/ Jagoda /
Rankiem budzą mnie promienie zimowego słońca, które
przedzierają się przez firanki w naszej sypialni. Z ogromną niechęcią otwieram
oczy, chociaż chciałabym jeszcze przez chwilę pospać. Zamiast tego spokojnie
wpatruję się w twarz śpiącego jeszcze Michała. Przyjmujący wciąż otula mnie
swoimi silnymi ramionami, nie mając najmniejszego zamiaru się obudzić. Ja
również przymykam powieki. Delektując się naszą bliskością, układam głowę na
obojczyku mojego ukochanego. Wybaczam. Wybaczam wszystko, co zrobił w ostatnim
czasie, a co doprowadziło mnie do łez w niejednym przypadku. Wiem, że Kubiak to
w gruncie rzeczy wymarzony facet, który może wiele zaoferować swojej kobiecie.
Nagle czuję, że siatkarz zaczyna się poruszać. Po dłuższym czasie ponownie
unoszę więc powieki i widzę jego piękne, niebieskie tęczówki. Wpatrujemy się w
siebie przez ułamek sekundy, a później nasze usta łączą się w namiętnym
pocałunku.
- Jak spałaś? – jego głos jest niezwykle zmysłowy i delikatny.
- Cudownie – nie potrafię ukryć uśmiechu – po takich
ćwiczeniach nie można było inaczej – teraz już śmieję się w głos.
- W takim razie teraz pewnie jesteś głodna – bardziej
stwierdza niż pyta.
- Nawet nie wiesz, jak! – krzyczę, nadal się śmiejąc.
W wyrazie jego twarzy
widzę jakąś radość, której od dawna mu brakowało. Siatkarz nie ukrywa również
troski o mnie i dobrego nastroju, towarzyszącego nam od przebudzenia. Właśnie
próbuję wstać, a także poszukać puchatego szlafroka. Powinien leżeć gdzieś na
podłodze naszej sypialni, jednak nigdzie nie mogę go dostrzec. W tym samym
momencie mój ukochany daje mi znak, abym nie wychodziła z łóżka. Posłusznie
wykonuję jego prośbę, szukając sobie wygodniejszej pozycji. Kubiak tymczasem
wygrzebuje z szuflady jakieś bokserki i spodenki. Tak ubrany znika, a ja słyszę
jedynie tupot jego bosych stóp po drewnianej powierzchni schodów. Po moim sercu
rozlewa się jakaś dziwna radość. Uczucie jest o tyle dziwne, że do tej pory się
nie pojawiało. Nie jest mi dane dłużej rozmyślać, bo w progu naszej sypialni
pojawia się Michał. Kiedy widzę, że trzyma w dłoniach tacę ze śniadaniem,
jestem mile zaskoczona.
- Nie musiałeś się tak poświęcać – mówię, gdy mija
pierwszy szok – ale to bardzo miłe z twojej strony – dodaję.
- Oczywiście, że musiałem – mina Kubiaka jest teraz
bardzo poważna – byłem dla ciebie taki paskudny, że chyba będę musiał
odpokutowywać to przez najbliższy miesiąc.
- Przestań – odpowiadam, kończąc pić poranną kawę – już ci
wybaczyłam.
- Jesteś cudowna – po tych słowach siatkarz zachłannie
wpija się w moje usta.
Instynktownie odstawiam
więc filiżankę na szafkę nocną. Swoje palce wczepiam we włosy przyjmującego, a
nasze języki znów zaczynają dziki taniec. W chwilę później Kubiak zrzuca ze
mnie kołdrę, bardzo gwałtownie wdzierając się do mojego wnętrza. No cóż… ja nie
mam nic przeciwko takiej rozgrzewce przed zbliżającym się treningiem. Wręcz przeciwnie,
bardzo mi się troszkę ćwiczeń, chociażby dla utrzymania figury.
***
/ Kubi /
Kolejny wyjazd Jagody powoduje, iż zostaję w domu całkiem
sam. Najchętniej zatrzymałbym ją przy sobie, ale wiem, że siatkówka jest dla
niej tak samo ważna, jak dla mnie, więc nie mogę tego zrobić. Zwłaszcza, że
jest kluczową zawodniczką w zespole, a to, żeby została w Jastrzębiu jest
jedynie moją fanaberią. Dziwnie znudzony snuję się po naszym mieszkaniu. Nie potrafię
znaleźć sobie zajęcia w dzisiejsze popołudnie. Po kolejnych kilku minutach
przychodzi mi do głowy pomysł, aby zaprosić kumpli na małe piwko, ewentualnie
mecz piłkarzy, który zostanie wyemitowany bodajże za godzinę. Nie czekając
dłużej wykonuję kilka telefonów. Po zakończeniu ostatniej rozmowy jestem z
siebie całkiem zadowolony. Za parę minut mają się tutaj pojawić Czarnowski z
Tisherem. Spoglądam więc jeszcze do lodówki, która świeci pustkami. Oczywiście
nie brakuje w niej jedzenia, ale nie ma ani kropli alkoholu, czy grama
normalnych przekąsek. Już mam wybrać się do sklepu, kiedy słyszę rozlegający
się po mieszkaniu głos dzwonka.
- Witamy, panie Kubiak – słyszę tuż po otworzeniu drzwi.
- Zapraszam do środka – odpowiadam – będę musiał was
chyba na chwilę przeprosić, bo nie mam żadnego alkoholu, nie zdążyłem wyjść –
dodaję.
- Myślę, że nie ma
takiej potrzeby – środkowy się uśmiecha – Szymek, skocz do kuchni z łaski
swojej.
Nasz niemiecki kolega
kiwa głową na znak, że rozumie prośbę Patryka, po czym wychodzi. Nie upływa
nawet kilka minut, gdy rozgrywający wraca do nas z kilkoma puszkami piwa i
jakimiś przekąskami. No tak, panowie o wszystkim pomyśleli, a mój mózg wziął
chyba wolne. Niemniej to nie jest odpowiedni moment na jakiekolwiek wyrzuty. Sięgam
więc po puszkę brunatnego trunku, rozpoczynając rozmowę.
- Co byście powiedzieli na mecz? – pytam po kilku
minutach zaciętej konwersacji.
- Zależy jaki – Szymek udaje zamyślonego – a co mamy do
wyboru?
- Piłkarze, czy hokeiści? – mówię, przełączając kanały.
- Hokeiści! – odpowiadają obydwaj, po czym pogrążamy się
w rywalizacji na ekranie.
***
/ Hania /
Michał miał wrócić do Polski już wczoraj, ale złe warunki
pogodowe spowodowały, że jego lot został odwołany. Nie byłam tym zachwycona, a
dzieci chyba to wyczuły. Moje przygnębienie całą tą sytuacją sprawia, że znów
siedzę na kuchennym oknie z kubkiem herbaty w dłoni. Znów wpatruję się bezlistne
gałęzie, a moje rozmyślania przerywa natarczywy dźwięk dzwonka przy drzwiach. Idę
otworzyć w nadziei, że Michał niespodziewanie wrócił do domu, bo obsługa
lotniska zaoferowała dodatkowy lot. Mam wrażenie, iż wszystko łudząco
przypomina sytuację z przed kilku dni. Nie odstawiając kubka, kieruję swoje
kroki w stronę drzwi. Intuicyjnie wyczuwam, że stoi za nimi ktoś, kogo wcale
nie chcę tutaj widzieć. Dlatego staram się, aby moje kroki były bezszelestne,
dzięki czemu nie zdradzę swojej obecności w domu. Kiedy udaje mi się pokonać tę
krótką odległość, stawiam naczynie na szafce. Mając wolne ręce przybliżam się
do drzwi, po czym zerkam przez wizjer. Tak, jak myślałam, to Radek. Czym prędzej
zabieram palec z blaszki, zakrywającej Judasza, a także łapię swój kubek. Nie wiele
myśląc idę na górę i skręcam do pokoju dzieci. Z bijącym ponad normę sercem
siadam na kanapie, a później próbuję się uspokoić. Na niewiele się to jednak
zdaje, ponieważ z dołu dobiega mnie łomot, a także krzyki.
- Otwieraj! – wiem, że jego cierpliwość właśnie się
wyczerpuje – Hanka, wiem, że tam jesteś!
Nie reaguję, więc łomot
po kilku minutach ustaje. Przez kilka kolejnych chwil słychać jeszcze krzyki,
ale w końcu sąsiad otwiera swoje drzwi i grozi mojemu byłemu wezwaniem policji.
Jako, że Radek jest recydywistą, groźba działa na niego bardzo skutecznie i już
po chwili słychać tupot stóp odbijających się echem po klatce schodowej. Wiem jednak,
że to nie jest jego ostatnia wizyta i wróci tu szybciej, niż mi się wydaje. Póki
co odpycham od siebie nieprzyjemne myśli, biorąc na ręce naszą córkę. Dziewczynka
jest bardzo nerwowa, a ja jestem przekonana, że odwiedziny Radka miały na to
znaczący wpływ.
- No już, słonko – zwracam się do niej ciepłym i
spokojnym głosem – nic nam już nie grozi.
Bardzo chciałabym
wierzyć w swoje zapewnienia, jednak nie ma to najmniejszego sensu. On tutaj
wróci bez względu na sąsiadów. Jestem pewna, że nie odpuści.
-------------------------------------
Z tego miejsca chciałabym wszystkim życzyć zdrowych, wesołych i pogodnych świąd Bożego Narodzenia. Wszystkim autorkom weny oraz wielu pomysłów na nowe opowiadania, a pozostałym spełnienia marzeń i wszystkiego, co najlepsze nie tylko w trakcie świąt, ale również w Nowym Roku. Pozdrawiam wszystkich i do napisania niebawem! :)
Aaaa, pierwsza *-*
OdpowiedzUsuńNadrobiłam całe opowiadanie w dwa dni. Chociaż przyznam, że na początku niezbyt mnie zachęciło. Zwłaszcza, gdy zorientowałam się, że to ff o siatkarzach. Ale powiem Ci szczerze, że jest ZAJEBISTE! Masz świetny styl pisania, a akcja nie jest taka banalna jak w innych podobnych opowiadaniach. Jedyne do czego mogę się przyczepić to czas w opowiadaniu. Nie wiem czy to Tobie się miesza czy mi. Przykład: tu Arek ma miesiąc a zachowuje się jak starsze dziecko. I nagle ma siedem miesięcy xD albo akcja z Misią - wychodzą ze szpitala i jest październik, potem 'od porodu mijają trzy miesiące' ale jest listopadowy dzień :p
Ale i tak jest genialnie, a ja czekam na kolejną część. Wesołych świąt! xx
Bardzo się cieszę, że opowiadanie Ci spodobało. Jeśli chodzi o błędy, to rzeczywiście powinnam troszkę bardziej na nie uważać. Dziękuję, że zwróciłaś mi uwagę, postaram się dokładniej czytać i je poprawiać.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo za odwiedziny i za życzenia. Tobie również życzę wszystkiego dobrego na ten ostatni dzień i zapraszam częściej!
Coraz bardziej mnie ten Arek irytuje, ot co! Mam nadzieję, że Hania będzie miała dość siły, by mu się przeciwstawić.
OdpowiedzUsuńSmacznego jajka! <3
Chyba masz na myśli innego bohatera :)) Uściślając, Arek to syn Hani, a jej były, który ją nęka ma na imię Radek ;p
OdpowiedzUsuńja uwielbiam Jagodę i Kubiaka, to jest taka fajna historyjka, że naprawdę :D
OdpowiedzUsuńHania i Łasko oczywiście też, ale jednak wolę drugą parę ;)
Twoje opowiadanko Marzenko z rozdzialu na kolejny rozdzial jest coraz ciekawsze i trzymające w napięciu i zastanowieniu co się wydarzy dalej,jak potoczy się akcja,czyta się ta historie jak najlepsza ksiazke.Dziekuje Ci za Twoja wspaniala wene i zycze Wszystkiego co najlepsze w tym Nowym 2015 Roku!!!
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuję za bardzo motywujące komentarze i oczywiście za życzenia. Mam nadzieję, że kolejne rozdziały również Ci się spodobają. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń