/ Michał /
Mój pobyt we Włoszech przedłużył się o kilka dni. Złe
warunki pogodowe zmusiły obsługę lotniska do odwołania lotu, którym miałem
wrócić do Polski. Kiedy się o tym dowiedziałem, o mało nie dostałem szału!
Tęsknota za Hanią i dziećmi zaczyna robić się wręcz nieznośna. Nawet w pięknym
domu, który rodzice kupili kiedyś w Wenecji nie mogę znaleźć sobie miejsca.
Ciągle na kogoś wrzeszczę lub kłócę się z młodym. Tak na dobrą sprawę nikt nie
wyobraża sobie, co teraz czuję. Jednakże dzisiejszy ranek jest zupełnie inny od
minionych. Kończę pakować walizkę, gdy do pokoju wchodzi mama.
- Na pewno nie chcesz zostać jeszcze na kilka dni? – pyta
przepełnionym troską głosem.
- Chętnie, mamo – mówię – ale nie dostanę więcej wolnego
w klubie, a Hania z dziećmi nie mogą
czekać – dodaję.
- Powinieneś był zabrać ją tutaj… - zdanie rodzicielki w
tej sprawie się nie zmienia.
- Nie – odpieram stanowczo – przypominam ci, że moja
dziewczyna całkiem niedawno wyszła z depresji, przez którą zamierzałem ją
zostawić, więc nie było najmniejszego sensu stresować jej wizytą u was – staram
się tłumaczyć bardzo rzeczowo.
- Synku, chciałam dobrze…
- Wiem – odpowiadam bez zawahania – proszę cię, zrozum,
że dla niej to byłoby zbyt wiele. Ona i tak jeszcze dochodzi do siebie, chociaż
się z tym nie afiszuje – zawieszam na moment swój głos – nie martw się,
poznacie jeszcze i Hanię, i dzieci.
- Dobrze już – na twarzy mamy w końcu pojawia się uśmiech
– sprawdź, czy czegoś nie zapomniałeś.
Po tych słowach zostaję
w pokoju zupełnie sam. Przeglądam zatem zawartość swojego bagażu, a po
upewnieniu się, że nic tutaj nie zostało, zamykam suwak walizki. Siadam jeszcze
na moment, a z niewielkiego kalendarzyka wyjmuję zdjęcie ciężarnej ukochanej z
Arkiem na rękach. Po chwili na podłogę wypada również druga fotografia. To
Misia. Pamiętam bardzo dobrze to zdjęcie, bo zrobiłem je tuż po przyjściu córki
na świat. W moim oku kręci się pojedyncza łza. Serce natomiast wariuje z
tęsknoty. Pocieszam się jedynie myślą, że od spotkania z Hanią i dziećmi dzieli
mnie jedynie kilka godzin.
***
- Michał, zbieraj się, bo nie zdążysz na samolot – w
drzwiach mojego pokoju pojawia się Kuba.
- Już idę – odpowiadam, podnosząc się z dotychczasowego
miejsca.
Odkładam zdjęcia na
miejsce, a kalendarz wrzucam do niewielkiej torby, którą przewieszam przez
ramię. W chwilę później zabieram walizkę i kieruję swoje kroki w stronę wyjścia
z domu, w którym na co dzień mieszkają moi bliscy. Czuję się wyjątkowo lekko i
radośnie. Uśmiechnięty podaję bagaż ojcu, który wrzuca go do bagażnika jakiegoś
służbowego samochodu. Następnie zajmuję miejsce pasażera, po czym ruszamy na
lotnisko.
- Coś ty dzisiaj taki wesoły? – tata przerywa panującą w
pojeździe ciszę.
- Mam mówić szczerze? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Nigdy nie uczyłem cię kłamać – ojciec wzdycha –
oczywiście, że szczerze.
- Tęsknię za Hanią i dziećmi, a dzisiaj wreszcie się z
nimi zobaczę.
- No tak…
Nie rozumiem jego
reakcji. Chyba nie podoba mu się mój związek z kobietą, która ma już dziecko.
Mama próbowała z nim rozmawiać, jednak to nic nie dało. Ja również się tym nie
przejmuję, bo nie chcę psuć sobie humoru, a także odbierać radości ze spotkania
z najważniejszymi osobami w moim życiu. Po upływie zaledwie kilkunastu minut
jesteśmy już na miejscu. Tato podaje mi walizkę i żegna się ze mną uściskiem
dłoni. Patrzy mi przez chwilę w oczy, a na zakończenie posyła mi przyjacielski
uśmiech.
- Szczęśliwej podróży, synu – mówi wreszcie – do
zobaczenia w Święta.
Zwięzłe podziękowanie
to jedyne, co jestem w stanie z siebie wydusić. Odwzajemniam posłany wcześniej
uśmiech, po czym znikam w tłumie udającym się do samolotu. Nareszcie wracam do domu.
Do Hani i dzieci.
***
/ Jagoda /
Bardzo się cieszę z wolnego, które otrzymałyśmy od
trenera po wczorajszym meczu. Również Kubiak spędza dzisiaj dzień w domu, ponieważ
trzysetowy pojedynek na ich korzyść dał im możliwość pojawienia się tylko na
porannych zajęciach. Zaplanowaliśmy więc, że poświęcimy ten czas sobie. Już mamy
kolejny raz przećwiczyć wyskok do bloku, gdy odzywa się dzwonek przy drzwiach
naszego mieszkania. Zawiedzeni patrzymy sobie w oczy, a w chwilę później
zwlekam się z łóżka by pójść otworzyć.
- Cześć, Jagódka – w progu widzę Hanię z dziećmi – mam do
ciebie ogromną prośbę.
- Mów, o co chodzi – odpieram, wpuszczając ją do środka.
- Nie zajęłabyś się maluszkami przez dwie godziny? – w jej
głosie słychać nadzieję.
- Pewnie, że się nimi zaopiekuję – mówię, biorąc od niej
Misię.
Nawet nie zauważam, gdy
za moimi plecami pojawia się Michał. Przyjmujący wyciąga ręce po Arka, który po
chwili znajduje się w ramionach mojego ukochanego. Wspólnie machają na
pożegnanie Hani, a potem wszyscy przenosimy się do salonu, gdzie karmię małą. Dziewczynka
z apetytem pochłania zawartość butelki, a później próbuję położyć ją spać. Jednakże
Arek domaga się mojej uwagi ze zdwojoną siłą. Staram się wytłumaczyć małemu, że
pobawimy się, jak tylko położę spać Misię, ale to zdaje się do niego nie
docierać. Michał próbuje mi pomóc i w jakiś sposób zająć Arka. Lecz ten z
płaczem kładzie się na środku salonu, po czym zaczyna uderzać rączkami o
podłogę. Jego płacz jest tak głośny, że maleństwo na moich rękach natychmiast
się budzi i również zaczyna zanosić się łzami. Zmuszona jestem zatem udać się
na górę, gdzie bardzo starannie zamykam drzwi naszej sypialni. W pomieszczeniu panuje
cisza, a hałas dochodzący z dołu zostaje stłumiony. Udaje mi się usłyszeć tylko
głos Kubiaka, który zapewne spaceruje po salonie z Arkiem na rękach.
- Zaraz odpadną mi ręce – z jego ust wydobywa się westchnienie
– może obejrzymy bajkę? – tym razem zwraca się do Arka.
- Tak, tak, tak! – maluch wykrzykuje radośnie.
Kubiak przyjmuje to za
dobrą monetę, po czym podchodzi i uruchamia stojące na szafce dvd. Nim udaje mi
się zorientować, słyszę pierwsze takty piosenki o Kubusiu Puchatku. Wujek wspominał
kiedyś, że to ulubiona kreskówka małego, więc w mieszkaniu zapanuje cisza,
która pozwoli zasnąć małej Michasi. Stając przy oknie patrzę na jej spokojną
buźkę, a później kładę ją na naszym łóżku. Zajmuję miejsce tuż obok, czuwając
nad tym, żeby nic się nie stało.
***
/ Hania /
Czas spędzony na zakupach mija mi bardzo szybko. Co prawda
wybrałam się tylko po parę podstawowych rzeczy, a wracam z dużo większym
załadunkiem. Obarczona dwiema solidnymi torbami pokonuję wszystkie schody
prowadzące do naszego mieszkania. Gdy docieram na miejsce, kładę torby na
posadzce i staram się znaleźć klucze. Zdecydowanie muszę kupić sobie większą
torebkę. Wtedy na pewno szybciej odszukam potrzebne mi rzeczy. To właśnie
dlatego mija kilka minut, zanim udaje mi się wejść do środka. Torby są naprawdę
ciężkie, więc ledwo udaje mi się zamknąć drzwi kopnięciem stopy. Nie przekręcam
zamka, ponieważ brakuje mi rąk. Szybko odkładam produkty na właściwe miejsca,
po czym udaję się do mojego gabinetu, gdzie uruchamiam laptopa. Przeglądam właśnie
jakieś siatkarskie wiadomości, kiedy dobiega mnie dźwięk otwieranych drzwi. Nie
ruszam się z miejsca, bo zdaje się, że Michał wrócił już do domu. Lecz po
chwili cała sytuacja napawa mnie strachem. Mój ukochany nie wita się ze mną
radośnie już od samego wejścia. Zamiast tego chodzi po całym mieszkaniu, jakby
czegoś szukał. W pewnej chwili drzwi mojego gabinetu otwierają się, a w progu
staje Radek. Oczy mojego byłego są dziwnie przekrwione i czają się w nich
jakieś niebezpieczne iskry. Szybko wstaję zza biurka, starając się go wyprosić.
Nie chcę po raz kolejny zostać z nim sam na sam, ale właściwie nie mam innej
możliwości. Mężczyzna przypiera mnie do ściany i szybkim ruchem wkłada dłoń pod
moją bluzkę, szukając zapięcia stanika. Drugą ręką natomiast rozdziera
rajstopy, które tego dnia mam na sobie. Co on do cholery chce zrobić!? Jestem już
przerażona do granic możliwości, a w moich oczach pojawiają się łzy bezsilności.
- Nie! – z moich ust wydobywa się niekontrolowany krzyk –
zostaw mnie!
- Ładnie tak udawać, że nie ma cię w domu? – jego głos
jest wręcz lodowaty – skoro tak, to inaczej sobie porozmawiamy.
Mężczyzna nie zwraca
już uwagi na moje łzy. Zamiast tego próbuje pozbawić mnie reszty ubrań i przejść
do kolejnych czynności. Niespodziewanie jednak ktoś uderza go w nos, a później
wyrzuca mojego oprawcę z mieszkania. Tym kimś okazuje się być Michał. Atakujący
bez słowa komentarza przytula mnie, pozwalając wyrzucić z siebie wszystko, co
wydarzyło się w ciągu dzisiejszego popołudnia. Nie komentuje i nie ocenia, za
co jestem mu wdzięczna.
----------------------------------------
Witam wszystkich w tym Nowym Roku.
Dopiero co się rozpoczął, więc składam
wszystkim życzenia, aby trwający rok był lepszy
niż mijający. Pozdrawiam gorąco!
Przeszłość będzie się ciągnęła za Hanią. To nieuniknione. Tym bardziej, że Radek ciągle ją prześladuje. Chociaż może teraz, gdy wrócił już Michał, będzie lepiej. A pani Łasko pokocha wnuczęta, jak tylko je pozna, to pewne :)
OdpowiedzUsuńejejej! co to miało być, ten frajer, który chciał zrobić krzywdę Hani, co? Niech w ypier*ala w podskokach z jej szczęśliwego życia ;)
OdpowiedzUsuńA co do Jagódki i Miśka: domowe przedszkole ;D
Witam Cie Marzenko,dziekuje Ci za fajne siatkarskie opowiadanko po raz kolejny,zawsze czytam je z takim samym i nieustającym zaciekawieniem.Bardzi fajny watek.Jak zwykle standartowo nadrabiam zaleglosci.
OdpowiedzUsuńOczywiście zaraz przechodzę do następnego rozdzialu który musze nadrobić.
OdpowiedzUsuńDziekuje Tobie za nieustajaca wene do tworzenia fajnego opowiadanka!!!
OdpowiedzUsuńI oczywiście bardzo serdecznie pozdrawiam;D
OdpowiedzUsuńU Kubiaka i Jagody to naprawdę przedszkole;D
OdpowiedzUsuń