mu zdrową i śliczną córeczkę, a on zaakceptuje mojego syna. Korzystając z tej chwili samotności uświadamiam sobie, ile dobrego spotkało mnie po opuszczeniu rodzinnego domu, a także jakie życie potrafi być nieprzewidywalne. Z perspektywy czasu oceniam swój wybór naprawdę bardzo trafnie i nie chciałabym, aby moja egzystencja wyglądała inaczej. Wtem moje rozmyślania przerywa dosyć natarczywy dźwięk dzwonka. Czym prędzej zrywam się więc ze swojego miejsca, żeby nie obudzić dzieci. Szybko jednak żałuję swojej decyzji. Znacznie lepiej byłoby, gdybym zaszyła się na górze, a później udawała, że nie ma mnie w domu. Generalnie rzecz biorąc jestem w dużym szoku, widząc na korytarzu Radka. Co on tutaj robi, do jasnej cholery?! Miał przecież siedzieć za przemyt narkotyków, czy podobne przestępstwo. Tymczasem mój były chłopak i biologiczny ojciec Arka stoi przed drzwiami mojego mieszkania.
            - Co ty tutaj robisz? – pytam, kiedy tylko otwieram drzwi.
            - Jestem tutaj przejazdem, więc postanowiłem cię odwiedzić – mówi z drwiącym uśmieszkiem.
            - Nie przypominam sobie, żebym dawała ci adres, ale jak musisz, to wejdź – pozwalam sobie na nutkę ironii w głosie.
Naprawdę żałuję, że go wpuściłam, jednak czasu nie można cofnąć. Dlatego też zapraszam Radka do kuchni, częstując przy okazji czymś do picia. Powinnam go stąd wyprosić, a najlepiej wezwać policję. Kieruje mną jakaś siła, która każe z nim porozmawiać, a co za tym idzie, dowiedzieć się jaki jest cel jego wizyty. Przypuszczam, że nie ma gdzie się zatrzymać lub brakuje mu pieniędzy na prochy. Ode mnie ich co prawda nie dostanie, ale zawsze można się przecież dowiedzieć, po co tu przylazł.
            - Kiedy potrzebowałam pomocy, bo Arek był ciężko chory to się nas wyparłeś – mówię głosem pełnym żalu – a teraz zjawiasz się, jak gdyby nigdy nic… Na pewno czegoś chcesz – dodaję po dłuższej przerwie.
            - Masz rację – odpowiada niemal natychmiast – nie mam zamiaru oglądać Arka, ale może mogłabyś mi pomóc?
            - Czego chcesz? – z każdą chwilą staję się coraz bardziej podejrzliwa.
            - Może pożyczyłabyś mi parę stówek na powrót do Nysy?
            - Nic ci nie obiecuję – mówię po chwili zastanowienia – muszę skonsultować się z moim chłopakiem – dodaję bardzo ostrożnie – właściwie to lepiej będzie, jak już pójdziesz.
Radek patrzy na mnie z lekkim zdziwieniem, jednak bez słowa kieruje się do wyjścia. Gdy wkłada kurtkę, w jego oczach pojawia się niebezpieczny błysk. Zupełnie, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że jeszcze tutaj wróci. Nie daję po sobie poznać, że bardzo mi się to nie podoba. Czym prędzej zamykam za nim drzwi i opieram się o nie. W geście bezsilności osuwam się w dół. Siadając na podłodze, ukrywam twarz w dłoniach, a po moich policzkach płyną pierwsze łzy. Jak on miał odwagę się tutaj w ogóle pojawić?! Kto dał mu adres?! To tylko nieliczne pytania, które kołaczą się po mojej głowie. Nie potrafię jednak znaleźć na nie odpowiedzi. A poza tym czuję, że będzie jeszcze gorzej. Jestem przekonana, że Radek nie da za wygraną i jeszcze tu wróci. Przepełnia mnie więc strach nie tylko o siebie, ale i o dzieci.


***

/ Kubi /


Rozmowa z Michałem podczas ostatniego treningu dała mi sporo do myślenia. Chociaż wzbraniałem się przed tym rękami i nogami, to w końcu doszedłem do wniosku, że walka z Jagodą nie ma najmniejszego sensu. Mówiąc, że nasz związek rozpadnie się prędzej, niż później Michał miał rację, cholerną rację. Dlatego, zamiast rozczulać się nad sobą, zabieram się za sprzątanie. Staram się odgruzować jedno pomieszczenie po drugim. Niepostrzeżenie dla samego siebie zmywam naczynia, robię pranie, czy wycieram kurze. Sprzątanie wciąga mnie do tego stopnia, że zupełnie tracę rachubę czasu. O jego upływie przypomina mi stojący w salonie elektroniczny zegar. Nie mogę uwierzyć, że już jest tak późno, a Jagoda jeszcze nie wróciła do domu. Zniknęła dobrych kilka godzin temu, więc pora na powrót. Kiedy ostatnie porządki są już skończone, biorę do ręki swój telefon, próbując dodzwonić się do ukochanej. Jednak za każdym razem odpowiada mi poczta głosowa. Po kilkunastu połączeniach daję więc za wygraną, wysyłając jej wiadomość, w której piszę, że się martwię i proszę o kontakt. Nieco zmartwiony brakiem jakichkolwiek informacji od mojej dziewczyny, wyjmuję z kuchennej szafki małe zapachowe świeczki. Szukam również pudełka zapałek, po czym odpalam każdą z nich, ustawiając na schodach, prowadzących na piętro, a właściwie do sypialni. W mieszkaniu jest ciemno, więc nieduże płomyki dają rewelacyjny efekt. W dodatku po całym lokum roznosi się delikatny, a zarazem zmysłowy zapach. Chociaż wszystko jest już dopięte na ostatni guzik, sprawdzam dokładnie, czy czegoś nie pominąłem. Po sprawdzeniu każdego kąta z moich ust wydobywa się westchnienie ulgi. Nie zmienia ono jednak faktu, że martwię się o Jagodę. Poddenerwowany wyglądam przez okno, oczekując jej powrotu. W końcu drzwi naszego mieszkania otwierają się, a w progu staje przyjmująca. Jestem zaskoczony jej nagłym pojawieniem się, ale z drugiej strony po raz kolejny tego wieczoru mogę odetchnąć z ulgą.
- Dobrze, że już jesteś – mówię na powitanie – martwiłem się.
- Nic mi się nie stało, jak widać – Jagoda odpowiada z nutką ironii w głosie – byłam u Agaty na plotkach.
- Mogłaś odebrać przynajmniej telefon – trudno jest mi ukryć żal do Jagody.
- Wkurzyłeś mnie, więc nie widziałam powodu, żeby odbierać – kończy rozmowę.
Nie mam okazji odpowiedzieć siatkarce, bo ta rozgląda się już po mieszkaniu. Niczym perfekcyjna pani domu, Jagoda zaczyna sprawdzać wszystkie kąty. Wdycha aromat unoszący się po mieszkaniu, a dłonią przejeżdża po powierzchni mebli. Jest ogromnie zdumiona, kiedy nie znajduje najmniejszego śladu kurzu, czy rozrzuconych ubrań. Chce coś powiedzieć, ale brakuje jej słów. W końcu udaje się do łazienki, zapewne w celu sprawdzenia porządku. Nie czekając długo, idę w ślad za nią.
            - No, no – w jej głosie słychać podziw – zaskoczyłeś mnie.
            - Taki miałem cel – uśmiecham się zawadiacko – co byś powiedziała na wspólną kąpiel? – dodaję.
            - Przekonaj mnie – słyszę w odpowiedzi.
Odpowiedź Jagody traktuję jako zaproszenie do działania. Natychmiast odkręcam kurek z wodą, zachłannie wpijając się przy tym w jej usta. Siatkarka jest początkowo bierna, ale bardzo szybko zaczyna odwzajemniać pocałunki. Może to oznaczać tylko tyle, że udało mi się ją przekonać. W celu zaczerpnięcia powietrza muszę oderwać się od jej ciepłych warg, jednak wykorzystuję ten moment na pozbawienie nas ubrań. Kąpiel jest natomiast bardzo zmysłowa i odprężająca. Po jej zakończeniu przepasam się ręcznikiem, a Jagodzie podaję wielki puchaty szlafrok, pomagając jej się otulić. Kiedy dziewczyna jest już gotowa, biorę ją na ręce, a swoje kroki kieruję w stronę sypialni, do której drogę wytyczają palące się świeczki.
            - A może poćwiczymy wyskok do bloku? – pytam coraz bardziej rozochocony.
            - Wiesz, że chętnie? – odpowiada, wpijając się w moje usta.

Mamy więc przed sobą naprawdę cudowną, sportową noc. Taką, jakiej nie przeżyliśmy od dawna i taka, o jakiej już od kilku tygodni marzyłem przed zaśnięciem.


-------------------------------------------------
Wybaczcie mi drobny poślizg, ale problemy z siecią zrobiły
swoje. Poza tym byłam bardzo potrzebna w domu, a życie 
blogowe mogło zaczekać, więc mam nadzieję, że nie zlinczujecie
mnie za brak rozdziału w poprzedni weekend. Pozdrawiam!

3 komentarze:

  1. Oby Hani i dzieciom nic nie zagrażało..
    A Misiek stanął na wysokości zadania, brawo! Żeby każdy facet taki był, to świat byłby o wiele piękniejszy :D
    Dobry rozdział ; *****

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ja mogłam to przeoczyć?!
    Chyba muszę swojego brata nauczyć tak sprzątać, tylko może z innym zakończeniem xD, bo mają wiele wspólnego z Kubiakiem :D
    A co do Arka... Może jednak nie będzie dużych kłopotów z nim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Marzenko,Kochana ja tez z opóźnieniem czytam Twoje dzielo-przez ten caly okres swiateczno-noworoczny to jak zwykle brakowało czasu...Rozdzial jak zwykle swietny i ciekawy...Duzo się dzieje i nie ma nudy.Fajne sa Twoje teksty i masz duuuzo weny.Pozdrawiam w tym Nowym Roku 2015 i czytam kolejny rozdzial!!!

    OdpowiedzUsuń