Rozdział 24

/ Jagoda /


            Tegoroczne święta Bożego Narodzenia minęły nie wiadomo kiedy. Po tych kilku dniach spędzonych w gronie rodziny zmuszeni byliśmy wrócić nie tylko do domów, ale i swoich codziennych zajęć. Najchętniej odpuściłabym treningi do końca roku, ale skoro wywalczyłam sobie miejsce w wyjściowym składzie to nie mogę wypaść z formy. Z tą właśnie myślą umawiam się z Agatą na popołudniowe zajęcia w pobliskiej siłowni. Oczywistym jest, że nie możemy pozwolić sobie na długą przerwę, co stanowi jedynie pretekst naszego spotkania. Tak naprawdę obydwie przytyłyśmy podczas świąt, a teraz chcemy zrzucić zbędne kilogramy, żeby dobrze wyglądać na, zbliżającej się imprezie sylwestrowej. Jeszcze nie wiem, gdzie się z Michałem wybierzemy, ale nie  chcę wyglądać, a co gorsza ruszać się jak słoń. Z tą myślą wrzucam do treningowej torby wszystkie potrzebne mi rzeczy. Zostawiam jeszcze na stole w kuchni kartkę z informacją dla Kubiaka, żeby później nie zarzucił mi, że znikam bez słowa, czy nie odbieram od niego telefonów.
            - Gotowa? – kiedy pojawiam się na parkingu, libero wita mnie z uśmiechem.
            - Oczywiście, że tak – odpowiadam równie wesoło – nie mogę się doczekać, aż trochę sobie pobiegamy.
            - Wyjdzie nam to na dobre – śmiejąc się wsiadamy do samochodu Agaty.
Mija zaledwie kilka minut, a my już jesteśmy na miejscu. W okamgnieniu przebieramy się w wygodne stroje i dołączamy do reszty ćwiczących na bieżniach, rowerkach i stepperach. Kiedy rozpoczynam ćwiczenia, czuję nie małą ulgę i radość z powodu tego, że wreszcie mogę rozruszać swoje zastygłe mięśnie. Chociaż nie chciałam się do tego przyznać przed samą sobą, to wiem, że brakowało mi ćwiczeń i jakiegokolwiek ruchu. Nie da się ukryć, że sport to też uzależnienie. Siedzenie przy rodzinnym stole i ciągłe objadanie się było dla mnie bardziej męczące niż wysiłek fizyczny związany z treningiem. Niemniej jednak babci się nie odmawia, czego efekt był taki, że po powrocie do domu czułam się jak wspomniany wcześniej słoń. Dlatego czym prędzej korzystam z okazji, aby zrzucić nadmiar wagi, a przy okazji wcisnąć się w sylwestrową kreację.
            - Cieszę się, że mam już za sobą te święta – Agata przerywa panujące między nami milczenie.
            - Dlaczego? – jestem zaskoczona wyznaniem przyjaciółki – stało się coś?
            - Nie – jej uśmiech zdaje się potwierdzać słowa – tylko nie mogłam patrzeć już na jedzenie, czego nic w świecie nie mogłam wytłumaczyć mamie.
            - U mnie było tak samo – odpowiadam niemal natychmiast – babcia nie przyjmuje tego do wiadomości.
Obydwie wybuchamy szczerym śmiechem, nie mogąc się powstrzymać. Przez kilka kolejnych minut opowiadamy sobie o świętach, które każda z nas spędziła w gronie najbliższych. Relacjonuję wszystko, za wyjątkiem zachowania dziadka w stosunku do Hani. Mnie również się to nie podobało, więc wolałam przemilczeć pewne rzeczy. Poza tym nie sądzę, żeby wujek wraz z narzeczoną chcieli, żebym komukolwiek o tym opowiadała. Sama również nie widzę potrzeby opowiadania o czymś, co powinno zostać zachowane w tajemnicy. Agata chyba wyczuwa, że nie chcę wszystkiego jej opowiadać, bo zmienia temat i zaczyna rozmowę związaną ze zbliżającym się sylwestrem. Kiedy wyznaję, że razem z Michałem nie mamy żadnych planów, libero przez chwilę się nad czymś zastanawia.
            - W takim razie zapraszam do mnie – mówi po namyśle – ale bez kostiumów nie wpuszczamy – dodaje ze śmiechem.
            - Jakich kostiumów? – nie bardzo rozumiem, co Agata ma na myśli.
            - Planuję imprezę w stylu lat osiemdziesiątych – dziewczyna mówi teraz całkiem poważnie – więc przebranie  jest obowiązkowe.
Przez dłuższą chwilę patrzę na nią podejrzliwie, nie dowierzając wypowiedzianym przed chwilą słowom. Jednakże dziewczyna potwierdza to, co powiedziała, dodając, że nie przyjmuje naszej odmowy. Zagroziła, że jeśli się nie pojawimy, osobiście wyciągnie nas z naszego przytulnego mieszkania. Nie chcąc się narażać na spełnienie groźby, obiecuję, że na pewno się u niej zjawimy. Libero z aprobatą klepie mnie po ramieniu, a w chwilę później schodzimy ze stacjonarnych bieżni. Dochodzimy do wniosku, że na dziś dosyć ćwiczeń. Szczególnie, że jutro z samego rana czeka nas trening, który z całą pewnością nie będzie lekki. Po wyjściu z siłowni Agata próbuje namówić mnie na kawę w pobliskiej cukierni. Odmawiam jej jednak najgrzeczniej, jak potrafię, tłumacząc, że umówiłam się z Kubiakiem na kolację. Poniekąd jest to prawda. Ani słowem nie wspominam jednak, że kolację zamierzamy zjeść w domu, a ja wcale nie mam ochoty na kawę. To właśnie dlatego Agata kiwa ze zrozumieniem głową i rozstajemy się w dobrych nastrojach. Tak, czy inaczej zobaczymy się na jutrzejszym treningu, więc jeszcze zdążymy wypić kawę i zjeść tyle ciasta ile zmieścimy. Najwyżej znowu przytyję, a co!


***


/ Hania /


            Ogromnie się cieszę, że w końcu udało nam się wrócić do domu. Zachowanie ojca Michała było coraz bardziej nie do zniesienia, a ja mimo krzepiących słów ukochanego coraz bardziej się tam męczyłam. Nawet jego mama w końcu dała za wygraną i, prosząc o ostrożność w czasie jazdy, pozwoliła nam wrócić. We własnym domu jestem o wiele bardziej spokojna. Nie muszę wysłuchiwać również przykrości, podobnych do tych, które musiałam znosić podczas świąt. Dzisiejsze popołudnie zdecydowanie należy do najspokojniejszych w ostatnim czasie. Jednak nasz spokój zostaje zmącony, gdy słyszę dobiegający z góry płacz. W moim sercu natychmiast pojawia się strach, bo wiem, że Arkowi dzieje się coś niedobrego. Czym prędzej biegnę do pokoju dzieci, by sprawdzić, co się dzieje. Kiedy wbiegam do pomieszczenia, widzę jak mój kochany synek zanosi się płaczem i czymś krztusi. Nie jestem pewna, ale chyba wymiotuje. Aż boję się pomyśleć, co się znowu dzieje, bo oczywiście ze zdrowiem Arka nigdy nie jest w porządku. Zawsze coś musi się wydarzyć!
            - Michał! – krzyczę, nie bardzo wiedząc, co robić – Michał, chodź tutaj!
Atakujący  w okamgnieniu pojawia się przy mnie. Spokojnie, jak zawsze sprawdza temperaturę ciała chłopca i pomaga mi go przebrać. Siatkarz nie ma wątpliwości, że musimy odwiedzić szpital, który wiąże się dla mnie z najgorszymi wspomnieniami. Mimowolnie przed oczyma staje mi obraz moich pierwszych dni spędzonych w Jastrzębiu, kiedy to zapłakana próbowałam dostać się z synem do najbliższej placówki. Teraz jednak nie ma czasu na wspomnienia. Michał zabiera Arka do samochodu, a ja zanoszę Misię Jagodzie, która zawsze w takich sytuacjach przychodzi nam z pomocą. Nie da się ukryć, że czas gra tutaj bardzo ważną rolę. Dlatego Michał nieznacznie przekracza dozwoloną prędkość i już po kilku minutach wchodzimy na izbę przyjęć miejscowego szpitala. Szczęście chyba nam sprzyja, a korytarz jest pusty, a dyżurujący lekarz od razu może nas przyjąć.
            - Co się dzieje z dzieckiem? – starszy mężczyzna patrzy na nas wyczekująco.
            - Ma gorączkę – Michał jak zawsze jest bardzo rzeczowy – a na dodatek wymiotuje.
            - Proszę pozwolić, że zbadam chłopca.
Atakujący układa naszego syna na szpitalnej kozetce, pozwalając lekarzowi przystąpić do badania. Trwa ono zaledwie parę minut i, jak się okazuje, Arkowi nic nie jest. Przynajmniej nic poważnego. Lekarz diagnozuje najwyżej zatrucie pokarmowe i przepisuje odpowiednie leki, aby zapobiec objawom. Nie ukrywam, że z serca spada mi olbrzymi kamień, chociaż zastanawiam się, skąd u małego mogło wziąć się zatrucie pokarmowe.
            - Nie mam pojęcia – Michał również jest zdumiony diagnozą lekarza.
            - Ja tym bardziej – odpowiadam – chociaż…
            - Co się stało? – wyraz twarzy mojego narzeczonego gwałtownie się zmienia.
            - Wczoraj wieczorem dałam Arkowi jogurt… - wszystko zaczyna się ze sobą łączyć.
            - A my nie zwróciliśmy uwagi na datę przydatności – atakujący kończy za mnie.
Bardzo szybko wyjaśnia się, skąd u Arka pojawiło się zatrucie pokarmowe. Trudno było mi namówić chłopca do jedzenia, więc postanowiłam dać mu ten nieszczęsny jogurt. Że też nie spojrzałam na datę przydatności do spożycia! Powinnam to zrobić, zamiast po raz kolejny zabierać syna do szpitala i martwić się o jego zdrowie. Na szczęście maluszkowi nic nie grozi, a zakupione leki przepędzą to paskudne zatrucie, do którego nieświadomie doprowadziłam. Przypuszczam, że będę obwiniać się przez kilka kolejnych dni, jednak nic nie mogę poradzić na swoją osobowość.
            - Kochanie, wszystko będzie dobrze – mówi mój narzeczony, kładąc wycieńczonego Arka do jego łóżeczka – nie mogłaś tego przewidzieć.
            - Ale mogłam sprawdzić, co podaję własnemu dziecku! – wykrzykuję niepostrzeżenie dla samej siebie.
            - Owszem, mogłaś – Michał przyznaje mi rację – ale to mogło zdarzyć się równie dobrze mnie.
Nie mówię tego głośno, ale wiem, że atakujący się nie myli. Po ten nieszczęsny jogurt mógł sięgnąć każdy z nas. Pech jednak chciał, że podałam go Arkowi, który walczy teraz z zatruciem. Nie czuję się z tym najlepiej, ale zdecydowanie mam nauczkę, żeby dokładniej sprawdzać produkty, jakie wkładam do lodówki.
            - Przestań się już zadręczać – ton głosu Michała jest bardzo stanowczy.
            - To nie jest łatwe – mówię z westchnieniem – ale dobrze, postaram się.

            - I to mi się podoba – siatkarz całuje mnie w czoło, po czym schodzimy do kuchni, by wspólnie zjeść jakąś kolację.

----------------------

Rozdział w trochę innym kształcie, niż planowałam,
ale najważniejsze, że jest. W najbliższym czasie spodziewajcie
się o wiele ciekawszych wątków. Mam nadzieję, że tym razem
obejdzie się bez poślizgu. Pozdrawiam!


6 komentarzy:

  1. Boże, uwielbiam! Tak długo czekałam na kolejną część *-* Pisz, pisz szybciutko nexta! Proszę! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Nareszcie przeczytane. Świetne opowiadanie. Moje pierwsze z polskimi sportowcami. Nie zawiodłm się i czekam na więcej. Oby tak dalej i wenki

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na 2 część http://doswiadczeniprzezlos.blogspot.com/2015/05/cz-2.html :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No cóż, zatrucie pokarmowe normalna rzecz i sama nie wiem, co jeszcze tu napisać...
    Czekam na ten Sylwester!

    OdpowiedzUsuń
  5. http://doswiadczeniprzezlos.blogspot.com/2015/05/cz-3.html zapraszam na trójeczkę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zapraszam na szczęśliwą, trochę zabawną siódemkę u Wronki http://doswiadczeniprzezlos.blogspot.com/2015/06/7-to-cie-nauczy-ze-nie-zadziera-sie-z.html

    OdpowiedzUsuń