/
Michał /
Dzisiejsza noc jest wyjątkowo
ciężka. Stan zdrowia Arka nie poprawia się, a chłopiec jest coraz bardziej
wycieńczony. Boję się, że niebawem znowu trafimy do szpitala. Tym razem z
powodu odwodnienia. Hania jest coraz bardziej tym wszystkim przerażona. Nic w
tym dziwnego, bo ja sam obawiam się o zdrowie chłopca. Zupełnie nie przejmuję
się więc tym, że czeka mnie bezsenna noc. Postanawiam usiąść na podłodze przy
jego łóżeczku i trzymać go za rączkę. Tymczasem Hania, po kilkuminutowej
nieobecności, zjawia się w pokoju dzieci. Podaje Arkowi leki i próbuje namówić
mnie do tego, abym wrócił do sypialni. Staram się przekonać ją do zmiany
zdania, jak najłagodniej potrafię, jednak moja narzeczona jest bardzo uparta.
- Kochanie, z samego rana idziesz na
trening – patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.
- Owszem, idę – zgadzam się – ale to
Arek jest teraz najważniejszy.
- I nie dasz mi się przekonać, że
leki działają i wszystko powinno się poprawić?
- Niestety nie, bo chcę przy nim
zostać – odpowiadam spokojnie.
- Dobrze już – Hania w końcu
kapituluje – ale jak zaśpisz, to nie będzie moja wina.
Zdaję
sobie sprawę z tego, że ukochana bardzo się o mnie martwi. Jednak, gdy patrzę
na cierpiącego Arka, boli mnie serce i nie potrafię zostawić go samego. Poza
tym chłopiec jest o wiele bardziej spokojny, mogąc trzymać mnie za rękę.
Dzisiejszej nocy jego zdrowie staje się dla mnie najważniejsze. Szczerze
mówiąc, mam w głębokim poważaniu to, czy uda mi się wstać na poranny trening i
czy trener znowu się na mnie wścieknie. Bernardi nie jest w stanie zrozumieć
priorytetów człowieka, który ma rodzinę. On oczekuje tylko, żeby wszyscy
stawiali się punktualnie na zajęciach i pracowali tak długo, jak to tylko
możliwe. Gdybym mógł, chętnie
powiedziałbym mu parę słów do słuchu, ale nie mam ochoty zaczynać
kłótni, a także pogarszać atmosfery w zespole. To zresztą teraz moje
najmniejsze zmartwienie. Odpychając od siebie myśli związane z pracą,
zmęczonymi oczyma spoglądam na Arka. Wygląda na to, że chłopiec czuje się coraz
lepiej, a jego sen staje się miarowy i głęboki. W moim sercu pojawia się zatem
spokój. Ogólne zmęczenie sprawia natomiast, że nie mam sił, by przenieść się
na, stojącą w pokoju, sofę. Zasypiam więc, opierając się o łóżeczko chłopca.
***
/
Jagoda /
Po raz pierwszy od jakiegoś czasu
mam za sobą bezsenną noc. Nie jest to spowodowane problemami zdrowotnymi, ale
opieką nad córką Michała i Hani. Mój ukochany czasami się irytuje, że tak
często im pomagam, jednak czuję się zobowiązana. Poza tym, kiedy wujek
zadzwonił do mnie po raz ostatni, przekazał mi informację, że z Arkiem nie jest
najlepiej, a oni boją się, żeby Misia nie złapała wirusa. No więc, jak mogłam
im odmówić? Sprawiłabym im w ten sposób nie małą przykrość, a nawet straciła
ich zaufanie!
- Dzień dobry, kochanie – moje
rozmyślania przerywa Kubiak, który pojawia się w naszej sypialni – jak ci się
spało?
- Poza krótkimi przerwami całkiem
nieźle – odpowiadam, całując go w policzek.
- Jak to z przerwami? – na jego
twarzy pojawia się zaskoczenie.
- Misia miała kolki, więc musiałam
się nią zająć.
No
tak! Kubiak przespał całą noc i nawet płacz dziecka nie był w stanie go
obudzić. Przyjmujący ma tak twardy sen, jakiego nie widziałam u nikogo innego! Żeby
może było ciekawiej, wszystko ma w głębokim poważaniu! Tylko to ja wstawałam,
żeby ukołysać dziewczynkę, nakarmić ją, czy przebrać. Szanowny pan Kubiak nawet
nie drgnął palcem.
- Raz w życiu mógłbyś przestać
komentować – denerwuję się nie na żarty – zobaczysz, jak będziesz miał własne
dziecko!
- Dobrze, już nic nie mówię –
przyjmujący wie, że ze mną nie wygra – co byś zjadła na śniadanie? – nagle
zmienia temat.
- Może jakieś grzanki? – pytam z uśmiechem.
- Się robi! – wraz z tymi słowami
słyszę tupot jego stóp na schodach.
Sama
poświęcam czas, żeby nakarmić i przebrać małą Michalinkę. Lada chwila zjawi się
tutaj mój zacny wujek i nie będzie zadowolony, jeśli czegoś nie dopilnuję. W
parę chwil później dziewczynka jest już najedzona, więc spokojnie śpi w swoim
wózku. Ja tym czasem pędzę do Michała, bo umrę z głodu!
***
Kiedy schodzę na dół, czuję
nieprzyjemny zapach spalenizny, mieszający się z aromatem mocnej kawy. W kuchni
panuje natomiast niemożliwy bałagan, pośrodku którego stoi bezradny Kubiak. Nie
mam zielonego pojęcia, czym przyjmujący chciał mi zaimponować. Na pewno nie
spalonymi grzankami czy parzoną kawą. Tak swoją drogą, zupełnie nie wiem, jak
można spalić grzanki w opiekaczu? Tę tajemnicę zna tylko mój ukochany. Teraz
patrzę na nie niego z politowaniem, jednocześnie starając się pokazać mu, w
jaki sposób przygotować pospolite tosty. Nie zapominam również otworzyć okna.
Zwyczajnie paść można od tego smrodu!
- Może wytłumaczysz mi, w jaki
sposób spaliłeś grzanki? – pytam, posyłając mu znaczące spojrzenie.
- Poszedłem do łazienki i… -
siatkarz zawiesza głos.
- I? – unoszę do góry jedną z brwi.
- Zapomniałem o nich – wyrzuca z
siebie na jednym oddechu.
- No tak, po tobie można się
wszystkiego spodziewać – mówię, zabierając się za przygotowanie kolejnych
tostów.
Jeśli
jeszcze przed chwilą myślałam, że załapię się na ciepłe, pachnące śniadanie, to
się przeliczyłam. Kubiak zdecydowanie wstał lewą nogą i wcale nie ma ochoty
przygotowywać posiłku. Tysiąc razy tłumaczyłam mu, że gdyby nie wujek z
narzeczoną, to niewykluczone, że nie byłoby mnie już wśród żywych. Zupełnie nie
wiem, dlaczego wciąż mu przeszkadza opieka nad dziećmi, z którymi czuję się
bardzo związana. Mam nadzieję, że przyczyną jego docinek jest najwyżej zły
humor.
- Proszę – stawiam przed nim talerz
z chrupiącymi tostami – bo za chwilę zejdziesz z głodu.
- Ty to potrafisz człowieka dobić –
odpowiada, unosząc przy tym lekko kąciki ust.
- Przez ciebie o mało co sama się
nie przekręciłam – udaję obrażoną.
- Dobrze już – przyjmujący całuje
mnie w czoło – jakoś ci to wynagrodzę.
Mam
nadzieję, mówię do siebie w duchu. Bo w przeciwnym razie chyba urwę ci głowę.
***
/
Hania /
- Kochanie, jesteś już gotowa? – z
dołu dobiega mnie wołanie Michała.
- Daj mi jeszcze chwilę –
odpowiadam, dostrzegając go w progu naszej sypialni.
Wkładam
do walizki ostatnie drobiazgi, po czym zasuwam zamek. Zastanawiam się jeszcze,
czy wszystko zabrałam, a kiedy mam pewność, podaję bagaż mojemu ukochanemu.
Atakujący czym prędzej znosi torbę na dół, by postawić ją przy drzwiach, tuż
obok swojej. Michał zaplanował dla mnie romantyczny, sylwestrowy wyjazd do
Zakopanego. Jak sam wspominał, jego rodzice mają tam domek, a podczas świąt
mama potajemnie dała mu klucze. Ta kobieta nawet mnie nie zna, a już zrobiła
dla mnie i dzieci tyle dobrego. Dodatkowo umożliwiła nam spędzenie Sylwestra
tylko we dwoje. Podziękowania w organizacji całego przedsięwzięcia należą się
również moim rodzicom, którzy zgodzili się zaopiekować Arkiem i Misią. No
właśnie! Mama z tatą zaraz tutaj będą, a ja siedzę zadumana w najlepsze. Z
zamyślenia wyrywa mnie jednak dzwonek. Zrywam się, mając zamiar przywitać
gości, lecz Michał mnie uprzedza. Wpuszcza rodziców do środka i z właściwym
sobie wyczuciem taktu całuje mamę w rękę, a ojcu ściska dłoń.
- Cześć, kochanie! – rodzice
natychmiast porywają mnie w swoje objęcia.
Jedno
przez drugie zaczynają wypytywać mnie o to, jak się czuję, czy dzieciom
dopisuje zdrowie, albo proponują, żebyśmy w końcu odwiedzili ich w Nysie. Mama
z tatą zdają się nie rozumieć, że nasz grafik jest bardzo napięty i z trudem
znajdujemy czas na wspólną kolację. Obydwoje doskonale wiemy, że rodzice się
martwią brakiem kontaktu, ale nie jesteśmy w stanie nic poradzić. Tuż przed
samym wyjazdem tłumaczę mamie, gdzie znajdzie wszystkie potrzebne rzeczy. Rodzicielka
w skupieniu słucha moich uwag i obiecuje, że się do nich zastosuje. Kiedy jestem
przekonana, że wszystko jej powiedziałam, razem z Michałem idziemy do dzieci. Michalinka
śpi, tuląc otrzymaną w szpitalu maskotkę. Arek z kolei siedzi na podłodze,
bawiąc się klockami. Obydwoje przytulamy dzieci na pożegnanie. Jeszcze nie
wyjechałam, a już za nimi tęsknię. Niemniej jednak uważam, że wyjazd z moim
ukochanym naprawdę dobrze mi zrobi i nabiorę sił do opieki nad nimi.
***
Zakopane wita nas śniegiem prószącym
z nieba i zaspami, jakie zdążyły się uformować na poboczach. W oddali widać
cudowne górskie krajobrazy, a ja nie mogę się doczekać spaceru ośnieżonymi
ścieżkami. Teraz jednak nasz samochód mknie przez miasto, aż w końcu udaje nam
się dotrzeć na jego obrzeża. To właśnie tutaj znajduje się cudowny, drewniany
domek, w którym mamy spędzić najbliższe dwa dni. Patrząc na zegarek jestem
zdziwiona, że właśnie wybija ostatnia godzina tego roku. Zdumiona spoglądam na
mojego ukochanego, który zanosi bagaże do środka i postanawia zabrać mnie na
spacer. Zniecierpliwiona dopytuję, gdzie pójdziemy, jednak Michał uparcie
milczy. Za nic w świecie nie chce mi zdradzić, w jakim miejscu będziemy tym
razem witać Nowy Rok. Próbuję to jeszcze z niego wyciągnąć, ale siatkarz uparł
się, że zrobi mi niespodziankę. Tym bardziej jestem zdziwiona, gdy na
kilkanaście minut przed północą docieramy do Krupówek. Już od samego początku
widzę zmarzniętych ludzi, tłoczących się w centrum deptaka. Na scenie gra jakiś
zespół, który nie najlepiej radzi sobie z odtworzeniem najbardziej znanych
polskich utworów. Tuż przed północą Michał podaje mi kupionego w drodze szampana
i dwa plastykowe kubeczki. Muzyka milknie, a wszyscy obecni skupiają się na
odliczaniu. W końcu wybija północ. Natychmiast słychać huk fajerwerków i
otwieranych szampanów. Również Michał strzela korkiem i rozlewa alkohol do
przygotowanych wcześniej kubeczków. W chwilę później Michał składa na moich
ustach namiętny pocałunek.
- Wszystkiego, co najlepsze w Nowym
Roku, kochanie! – tuląc w ramionach Michał jako pierwszy składa mi życzenia.
- Ja ci życzę, żebyś ze mną
wytrzymał do końca życia! – mówię z lekkim przekąsem, ale też uśmiechem.
- Dzielić życie z taką kobietą, jak
ty to sama przyjemność – po tych słowach siatkarz składa kolejny namiętny
pocałunek na moich ustach.
Jeszcze
przez kilka minut wsłuchujemy się w jakąś dobrze znaną polską piosenkę i
obserwujemy bawiące się towarzystwo. Po dłuższej chwili zaczyna mi się jednak
robić zimno. Spojrzeniem daję Michałowi do zrozumienia, że nie mam ochoty
dłużej przebywać na mrozie. Atakujący obejmuje mnie silnym ramieniem i w
milczeniu udajemy się w drogę powrotną. Zresztą słowa są teraz zbędne. Cieszę się,
że jesteśmy razem, gdzieś na obrzeżach miasta i w trzaskającym mrozie. Niczego
więcej mi nie potrzeba!
-------------------------------------
Witam serdecznie po dłuższej przerwie.
Odłożyłam blogowanie na czas matur, ale
mam nadzieję, że kolejne rozdziały będą
pojawiały się już regularnie. Pozdrawiam gorąco!
pojechałabym z Łasko na taki wypad do Zakopanego. Dobrze, ze Michał ma takie wsparcie w Jagodzie. Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńzapraszam serdecznie na wile zmieniającą część ósmą http://doswiadczeniprzezlos.blogspot.com/2015/07/8-kochanie-ja-wiem-jakie-to-duze-ryzyko.html
proszę serdecznie o komentarz każdego kto przeczyta rozdział :)
Pięknie piszesz! :) Na prawdę chce się więcej i coraz więcej! Tylko tak dalej :) Bardzo podoba mi się akcja z Jagodą i Michałem!
OdpowiedzUsuńNo ja też mam nadzieję, że będzie regularnie. Taki Sylwester to ja też chcę, a co! Kubiak chyba powinien trochę wyluzować i spokojniej żyć bo mu zylka kiedyś pęknie :)
OdpowiedzUsuńZa błędy przepraszam jestem w telefonie